Recenzja książki "Zaginiona flota. Waleczny" Jacka Campbella
Dodane: 07-05-2009 20:03 ()
Lecimy, lecimy, wciąż lecimy. A kłody na burty okrętów rzucają nam Syndycy, obcy, a nawet swoi. Ale nie jest to nic, z czym nie dałby sobie rady legendarny „Black Jack”, za którego legendarnością nie przepada John Geary.
Jeden tom wydany po drugim - dopiero co recenzowałam „Odważnego”, a tu już „Waleczny”. Dla czytelnika gratka (pomijając kwestie finansowe), ponieważ szybko może poznać dalsze przygody bohaterów powieści. Gorzej, że przez pośpiech do książki wkradło się trochę literówek i dodatkowo nie wiadomo jak długo trzeba będzie czekać na kolejny tom („Relentless”), skoro ma być wydany w oryginale dopiero w maju tego roku. Tom ostatni, „Victorious”, zapowiedziany jest wstępnie na rok 2010. Tytuł nie dziwi, ale i tak zachęca do przeczytania, żeby dowiedzieć się, jak to wszystko się kończy. Chociaż jak na tematykę rozwijającą się niejako obok powrotu zaginionej floty, te sześć tomów wydaje się być trochę zbyt krótkie, zwłaszcza, że do końca zostały dwa. Ale poczekamy - zobaczymy.
W „Walecznym” Syndykat otrzymuje twarz, a właściwie wiele twarzy. Poprzez naznaczone strachem i głodem, przez dumne, ale - cóż za zaskoczenie - rozsądne, po wyniosłe i pazerne. A z nimi musi sobie oczywiście jak zwykle radzić John Geary. Okazuje się też, że jego podejście do walki i wroga zaczyna docierać również do jego podwładnych. Już nie myślą odruchowo o mordowaniu ludności cywilnej. Przynajmniej nie wszyscy. Wyjaśnia się również kwestia „kobiet” Geary'ego. To informacja dla tych romantyczniejszych dusz wśród czytelników serii.
Ciekawą sprawą jest kwestia walki z wrogiem wewnętrznym, który stoi w cieniu za wszystkimi mąciwodami. Jest to o tyle interesujące, że nagle Syndyk nie wydaje się aż tak groźny, jak wróg wewnętrzny. Nie wiadomo, kim jest, a jego cele tylko w przybliżeniu są znane. I wreszcie zaczął działać w zdecydowany sposób, a nie tylko ograniczać się do podburzania dowódców okrętów. Jego postępowanie wprawia członków floty Sojuszu w przerażenie.
Po raz pierwszy też bitwa przygotowana przez Geary'ego nie do końca przebiega tak, jak sobie zaplanował. I po raz pierwszy rozumie, że może część decyzji złożyć na barki swoich podwładnych, nie musi wszystkiego robić sam. Niewątpliwie jest to ulga dla człowieka, który od dłuższego czasu zmuszony jest walczyć ze wszystkimi i myśleć za wszystkich.
Częściej pojawiają się pełne nadziei przemyślenia o tym, co będzie działo się po powrocie w przestrzeń Sojuszu. Część z nich to przyjemne wizje, niektóre jednak sugerują, że Geary może mieć kłopoty po powrocie do domu, którego już nie jest w stanie rozpoznać. Czy zdecyduje się na obalenie cywilnego rządu Sojuszu? Wycofa się z życia politycznego? Czy w ogóle może się z niego wycofać po tym wszystkim, co zrobił i robi dla Sojuszu?
Inna z rzeczy rzucających się w oczy to fakt, że polskie rysunki na okładkach są o wiele lepsze niż w wydaniu oryginalnym, w którym ciągle zmienia się pomysł. I jeszcze jedna informacja: powstało opowiadanie „Grendel” opisujące wydarzenia mające miejsce przed „Nieulękłym”, czyli to, jak doszło do powstania legendy o „Black Jacku”. Sądzę, że ciekawym rozwiązaniem byłoby umieszczenie tego opowiadania na samym końcu ostatniego tomu przygód Geary'ego. Wydanie go w jakiejś antologii uważam za chęć wyciągnięcia od fanów serii dodatkowych pieniędzy, a tak całość byłaby domknięta i wszystko znajdowałoby się w jednym miejscu. Cóż z tego, że sam autor publikuje to opowiadanie w osobnej antologii? Ale fakt, że napisał ten tekst sugeruje, że zacznie pisać więcej z tego świata. Może historię Desjani? A może coś o życiu w obozach pracy? A czy nie oryginalnie byłoby opisać całość z perspektywy obcych? Mam nadzieję, że Campbell nie podąży tą drogą.
Na zarzut, że kolejne tomy powtarzają niektóre informacje, np. sposób określania kierunków w kosmosie, autor odpowiada, że to dla czytelników, którzy nie zaczynali serii od początku. Z jednej strony wydaje się to logicznym wytłumaczeniem, jednak kiedy czytam jeden tom po drugim, te informacje denerwują, bo spowalniają akcję. Gdyby trzymać się wyjaśnienia Campbella, to w każdym tomie powinno znajdować się streszczenie tego, co wydarzyło się do tej pory. W sumie wyliczenie składu floty Sojuszu już jest w kolejnych częściach.
Na koniec napiszę, że fanów serii nie trzeba zachęcać do przeczytania tego tomu. Campbell trzyma poziom i książkę czyta się z przyjemnością, a ja już dawno porzuciłam nadzieję na ambitność serii. Jako rozrywka „Zaginiona flota” bardzo dobrze się sprawdza.
Tytuł: "Zaginiona Flota. Waleczny"
Tytuł oryginału: "Lost Fleet:Valiant"
Autor: Jack Campbell
Przekład: Robert J. Szmidt
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: marzec 2009
Wymiary: 125 x 205
Liczba stron: 472
Oprawa: miękka
Zobacz też:
Recenzja książki „Zaginiona Flota. Nieulękły”
Recenzja książki „Zaginiona Flota. Nieustraszony”
Recenzja książki „Zaginiona Flota. Odważny”
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...