"Wolverine" - recenzja
Dodane: 26-07-2013 21:36 ()
Na barki Jamesa Mangolda spadło niełatwe zadanie usunięcia rysy z filmowego wizerunku najpopularniejszego mutanta Marvela, która pojawiła się po nieudanym „X-Men Geneza: Wolverine”. Wybór twórcy świetnego „Cop Land” może dziwić głównie dlatego, że kino akcji nigdy nie było jego najmocniejszą stroną, za to całkiem nieźle radził sobie w portretowaniu ludzkich dramatów, kreśleniu niejednoznacznych, rozdartych wewnętrznie bohaterów. Czy Wolverine w jego interpretacji to ranny zwierz czy może pogrążony w żalu i cierpieniu z powodu utraconej miłości wrażliwiec?
Akcja obrazu rozgrywa się po wydarzeniach znanych z „X-Men: Ostatni Bastion”. Wolverine wiedzie życie pustelnika tułającego się po dzikich, kanadyjskich ostępach. Sytuacja zmienia się, gdy na jego drodze pojawia się Yukio. Dziewczyna pracuje dla biznesmana o imieniu Yashida, któremu Logan uratował życie podczas II wojny światowej. Mutant niechętnie przystaje na jej prośbę, podróży do Japonii w celu pożegnania umierającego przyjaciela. Na miejscu okazuje się, że Yashida ma dla niego zaskakująca ofertę. Potrafi sprawić, że bohater stanie się na powrót śmiertelny i będzie mógł spokojnie dokończyć żywota, bez ciągłego tułania się bez celu.
Punktem wyjścia historii jest strata jaką Logan poniósł wraz ze śmiercią Jean Grey. Jednakże wątek ten nie wypada w obrazie przekonująco, bowiem ani w trylogii „X-Men”, ani w komiksach, związek między wspomnianą dwójką nie został tak silnie zarysowany jak czyni to Mangold, odwołując się dość często do relacji łączących Logana z Jean. Znacznie korzystniej prezentuje się intryga wewnątrz klanu Yashida wprowadzająca na pierwszy plan Mariko – prawdziwą i jedyną miłość Wolverine’a. Próba porwania dziedziczki rodzinnej fortuny staje się przyczynkiem do pokazania spektakularnych scen pościgu – zwłaszcza na dachu pędzącego z zawrotną prędkością pociągu. W porównaniu do poprzedniego filmu, sekwencje akcji są bardziej dopracowane i przemyślane.
Gwiazdą obrazu niezaprzeczalnie jest Hugh Jackman, który zrósł się z postacią mutanta Marvela tak bardzo, że trudno wyobrazić sobie kogoś innego w tej roli. Tym razem twórcy odeszli od wizerunku rozwścieczonej bestii tnącej wszystko i wszystkich na swojej drodze, starając się pokazać, że w jego naznaczonym tragediami życiu znajduje się miejsce na odrobinę spokoju oraz uczucie. Pozostała część obsady - poza kreacją Yukio (dopiero druga rola w karierze aktorki) – wypada przeciętnie, statystując i stanowiąc tło dla Jackmana.
Dla widzów nieobeznanych ze światem mutantów dzieło Mangolda będzie prostą, sprawnie opowiedzianą historią z niewielką nutą dramatyzmu. Z kolei miłośnicy postaci Logana od razu doszukają się wielu nieścisłości w fabule. Scenarzyści bazując na komiksie Chrisa Claremonta i Franka Millera z wielką nonszalancją podeszli do dorobku Marvela szafując zdolnościami bohaterów na lewo i prawo. I tak postacie, które w pierwowzorze są ludźmi, w obrazie zasilają szeregi homo superior i na odwrót. Umiejętności niektórych z nich są mocno przesadzone, a postać Srebrnego Samuraja została jednym słowem zbezczeszczona (zabieg twórców sprawił, że portale pokroju filmwebu mylnie wskazują kto jest kim w produkcji). Sam pomysł pozbawienia Wolverine’a szybkiej regeneracji ran pozostaje w sprzeczności z posiadanym przez niego adamantowym szkieletem. Brak mutacyjnej zdolności Rosomaka powinien spowodować jego natychmiastową śmierć.
Scena po napisach sugeruje, że po raz siódmy zobaczymy Hugh Jackmana w roli Wolverine’a (swoisty rekord w kinie superbohaterskim). Obraz Mangolda w ogólnym rozrachunku wypada lepiej niż dzieło Gavina Hooda, jednak nadal nie jest to taka historia, jakiej byśmy oczekiwali. Może do trzech razy sztuka?
P.S. Efekty 3D jak zwykle przygotowano z myślą o skutecznym odchudzeniu portfeli widzów.
6-/10
Tytuł: "Wolverine"
Reżyseria: James Mangold
Scenariusz: Christopher McQuarrie, Mark Bomback, Scott Frank
Obsada:
- Hugh Jackman
- Rila Ai Fukushima
- Tao Okamoto
- Will Yun Lee
- Famke Janssen
- Swietłana Chodczenkowa
- Hiroyuki Sanada
- Hal Yamanouchi
- Ian McKellen
- Patrick Stewart
Muzyka: Marco Beltrami
Zdjęcia: Ross Emery
Montaż: Michael McCusker
Scenografia: François Audouy
Kostiumy: Isis Mussenden
Czas trwania: 126 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus