„Smerfy” tom 32: „Smerfy i zakochany czarownik” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 07-06-2024 21:32 ()


Jak spacyfikować problematycznego adwersarza? Skądinąd znani Habsburgowie mieli na to sprawdzony sposób zawierający się w stwierdzeniu „(…) niech inni prowadzą wojny, a ty, szczęśliwa Austrio, żeń się!”. W duży uproszczeniu sprowadzało się to do licznych mariaży zawieranych przez przedstawicieli tej rodziny z innymi rodami panującymi. Tę taktykę zdecydowały się zastosować również Smerfy w zamiarze trwałego, a nie jedynie doraźnego spacyfikowania Gargamela.

Pomimo upływu kolejnych lata natarczywość namolnego czarownika nic, a nic nie wytraciła ze swojej pierwotnej zajadłości. I chociaż zaradne skrzaty z jego pułapek wydobywały się dotąd z powodzeniem, to jednak nawet tym na ogół nietracącym rezonu stworkom najwyraźniej się ulało. Stąd właśnie wynikł koncept Zgrywusa, który w efekcie zbiegu okoliczności doszedł do wniosku, że Gargamelowi niezwłocznie należy znaleźć towarzyszkę życia! Sam bowiem czarownik wprost stwierdził, że życzyłby sobie takiej właśnie odmiany. Krótko pisząc: gdzie Smerf nie może, tam babę poślę. Stąd inicjatywa Zgrywusa w szybkim tempie nabiera rumieńców. Do tego zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Nie da się ukryć, że pomysł wiodący tegoż albumu okazał się nader oryginalny. Trudno było bowiem uznać Gargamela za zdolnego do wyższych stanów uczuciowych, w tym zwłaszcza miłości. Szemrane eksperymenty z zakresu alchemii oraz wizja spożycia zupy ze Smerfów – oto namiętności, których zwykł pożądać główny lokator murszejącego zameczku. A jednak jak w swoim czasie zwykli śpiewać czterej specjaliści od imprez masowych: „All You Need is Love”. I jak się na kartach tej opowieści okazuje również ten „klucz” jest nie bez znaczenia w kontekście wspomnianego nigromanty.

Odpowiedzialni za scenariusz tego albumu Alain Jost i Thierry Culliford po raz kolejny zadbali, by fabuła wręcz iskrzyła, a nade wszystko generowała mnogość zabawnych sytuacji. W tym przypadku gwarantuje to zresztą już tylko wspomniany wątek wiodący, zwrot akcji, którego zdecydowanie trudno byłoby się spodziewać. Obaj panowie sprawnie ten pomysł rozegrali, po raz kolejny wykazując, że kontynuowanie przez nich życiowego dzieła Peyo zdecydowanie ma sens. Znać w ich pracy wartkość i świeżość, przy równoczesnym braku silenia się na modyfikowanie standardu dla tej marki, wypracowanego przez wspomnianego klasyka.

Nie inaczej sprawy mają się także w przypadku niezmiennie uroczej warstwy wizualnej przygód Smerfów. Jeroen De Coninck (podobnie zresztą jak w innych odsłonach serii jej zmiennik Pascal Garray) również nie urządza przysłowiowych rewolucji. Nie ma zresztą ku temu uzasadnienia, bo także w tym wymiarze niniejsza inicjatywa nie wymaga modernizowania. Stąd dobrze pojmowana zachowawczość tej plastyczki, czego przejawem są rysunki łudząco podobne do tych, autorstwa przywoływanego już kilkukrotnie Peyo. Realia kreowane serii zostają zatem raz jeszcze „wyczarowane” za pomocą klarownej i precyzyjnej kreski oraz wyrazistej kolorystki. I o to właśnie w tym przedsięwzięciu chodzi, zwłaszcza że tzw. lepsze aż nazbyt często okazuje się wrogiem dobrego.

 

Tytuł: „Smerfy” tom 32: „Smerfy i zakochany czarownik”

  • Tytuł oryginału: „Les Schtroumpfs et l’amour sorcier”
  • Scenariusz: Alain Jost i Thierry Culliford
  • Szkic i tusz: Jeroen De Coninck
  • Kolory: Nine Culliford
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Le Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Story House Egmont
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 4 kwietnia 2014 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 15 maja 2024 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format:  217 x 285 mm
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 34,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus