„Nathanaelle” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 12-06-2024 21:21 ()


Czasami po lekturze, gdy zamykam komiks, siedzę i myślę – „Co ja właściwie przeczytałem?” Tak też było w przypadku komiksu Nathanaelle, jaki wpadł mi ręce. Dlaczego poczułem się właśnie tak? Cóż, postaram się to wyjaśnić w poniższej recenzji.

Główny koncept fabularny, wokół jakiego zbudowana została fabuła recenzowanej publikacji, to podział kastowy na niemalże nieśmiertelne i dekadenckie elity żyjące na powierzchni planety wyzyskujące uciskane masy mieszkające pod ziemią i utrzymywane w kłamstwie głoszącym, że powierzchnia planety nie nadaje się do zamieszkania. Niby nic nowego, ale wątek taki daje autorowi szerokie pole do popisu i wręcz podsuwa pod nos całe spektrum tematów, jakie scenarzysta może w swoim dziele poruszyć. Niestety, motywy te pozostają w Nathanaelle niewykorzystane, gdyż autor oferuje nam raczej standardową opowieść o próbie podjęcia walki o równość. To taki trochę miks Roku 1984 Orwella z Ucieczką Logana okraszony wieloma motywami znanymi z innych totalitarnych dystopii. I choć w historii tej istnieją pewne elementy, które potencjalnie mogłyby stać się zarzewiem historii o wiele bardziej intrygującej i angażującej to zostają one zepchnięte na dalszy plan i stają się jedynie tłem – ciekawszym niż to, co toczy się na pierwszym planie. O samej historii nie można powiedzieć, że jest stricte zła, jedynie sztampowa, ale nie można również zaprzeczyć, że z przedstawionego świata i konceptów wycisnąć można było zdecydowanie więcej.

Większy nacisk można byłoby położyć na rozwój bohaterów tej historii. Choć spełniają się oni w rolach, w jakich osadził ich autor, to są w przeważającej większości mało oryginalni, płascy i nie rozwijają się w żaden sposób wraz z biegiem historii. Wyjątkiem jest tu człowiek, który dokonał transhumanistycznej transformacji i stał się antropomorficznym ekspresem do kawy. Niestety, wątek postaci tej, poza oryginalną przesłanką, nie zmierza w żadnym konkretnym kierunku, przez co po raz kolejny ujawnia się problem niewykorzystanego potencjału drzemiącego w tym projekcie.

Równie mieszane odczucia mam co do oprawy graficznej. Już na pierwszy rzut oka można dostrzec, że nie każdemu przypadnie do gustu. Z jednej strony mamy bardzo dobrze skomponowane plansze i kadry, które skutecznie budują wizualną narrację i uwypuklają kluczowe elementy akcji i historii, z drugiej strony ciekawą stylistykę oscylującą na pograniczu między art deco a dieselpunkiem (niekochanym bratem cyberpunka i steampunka), a z trzeciej stylistykę, jaką obrał rysownik, kreując bohaterów. Stylistyka ta stara się łączyć realizm tekstur z wyolbrzymionymi, niekiedy karykaturalnie wręcz cechami anatomii. Wprawdzie nadaje to postaciom ekspresji, ale jednocześnie sprawia, że na tle reszty oprawy wypadają obco i nienaturalnie.

Trudno mi ocenić Nathanaelle. Choć wiązałem z tym komiksem pewne nadzieje po przeczytaniu kilku pierwszych stron, to były one stopniowo rozwiewane wraz z postępem lektury. Nie powiem, że jest to dzieło jednoznacznie złe, ponieważ zawiera kilka elementów, które mogą być naprawdę intrygujące, ale nie mogę również pozycji tej wystawić jednoznacznie pozytywnej noty. Zapewne opowieść o walce z dekadencją klas rządzących przypadnie niektórym do gustu, ale zapewne wielu czytelników odrzuci specyficzna oprawa i kierunek, w jakim opowieść się rozwija. Powiem tylko, że zdarzało mi się obcować z pozycjami gorszymi, a w przypadku Nathanaelle nie żałuję przynajmniej czasu poświęconego na lekturę.

 

Tytuł: Nathanaelle

  • Scenariusz: Charles Berberian
  • Rysunki: Fred Beltran
  • Wydawnictwo: Kurc
  • Data wydania: 21.02.2024 r.
  • Seria: Widok na nieznane
  • Druk: kolorowy
  • Oprawa: twarda
  • Format: 210 x 290 mm
  • Stron: 88
  • ISBN: 978-83-970731-0-4
  • Cena: 79,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus