Lebowski - "Cinematic" (recenzja)

Autor: Maciej "Levir" Bandelak Redaktor: Levir

Dodane: 09-12-2010 12:25 ()


Korekta: Hakamata

 

 

Na krajowym rynku muzycznym niewielu jest twórców (pomijając oczywiście zawodowych kompozytorów), którzy romansują z muzyką filmową, a ich podstawowa twórcza działalność związana jest z innymi gatunkami muzyki. Tym bardziej cieszy, że od czasu do czasu znajdą się tacy, którzy próbują uskutecznić takie małżeństwo. Taką właśnie grupą ludzi jest zespół Lebowski. Założony w 2002 roku wydał swoją debiutancką płytę dopiero po 8 latach, wartą jednak czekania. Tak długi proces twórczy spowodowany był całkowitą zmianą koncepcyjną, początkowo bowiem mieli zamiar wydać muzykę z gatunku czysto progresywnego rocka, na szczęście jednak uznali, że zamykałoby to ich wolę twórczą, rozszerzyli więc znacznie swoje horyzonty.

 

Ich płyta Cinematic określana jest przez nich samych jako "muzyka do nieistniejącego filmu". Swego czasu użyłem dokładnie takiego samego określenia na twórczość Midnight Syndicate (przeczytaj artykuł). Przygotowując się do pierwszego odsłuchania płyty spodziewałem się mniej więcej czegoś właśnie w stylu MS. Jak się okazało - nic bardziej mylnego. Czy więc powyższe określenie pasuje do tej płyty? I tak, i nie. 

 

Na płytę składa się 10 utworów, każdy utrzymany w nieco innym tonie. To, co na pewno wychodzi wydawnictwu na plus to różnorodność instrumentalna. Gitary elektryczne i basowe mieszają się z dźwiękami syntezatorów, a orkiestralne partie z egzotycznymi instrumentami jak na przykład duduk. Najciekawszym elementem są jednak wstawki dialogowe wyjęte z różnych polskich filmów, które wkomponowane subtelnie w warstwy dźwiękowe dopełniają różnorodności dzieła. To one przede wszystkim pełnią tu rolę łącznika między muzyką a filmem. 

 

Utwory są rozbudowane (najkrótszy trwa prawie 6 minut) i prym w nich zwykle nadają gitary. Powoduje to, że płyta bardziej przypomina progresywnego rocka spod znaku Amarok czy Riverside. Gdzie więc tu muzyka filmowa? Ano w "underscore". Pojęciem tym nazywa się w muzyce filmowej podkład muzyczny tworzący tło, które jednocześnie nie posiada wyodrębnionej tematyki, względnie krótkie powtarzające się motywy. Oczywiście użycie tego pojęcia w przypadku tej płyty jest z mojej strony semantycznym nadużyciem, niemniej chodzi o fakt, że gdyby pozbawić utwory instrumentów "mainstreamowych", czyli gitar i perkusji to otrzymalibyśmy "underscore" składający się tylko z instrumentów tworzących właśnie muzykę filmową (smyczki, pianina, syntezatory, trąbki, harmonijki czy wspomniane wyżej duduki). 

 

I tak utwór Trip to Doha zaczyna się dudukiem przywodzącym na myśl Bliski Wschód, a w filmowych kategoriach muzykę do Dzieci Diuny. Dalej dziwne dźwięki syntezatorowe plasują utwór gdzieś w okolicach filmów s-f jak Blade Runner. W środkowej części utworu pojawia się pianino wprowadzające trochę uspokojenia i melancholii. W kolejnym utworze 137 Sec. połączenie cymbałów z wokalizą Katarzyny Dziubak nieodwołalnie przywodzi na myśl Gladiatora i Lisę Gerrard. Trzeci kawałek, tytułowy Cinematic, troszeczkę odbiega na początku od filmowych inspiracji i mi kojarzy się z utworami Davida Caballero znanego pod pseudonimem Gnomusy, tworzącego eteryczne utwory spod znaku new age. Do muzyki filmowej powracamy jednak wraz z pojawieniem się dźwięków fortepianu, a dalej marszowych bębenków. Old British Spy Movie może nie do końca przywodzi na myśl tytułowy film szpiegowski, mnie się skojarzył z ciepłą opowiastką o miłości (partie skrzypiec, trąbka i harfa). Iceland jest chyba najmniej "filmowym" kawałkiem patrząc pod omawianym kątem. Ot długi, atmosferyczny, progrockowy kawałek, którego bezapelacyjnym hitem są głosy Zdzisława Maklakiewicza i Romana Kłosowskiego z filmu Hydrozagadka, dzięki którym przed oczami staje nam ... polski Pinky i Mózg. Encore, jak piszą twórcy, miał być francuski, i jest francuski. A skoro Francja to Yann Tiersen i jego muzyka do Amelii. Tak więc i tutaj mamy dźwięki akordeonu, choć nie tak wesołe jak w rzeczonym filmie. Aperitif For Breakfast (O.M.R.J.) wita nas dźwiękami pozytywki, niemniej w całości jest on drugim czystej wody progresywnym utworem. W Spiritual Machine zespół chciał pokazać swoje rockowe oblicze, prym wiodą więc gitary, niemniej wkomponowane w strukturę są odgłosy pracujących maszyn co nadaje kawałkowi ducha automatyki i robotyki na myśl przywodzące japońskie mangi s-f.  The Storyteller jest bardzo melancholijnym utworem mogącym z powodzeniem służyć jako podkład pod sceny dziejące się w brudnej, szarej i deszczowej rzeczywistości. I wreszcie Human Error, wieńczący płytę, z dynamicznymi gitarami ustępującymi miejsca lirycznym dźwiękom blaszanych instrumentów z powtarzającym się fortepianowym motywem, zakończony dźwiękiem pracującego projektora filmowego, który przypomina nam o koncepcji płyty.

 

Cinematic jest więc niewątpliwie jedną z najciekawszych, o ile nie najciekawszą pozycją z pogranicza muzyki filmowej wydaną w 2010 roku. Fani czystych, niczym nie zmąconych soundtracków nie znajdą co prawda na niej tego czego szukają, jest ona bowiem nadal bardziej rockowa niż filmowa, jednakże nawet ortodoksi powinni jej posłuchać bowiem jest to niewątpliwie udane międzygatunkowe małżeństwo. Pozostaje mieć nadzieję, że na kolejną płytę zespół Lebowski nie każe nam czekać kolejnych 8 lat.

 

Dziękuję zespołowi Lebowski za udostępnienie płyty do recenzji.

 

 

LEBOWSKI

Oficjalna strona zespołu

Marcin Grzegorczyk - gitary

Marcin Łuczaj - syntezatory

Marek Żak - bas

Krzysztof Pakuła - perkusja

 

CINEMATIC

1. Trip to Doha

2. 137 sec.

3.  Cinematic

4. Old British Spy Movie

5. Iceland

6. Encore

7. Aperitif for Breakfast (O.M.R.J)

8.  Spiritual Machine

9. The Storyteller (Svensson)

10. Human Error

 

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...