The Book of Unwritten Tales - recenzja

Autor: Jakub Orlano Antoniuk Redaktor: Ivan

Dodane: 06-11-2012 11:20 ()


Często w prywatnych rozmowach ze znajomymi zdarza się, że zamiast dyskutować na temat najnowszych, najgorętszych tytułów wracamy pamięcią do dawnych czasów młodości, gdy na komputerach królowały przygodówki Point&Click. Czasy panowania Łowcy Cieni - Gabriela Knighta, podrywacza oraz ofermy - Larry'ego Laffera czy (a może przede wszystkim) całej wesołej menażerii z przygodówek autorstwa LucasArts’u z nieśmiertelną Małpią Wyspą i piratem Guybrush'em Threepwood'em na czele.

Wraz z rozwojem technologii i rozpowszechnianiem się innych gatunków takich jak FPSy, gry zręcznościowe czy różnego rodzaju MMO, przygodówki zostały zepchnięte na dalszy plan. Niektóre marki aby przetrwać przeszły reinkarnację w zręcznościówki, jak chociażby Alone in the Dark, inne natomiast jak Broken Sword zadomowiły się na konsolach, patologizując swoje pecetowe wcielenia. Ale gatunek nie umarł - cały czas w zalewie bardziej nośnych tytułów przebijają się swoim słabym blaskiem nowe produkcje.

 

Ogromna w tym zasługa naszych zachodnich sąsiadów, gdzie granie pecetowe wciąż jest dominujące a przygodówki Point&Click oraz staroszkolne RPG-i mają się całkiem dobrze. Jeżeli spojrzymy na wszystkie gry przygodowe jakie wyszły w ciągu kilkunastu ostatnich lat to okaże się, że około 80% powstało w Niemczech. Pozostałe 20% to reszta świata. Ceville, Ankh, Jack Keane, seria Tajne Akta, Deponia - to tylko niektóre z najważniejszych tytułów gatunku z ostatnich kilku lat. Wszystkie one powstały w Niemczech, podobnie jak recenzowana poniżej The Book of Unwritten Tales.

TBoUT to produkcja studia King Art Games, pochodzącego z miasta Brema w północnych Niemczech. Studio ma na swoim koncie kilka mniejszych produkcji niezwiązanych z gatunkiem oraz serię Murphys Gesetz. The Book of Unwritten Tales to ich pierwsza tak duża i poważna produkcja typu Point&Click. Niemieckojęzyczna wersja ukazała się w 2011 roku, wersja angielska zadebiutowała w wakacje 2012 roku. Polskie wydanie oraz polonizację zawdzięczamy firmie IQ Publishing, która nie jedną przygodówkę sprowadziła do naszego kraju. Jeżeli graliście w polską wersję Jolly Rover, Goin' Downtown (ze szprechanym spiczem) czy A New Beginning to wiedzcie, że to ci sami ludzie są odpowiedzialni za ich obecność w naszym kraju.

 

The Book of Unwritten Tales to klasyczna przygodówka, łącząca w sobie dwuwymiarowe renderowane tła oraz trójwymiarowe modele postaci, sterowane za pomocą myszki. Akcja gry ma miejsce w baśniowej krainie, gdzie średniowiecze i magia mieszają się z kołami zębatymi, mechanizmami i latającymi pojazdami. Od wielu lat trwa wyniszczająca wojna pomiędzy Armią Cieni Arcywiedźmy Mortrogi a siłami Przymierza. Wojna zdaje się nie mieć końca, żadna ze stron nie jest w stanie zdobyć zdecydowanej przewagi. Jednakże stary archeolog i podróżnik, gremlin MacGuffin, odkrył sposób w jaki można ostatecznie zakończyć konflikt. Niestety Arcywiedźma dowiedziała się o tym fakcie i wysłała swojego syna Munkusa, aby ten zaprowadził gremlina przed jej oblicze i wyjawił, gdzie ukryty jest Artefakt Losu, który może przechylić szalę na stronę Armii Cienia. Świadkiem zajścia jest elfka Ivodora Eleonora Clarissa, księżniczka Srebrnego Lasu, która jest pierwszą postacią jaką sterujemy w grze.

 

Jednakże tylko przez chwilę dane nam jest kontrolować elfkę, ponieważ gdy tylko uwalniamy MacGuffina z niewoli, fabuła rzuca nas w Góry Białej Grani, gdzie mieszka Wilbur Weathervane. Wilbur jest młodym gnomem, pracującym w karczmie krasnoludzkiego Mistrza Piwowara. Jego marzeniem jest wyruszyć w świat i zostać magiem-bohaterem. Przewrotny los szybko daje mu do tego okazję, gdy zrzucony w klatce MacGuffin dosłownie spada Wiburowi na głowę. Gremlin zleca młodemu gnomowi niezwykle ważne zadanie - musi on dotrzeć z Jedynym Pierścieniem do ludzkiego Arcymaga Alistaira w mieście Kamień Morski. Tylko Arcymag może pomóc w odnalezieniu Artefaktu Losu i definitywnemu zakończeniu konfliktu.

I w tym momencie tak naprawdę zaczyna się prawdziwa przygoda. Wcześniejsze działania Ivo należy traktować jako samouczek i długie interaktywne wprowadzenie do fabuły. Jeżeli myślicie, że do chwili zobaczenia napisów końcowych będziecie sterowali wyłącznie młodym gnomem to śpieszę z informacją, że gra kilkukrotnie będzie przeskakiwała fabularnie w różne krainy (o których troszkę później) a co za tym idzie, również będą zmieniały się postacie, którymi będziemy sterować.

Przez mniej więcej pierwszą połowę gry będziemy zmiennie kierowali elfką oraz gnomem, później jednak dołączą do naszej wyprawy Kapitan Nathaniel „Nate“ Bonnet oraz niesprecyzowane stworzenie imieniem Zwierzak. Zdarzy się również, że przyjdzie nam pokierować jednocześnie dwoma a nawet trzema postaciami w obrębie jednej lokacji, przełączając się co chwila między nimi. Każda z nich korzysta z charakterystycznych dla siebie zdolności. Na przykład wysoka elfka dosięgnie tam, gdzie mały gnom nie da rady się wspiąć. Z kolei ten zaś zmieści się w niewielkie szczeliny, do których inni nie mają dostępu. Czasem bez współpracy między bohaterami nie jest możliwe ruszenie z fabułą.

 

Świat stworzony przez Niemców jest niezwykle bogaty. Oprócz wspomnianych wcześniej Gór Białej Grani i Kamienia Morskiego, odwiedzimy również wiejski domek MacGuffina, bagna, zatopioną świątynię, kryptę umarłych, obóz Różowych Krzyżowców, pełną lawy jaskinię smoczycy, fortecę orków, więzienne lochy a jako nieboszczyk na chwilę nawet świat duchów. Na tym jednak lista się nie kończy. Każda lokacja różni się niepowtarzalnym otoczeniem i klimatem, bogactwem i zróżnicowaniem elementów interaktywnych. Grając nie będziemy mieli poczucia, że „ja chyba ten garnek widziałem kilka godzin temu gdzieś indziej”. Dodatkowego klimatu dodaje symfoniczna muzyka autorstwa Benny'ego Oschmanna, autora m.in. ścieżki dźwiękowej do siódmej części Settlersów. Każdy utwór pasuje do otoczenia - spokojne, stonowane muzyczne tło na ulicach Kamienia Morskiego czy wyraziste bębny i flety w obozowisku orków tworzą przyjemną całość. Muzyka nie męczy, delikatnie brzmi  w tle a jednocześnie jest dostrzegalna przez gracza. Osoby, które zdecydują się zakupić wydanie kolekcjonerskie The Book of Unwritten Tales dostaną w zestawie płytkę audio ze ścieżką.

 

Humor pobrzmiewający w dialogach, liczne nawiązania do popkultury i obecnego świata oraz postacie z którymi rozmawiamy to największe atuty gry. Twórcy za cel postawili sobie stworzyć pełną humoru, wspaniałą baśń dla bardziej dojrzałego gracza. Księżniczka Ivo w domu MacGuffina ogląda drewniany kielich i komentuje go słowami, że to kielich cieśli, gremlin kończy swoją prośbę o pomoc słowami „Pomóż mi mistrzu Alistarze, jesteś naszą jedyną nadzieją”, smoczycy marzy się sterta złotych monet na których mogła by spać, Nate będzie dzierżył w dłoni wygadany miecz a mag i kupiec w Kamieniu Morskim nie widzą świata poza masową grą RPG o nazwie WoB. Zresztą podane przykłady to tylko mały wycinek atrakcji i żartów, jakie spotkamy w czasie gry - nie chcę zdradzać szczegółów i najsmakowitszych kąsków ale wierzcie, że będziecie wielokrotnie mile zaskoczeni.

 

Chwaląc grę warto wspomnieć o postaci kapitana Nate'a. Jak wspominałem wcześniej, pojawia się mniej więcej w połowie gry. Wyróżnia się on znacznie na tle stonowanej elfki i naiwnego gnoma. Kombinator, awanturnik, leser ze skłonnościami do narcyzmu, złośliwie i cynicznie komentuje każde zdarzenie i zachowanie. Nie waha się osiągnąć swoich celów, stosując niekoniecznie uczciwe zasady. Gdyby chcieć go porównać z innymi postaciami znanymi z gier czy filmów, najbliższy wydaje mi się Han Solo z Nowej nadziei. Jego towarzysz Zwierzak również jest postacią, którą przyjdzie nam sterować, jednakże na tle pozostałej trójki wypada blado. Na szczęście jego epizod jest dosyć krótki i przeplatany z losem Ivo, co nieco ratuje sytuację. Jego zadanie, choć ważne z perspektywy fabuły, nie wzbudzało we mnie entuzjazmu a raczej obojętność i delikatne znudzenie. Może jest to spowodowane faktem, że Zwierzak nie używa zrozumiałego języka tylko wydaje pomruki i gesty? Trzeba jednak uczciwie przyznać, że kilka z nich jest dość zabawnych.

 

Nie można za to złego słowa powiedzieć o postaciach niezależnych. Każda z nich ma swoją wyjątkową osobowość oraz specyficzną, niepowtarzalną historię o której wspomina podczas rozmów. W czasie wędrówki napotkamy między innymi fauna Billa - handlarza próbującego w czasach krachu handlowego oskubać każdego z ostatniej złotej monety; szamana-minotaura Grzmiącą Racicę - nałogowo palącego fajkę z dusznych grzybów; bezrobotną smoczycę pragnącą przekwalifikować się na groźnego potwora; przyrodnich braci syjamskich z plemienia Piorunorękich; Zloffa - maga intelektualistę o słabej głowie i Blouta - nieokrzesanego głupola z zapędami do stosowania nieuzasadnionej przemocy; przyjaznych nieumarłych walczących o swoje prawa czy metroseksualnego paladyna. Mieszanka iście wybuchowa, barwna i irracjonalna jak w najlepszych przygodówkach LucasArtsu.

 

Zagadki obok zbieractwa oraz fabuły to najważniejszy element gier przygodowych. The Book of Unwritten Tales stara się być produkcją przystępną dla dzisiejszego odbiorcy. Nie oznacza to jednak, że gracz traktowany jest jak imbecyl i gra przechodzi się niemal sama, podpowiadając wprost co należy zrobić (choć dialogi sugerują czasami jakie kroki wypada podjąć). Bardziej na miejscu jest stwierdzenie, że nie uświadczymy abstrakcyjnych zagadek, których bez irracjonalnego myślenia lub poradnika nie rozwiążemy. Wprost przeciwnie - łamigłówki są logiczne i względnie rozgarnięta osoba powinna dać sobie z nimi radę. Oczywiście można się zaciąć, sam doświadczyłem tego kilkukrotnie, ale wynikało to raczej ze zmęczenia, niż zagadek samych w sobie. Warto przy tym zaznaczyć, że nasze problemy czasem mogą wyniknąć z faktu, że nieliczne obiekty należy zbadać więcej niż raz. Jeżeli nie uruchomimy odpowiedniego skryptu, dalsze działania mamy zablokowane, nawet jeżeli posiadamy wszystkie niezbędne przedmioty. Sam zacinałem się w ten sposób przynajmniej raz dziennie (grę ukończyłem w pięć dni). Desperaci w każdej chwili mogą skorzystać z klawisza spacji i podpowiedzi, które z obiektów są interaktywne.

 

Jak do tej pory w większości przypadków chwaliłem grę, teraz troszkę ponarzekam. The Book of Unwritten Tales zawiera kilka drobnych błędów technicznych. Z góry chcę zaznaczyć że nie obniżają one wartości gry i frajdy z niej płynącej, ale mogą spowodować westchnienie niezadowolenia. Głównym problemem jest złe przystosowanie obrazu do innego formatu niż 16:10. Przy obrazie o formacie 16:9 (np. rozdzielczość 1920x1080) po bokach pojawiały się czarne paski. O ile sam fakt ich istnienia nie dziwi (w dużej ilości gier stosowana jest taka praktyka – wszystko po to, aby niezależnie od monitora, proporcje ekranu w grze były prawidłowe) , to już to, że jedynie przykrywały one obraz po bokach (zamiast odpowiednio przeskalować ekran), pozwalając nadal na używanie interaktywnych przedmiotów, które znajdowały się za nimi  jest sporym niedopatrzeniem.

 

Również niektóre interakcje  nie synchronizowały się prawidłowo z dźwiękiem. Postać wykonywała daną czynność na ekranie, zaś dźwięk był odtwarzany z lekkim opóźnieniem. Nie raz na tyle dużym, że było to dość widoczne.

O ile wszystkie postacie są płynnie animowane i mają porządnie wykonaną synchronizację ruchu ust to mówiąca smoczyca składa się z jednej, prostej animacji - w dodatku z małą ilością klatek na sekundę. Jakby tego było mało czasami zdarza jej się poczynić brzuchomówstwo.

 

Można by się jeszcze przyczepić do mapy, która nie pozwala przenieść się do każdego miejsca jakie pokazuje, nawet jeżeli odwiedziliśmy je wcześniej kilkukrotnie. Jednakże największym bólem był taniec deszczu, który okazał się  sekwencją QTE. Prywatnie nie znoszę w grach komputerowych tego typu zachowań a w przygodówkach szczególnie. Point&Clicki od zawsze były grami powolnymi, gdzie w każdej chwili mogłem się zatrzymać, podziwiać widoki w tle, delektować muzyką i swoim tempem rozwiązywać stawiane przede mną zagadki. W tym jednym jedynym przypadku (w całej grze) ważniejsza była koordynacja ręka - oko. Nie jest to co prawda sytuacja, z którą nie można się uporać w przeciągu trzech minut, ale poczucie nieprzyjemnego nagłego szoku pozostało na długo.

 

Przyczepię się również nieco do polonizacji. Gra została spolszczona kinowo co oznacza, że mamy do czynienia z angielskim dubbingiem i polskimi podpisami pojawiającymi się na ekranie. Sama jakość spolszczenia stoi na wysokim poziomie, ale nie ustrzegła się paru drobnych niedociągnięć. Podczas gry jeden dialog w ogóle się nie wyświetlił a raz zamiast zobaczyć tłumaczenie wypowiadanej przez wodza orków kwestii, zobaczyłem napis „not yet translated. Najprawdopodobniej komunikat ten dotyczył tłumaczenia z niemieckiego na angielski, ale takie błędy powinny być wyłapane przy testach, jak nie angielskiej to polskiej wersji językowej. Na szczęście są to jedyne babole w tłumaczeniu.

 

Na zakończenie dodam, że jak dla mnie produkcja studia King Art Games nieco za wolno się rozkręcała. Przejście jej zajmuje piętnaście do dwudziestu godzin. Przez pierwsze dwie - trzy czułem się, jakbym bardzo powoli zanurzał się w los kierowanych bohaterów. Po pierwszym dniu grania byłem gotowy wystawić ocenę 7,5/10. Miałem do czynienia z rzetelnie wykonaną przygodówką Point&Click z bogatym, fantastycznym światem, ładną grafiką oraz ciekawą choć nienadzwyczajną fabułą. Jednak im dłużej grałem, opowieść stawała się ciekawsza, humor coraz bardziej zabawny, lokacje barwniejsze a zagadki bardziej wymagające. W ostateczności po obejrzeniu napisów końcowych gotowy byłem wystawić grze 8,5. Co też uczyniłem.

The Book of Unwritten Tales jest produkcją dobrą. Dla osób, które chciałyby rozpocząć swoją przygodę z tym gatunkiem jest to rozwiązanie wręcz idealne. Wyjadacze przygodówek, lubujący się w grach nie do końca poważnych również powinni sięgnąć po ten tytuł a po jego ukończeniu wyczekiwać premiery The Critter Chronicles - gry z Nathanielem „Nate“ Bonnetem i Zwierzakiem w roli głównej.

 

Moja ocena:  8,5/10

Testowano na: PC

 

PS: Na stronie wydawcy dostępny jest patch, który uzupełnia brakujący fragment tekstu oraz poprawia mechanizm zapisu stanów gry. Pobrać go możecie z tego miejsca.  

 

Gra dostępna jest również w wersji kolekcjonerskiej (w cenie 89,90 PLN), w skład której wchodzą:

  1. Pełna zawartość podstawowej edycji gry:

  • opakowanie DVD,
  • płyta DVD z grą w polskiej wersji językowej z napisami,
  • skrócona instrukcja do gry,
  • pełna polska instrukcja do gry w wersji elektronicznej,
  • Opaska Edycji Kolekcjonerskiej,

  • Soundtrack z gry skomponowany przez Benny'ego Oschmanna: 22 tracki w formacie CD-Audio + wersja w formacie mp3,

  • Film przedstawiający proces powstawania gry: film w polskiej wersji językowej w formacie HD i PAL,

  • Bogato ilustrowany album opisujący proces przygotowania gry: 48 stron w kolorze, na papierze kredowym,

  • 2 kolorowe widokówki z artami z gry. 

     

  •  

     

    DZIĘKUJEMY FIRMIE IQ PUBLISHING ZA UDOSTĘPNIENIE GRY DO RECENZJI 


    comments powered by Disqus