"Wróg numer jeden" - recenzja druga
Dodane: 13-02-2013 21:20 ()
Pięć nominacji do Oscara, tyleż samo do BAFTY, trzy nominacje do Złotych Globów. Nic dziwnego, że do kina wybierałam się z ogromnymi oczekiwaniami, które, jak to zazwyczaj bywa, nie zostały do końca spełnione.
Co my tu mamy? Schemat „od zera do bohatera” – czyli o tym, jak jedna kobieta może swoim uporem doprowadzić do ujęcia tytułowego „wroga numer jeden”, amerykańską flagę w tle, patriotyzm, kino akcji i światową politykę. Słowem – przepis na film doskonały. Obraz otwiera scena brutalnych tortur przeprowadzanych na arabskim więźniu przez pracownika CIA. Reżyser poświęca kontrowersyjnemu tematowi niemało miejsca, jednak koniec końców nie wynika z tego nic poza kulawym usprawiedliwieniem działań wywiadu zewnętrznego. Proces zapoczątkowany przez wyciek informacji do opinii publicznej o warunkach panujących w Guantanamo został ukazany jako stopniowe pozbawianie agentów narzędzi pracy. Laurka dla administracji państwowej sięga w tym przypadku niemal krawędzi absurdu, karząc widzowi wierzyć, że wywiad jednego z najpotężniejszych państw świata nie ma innych sposobów pozyskiwania informacji niż wymuszanie przez katowanie.
Struktura obrazu jest złożona z kilku oddzielonych w czasie rozdziałów, które oglądamy w porządku chronologicznym. Główna bohaterka – w tej roli Jessica Chastain – to uparta, inteligentna i samotna osoba, dla której praca stanowi całe życie. Utalentowana ognistowłosa aktorka wykonuje swe rzemiosło poprawnie, nie spadając poniżej poziomu, do którego przyzwyczaiła widzów. Jednak z pewnością nie jest to rola na miarę „Służących” czy nawet „Drzewa życia”. Tutaj rudowłosa raczej snuje się po ekranie, a jej wewnętrzna przemiana daje o sobie znać raptem w kilku momentach, głównie za sprawą marnego potencjału, jaki zaserwował scenariusz. Niby jest to poważna historia o dorastaniu trzeciorzędnej urzędniczki do rangi superagenta, drodze samotnej łowczyni do złapania zdobyczy, jednak w sumie wychodzi z tego do bólu politycznie poprawna opowiastka o tym, że dobro w końcu triumfuje, a przeczucia mogą więcej, niż zdrowy rozsądek.
Dzielnie sekunduje jej drugi i trzeci plan, na którego tle wybija się zwłaszcza Jason Clarke, grający z równym zapałem rolę dobrego i złego gliny. Szkoda tylko, że wszyscy bohaterzy są w zasadzie jednowymiarowi. Widz w żaden sposób nie ma szans się z nimi zżyć czy utożsamiać, ponieważ jedyną motywacją ich działań wydaje się być comiesięczna wypłata z budżetu państwa i dziwaczna miłość do ojczyzny.
Twórcy postanowili okrasić całość wątkami, które miały przydać opowieści pozory wiarygodności – a to problem wyrzucania miliardów w błoto przez rząd Stanów Zjednoczonych, a to opieszałość administracji rządowej, a to dowody na istnienie broni masowej zagłady w Iraku, a to urywki z telewizyjnych spotów ukazujące kolejne zamachy islamskich radykałów. Wbrew wszelkim staraniom, de facto nie mamy do czynienia z wyżynami intelektualnymi, a raczej najzwyklejszym urabianiem widza tak, by przekonać go do oficjalnie zatwierdzonej przez USA filozofii sprawiedliwości. Można byłoby to jednak wybaczyć (wszak mamy do czynienia z amerykańskim kinem o amerykańskich agentach żyjących w cieniu zbrodni na 3000 amerykańskich obywateli...), gdyby nie to, że w efekcie wychodzi film o niczym, nie pozostawiający po sobie żadnych emocji.
Podsumowując – „Wróg numer jeden” nie jest raczej arcydziełem, ba, nie jest nawet filmem stojącym w kolejce do tytułu „wybitny”, pozostawia raczej posmak poprawnie nakręconej nijakości. Jednak z pewnością nadaje się na jednorazowy seans, zwłaszcza dla polityków – bowiem wtedy może służyć za poradnik pt. „Jak to robią za Oceanem”.
6/10
Przeczytaj także pierwszą recenzję "Wroga numer jeden"
Tytuł: "Wróg numer jeden"
Reżyseria: Kathryn Bigelow
Scenariusz: Mark Boal
Obsada:
- Jason Clarke
- Joel Edgerton
- Jessica Chastain
- Chris Pratt
- Mark Strong
- Édgar Ramírez
- Kyle Chandler
- Jennifer Ehle
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Greig Fraser
Montaż: William Goldenberg, Dylan Tichenor
Scenografia: Lisa Chugg, Onkar Khot
Kostiumy: George L. Little
Czas trwania: 157 minut
comments powered by Disqus