The Book of Unwritten Tales: The Critter Chronicles

Autor: Jakub Orlano Antoniuk Redaktor: Ivan

Dodane: 03-06-2013 08:11 ()


Pod koniec 2012 roku, za sprawą wydawnictwa IQ Publishing, pojawiła się na polskim rynku gra The Book of Unwritten Tales. Była to umiejscowiona w świecie fantasy przygodówka point and click autorstwa niemieckiego studia King Art. Choć gra ukazała się u nas niemal z dwuletnim opóźnieniem to i tak zdobyła uznanie rodzimych recenzentów. Przeważały oceny rzędu 8-9/10, większość chwaliła produkcję za humor oraz liczne nawiązania do popkultury.

Od pewnego czasu na naszym rynku dostępna jest kolejna gra z serii o podtytule The Critter Chronicles. Celowo nie piszę kontynuacja, gdyż tym razem cofamy się w czasie i poznajemy wydarzenia jakie miały miejsce przed oryginałem. W pierwszej grze wcielaliśmy się w skórę czwórki bohaterów. Na samym początku była to elfka Ivodora Eleonora Clarissa, księżniczka Srebrnego Lasu, następnie młody gnom Wilbur Weathervane a w połowie gry pojawił się najbardziej wyrazisty i kochany przez graczy duet Kapitana Nathaniela „Nate’a“ Bonneta oraz niesprecyzowanego potworka imieniem Zwierzak. Ta dwójka z całkowitym pominięciem wcześniejszych nudziarzy występuje jako bohaterowie nowej odsłony serii. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, iż mimo tytułu – The Critter Chronicles (Kroniki Zwierzaka), to Nate jest postacią centralną. Fakt, wiele dzieje się wokół stworka-potworka a także bardzo często wcielamy się w jego futro, jednakże nie mam wątpliwości kto jest najbardziej widoczny i zapadający w pamięć.

Nate'a zapamiętałem z oryginału jako złośliwego, zakochanego w samym sobie poszukiwacza łatwych przygód – istne odzwierciedlenie Hana Solo z czasów "Nowej nadziei". Zwierzak zaś był dla mnie futrzastą kulką, przypominającą co najwyżej niemowlęcie Wookich – do Cheewbaki dużo mu brakowało. W nowej grze jednak Zwierzak awansował i nie jest już postacią epizodyczną. Jak wspomniałem wcześniej, wcielamy się w niego zdecydowanie częściej. Wciąż mamrocze w swoim dziwnym języku naśladującym dźwięki, mocno przy tym gestykulując. Wachlarz jego "zdolności" wzrósł znacznie względem poprzedniej części i trzeba przyznać, że są one dość zabawne ale zaczynają się szybko powtarzać i na dłuższą metę męczyć. Osoby, które kochały go w oryginale będą przeszczęśliwe, jeżeli zaś nie lubiliście go tak jak ja, to czujcie się ostrzeżeni.

 

Mimo cofnięcia fabuły w czasie, Nate nie stracił swego pazura – wprost przeciwnie, zaostrzył mu się bardziej. Jeżeli graliście w polskojęzyczne demo gry, dostępne na stronie wydawcy to wiecie, że nie ma z tym panem lekko i złośliwe docinki będą latały często i gęsto. Kierujemy nim od samego początku gry, a że Nate ma szczególny dar do wpadania w tarapaty i napotykania barwnych ludzi, którzy są pożywką dla jego nieskończonej złośliwości to od razu wiadomo, że będzie wesoło. Dla jego docinek warto przemęczyć się ze Zwierzakiem zwłaszcza, że inne postacie występujące w grze - mówiąc kolokwialnie - dają radę.

 

The Book of Unwritten Tales: The Critter Chronicles podobnie jak pierwowzór podzielony jest na rozdziały. Tym razem jest ich pięć. Pierwszy w całości poświęcony jest Nathanowi i komuś kogo znamy z oryginału, kolejny - to dla niektórych obowiązkowa męczarnia - ze Zwierzakiem w roli głównej. Pozostałe to współpraca naszej wesołej dwójki, czasem z większym naciskiem na jedną a czasem drugą postać.

 

Zmiany personalne to nie jedyne jakich uświadczymy w grze. Najbardziej widoczna jest możliwość wyboru poziomu trudności. W The Book of Unwritten Tales z góry mieliśmy narzucony jedyny słuszny, który dla niektórych mógł być za mało wymagający (bardziej zapalonym graczom pozostawało wyłączyć podpowiedzi). Teraz mamy dwa poziomy trudności do wyboru: normalny oraz trudny. Jakie są pomiędzy nimi różnice? Jeżeli graliście w prastare The Curse of Monkey Island to wiecie, że tam na wyższym poziomie było więcej zagadek i były one bardziej obciążające dla naszej głowy. Tak samo jest i w przypadku Kronik. Ale uwaga, ze wzrostem poziomu trudności zmniejsza się ilość podpowiedzi, co mniej rozgarniętego gracza w pewnych momentach może doprowadzić do szewskiej pasji (a także wielu słów skierowanych w stronę twórców). Jeżeli głównie gracie w gry zręcznościowe a przygodówki odpalacie raz na wieczność albo i rzadziej, zalecam nie porywać się na ten poziom. Oszczędzi wam to frustracji a otoczeniu słuchania jak elokwentnie władacie łaciną.

 

Pierwowzór charakteryzował się przeogromnym bogactwem otoczenia – każda lokacja była odmienna, ciężko było odnaleźć powtarzające się elementy a nawet jeżeli powracaliśmy w to samo miejsce, to działo się to naprawdę rzadko. Z The Critter Chronicles nie jest już tak różowo. Lokacji względem wcześniejszej gry jest znacznie mniej. Nawet jeżeli nie graliście w The Book of Unwritten Tales i patrzycie na Kroniki jako samodzielną grę, to trudno nie odczuć małego bogactwa otoczenia. Ilość lokacji oscyluje w okolicach 15 a co gorsza 3/4 dzieje się w zimowej scenerii, gdzie dookoła jest jedynie śnieg, lód i drużyna pingwinów. Gdzieś w oddali od czasu do czasu widnieje maciupki punkcik, więc nie bardzo jest na czym zawiesić oko. Co gorsza, przechodzimy przez te same lokacje wielokrotnie, co na dłuższą metę po prostu męczy. Czasem zachodzą drobne zmiany w otoczeniu, ale dla mnie bywały niewystarczające. Sytuację niejako ratuje zmiana klimatu w późniejszej części fabuły, gdzie przenosimy się na bardziej zamkowe przestrzenie – ale i tak głównie chodzimy po korytarzach tylko po to, aby wrócić do krainy wiecznych lodów. W tej kwestii czuję się zawiedziony. Gdyby chociaż wygląd zmieniał się częściej i starano się wprowadzać więcej ciepłych barw, to może jeszcze nie było by to tak odczuwalne. Po przejściu gry miałem uczucie, że nie dostałem pełnoprawnej produkcji a co najwyżej rozbudowany, samodzielny dodatek. Rozgrywka zajmuje, w zależności od tego jaki poziom trudności sobie wybierzemy oraz jak bardzo nie dajemy rady zagadkom, od 9 do 12 godzin. Zalecam rozłożenie zabawy na jakąś godzinę gry dziennie. Fabuła jest warta poznania, ale dłuższe posiedzenia właśnie przez wszechobecną biel mogą nieco męczyć.

 

Przy okazji troszkę się pożalę na inny element, którego jest znacznie mniej niż w pierwszej odsłonie – a mianowicie na puszczanie oka do gracza. Pierwsza gra aż kipiała od tego typu treści. Na każdym kroku czekała na nas zabawna opowieść lub rozmowa przemycająca ukryte nawiązania. W Kronikach ich ilość jest proporcjonalna do lokacji. Jest ich mniej i choć wciąż trzymają wysoki poziom (nienachalne nawiązania do Portala zapadają w pamięć) to rozbestwiony poprzednią częścią liczyłem na więcej.

 

Niezmienne pozostają technikalia wraz ze swoimi zaletami jak i wadami. Gra śmiga na tym samym silniku graficznym, wciąż mamy do czynienia ze statycznymi tłami oraz trójwymiarowymi modelami postaci. Poprawiono przerywniki filmowe, które tym razem są bezpośrednio renderowane na silniku dzięki czemu nie tracą na jakości. Oprawa muzyczna to ponownie praca pana Benny'ego Oschmanna a aktorzy którzy udzielali się w pierwowzorze, użyczyli swojego głosu również tutaj. Jako ciekawostkę podam, że Doug Cockle, który dubbingował Natheniela wcielił się w Geralda z Rivii w anglojęzycznej wersji obu części gry o Wiedźminie.

 

Pora na kilka słów o spolszczeniu. Za tłumaczenie odpowiedzialny był Marek Gałązka, który również przekładał poprzednią część. Ponownie mamy do czynienia ze spolszczeniem kinowym, czyli przetłumaczone zostały podpisy i pozostawiono angielską ścieżkę dialogową. Tym razem tłumaczenie jest bezbłędne i udało się uniknąć kilku drobnych potknięć jakie pojawiły się w pierwszej grze, co wówczas zaowocowało wydaniem po premierze poprawki. Szkoda tylko, że oryginał tym razem nie dawał tak licznych możliwości aby tłumacz mógł nieco poszaleć i adoptować dialogi na nasze polskie warunki.

 

Podsumowując, The Book of Unwritten Tales: The Critter Chronicles to wciąż przyjemna przygodówka point and click ze sporą dawką złośliwego humoru. Względem pierwowzoru jest w każdej kwestii niestety mniejsza. Jeżeli nie mieliście do czynienia z pierwszą grą, należy ją traktować jako wstęp do The Book of Unwritten Tales. Osoby zaznajomione z poprzednią częścią zachęcam do poznania historii "jak to się stało". Zwłaszcza, że wasz ulubieniec Nate gra teraz pierwsze skrzypce a pochodzenie Zwierzaka przestaje być tajemnicą. Tylko miejcie na uwadze mniejszą skalę produkcji a nie rozczarujecie się.

 

Moja ocena: 7 (z minusem)

Testowano na: PC

 

Recenzja The Book of Unwritten Tales

 

DZIĘKUJEMY FIRMIE IQ PUBLISHING ZA UDOSTĘPNIENIE GRY DO RECENZJI


comments powered by Disqus