„Przewodnik po Astro City” tom 1 - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 24-05-2024 22:00 ()


Na próżno szukać drugiego autora pokroju Kurta Busieka. Scenarzysty podchodzącego do mitologii metaludzi z miłością, szacunkiem i pełnym zrozumieniem. Są i byli inni wielcy zajmujący się mitem superherosa – odbrązawianiem amerykańskiej popkultury. Busiek jednak jest jak ojciec, którego syn pewnego dnia założył kolorowy kostium i postanowił stanąć do walki ze zbrodnią. Ojciec to wspierający i kochający ponad wszystko swoje dziecko. Patrzący na nie z podziwem i ze strachem o jego życie. Może to właśnie Phil Sheldon, główny bohater „Marvels” jest swoistym alter ego Busieka… Z kolei Moore, Miller, Morrison, Milligan, Bendis i cała reszta ludzi zmieniających branże komiksową są niczym buntujący się synowie kontestujący zastałą rzeczywistość, stający po drugiej stronie barykady przeciw skostniałemu porządkowi, sprowadzając herosów do miana zwykłych dupków w przebraniach.

Busiek także widzi w superbohaterach zamieszkujących Astro City przede wszystkim ludzi, jednak jest dla nich pełen podziwu i choć skupia się na ich przeżyciach, emocjach i motywacjach, zamiast na spektakularnych wyczynach, to nie sposób nie dostrzec, że każde z nich zostało obdarzone przez niego pierwiastkiem boskości. Co nie jest niczym niezwykłym. To wręcz oczywisty kierunek. Bogowie są wśród nas. Zeszli z Olimpu, by zmieniać świat na lepsze. I tak jest dosłownie, ponieważ Busiek zwyczajnie stawia kolejny pomnik istotom noszącym obcisłe uniformy.

W gruncie rzeczy to także pomnik dla kreatywności i nieograniczonej ludzkiej fantazji zdolnej za pomocą komiksowego medium urzeczywistniać najskrytsze pragnienia. Dlatego na próżno szukać w „Przewodniku po Astro City” oryginalności, świeżości czy rewolucyjnego podejścia do tematyki zamaskowanych osobników. A przynajmniej nie znajdziemy tego, patrząc przez pryzmat współczesnych doświadczeń. Wbrew pozorom jest to siłą tego komiksu, ponieważ Busiek skupia się na tym, co powstawało przez całe dekady, jednak, zamiast śledzić losy z perspektywy roześmianych mścicieli, głos, podobnie jak w „Marvels”, należy do ulicy. I właśnie ta perspektywa nadaje „Astro City” przyziemnego charakteru. Pozbawione zbędnego patosu i zwyczajowego łubudu lektura misternego dzieła Busieka staje się bardzo osobistym przeżyciem dla każdego czytelnika wychowanego na komiksach wielkiej dwójki.

Busiek więc w gruncie rzeczy daje odpocząć superbohaterom, a nam sposobność spędzenia z nimi czasu sam na sam. Rewelacyjny jest tu rozdział „Kolacja o ósmej”, w którym Samarytanin spotyka się ze Skrzydlatą Wiktorią. Ich nieco niezdarna randka przybiera niespodziewany obrót. Dwójka najpotężniejszych istot na Ziemi zachowuje się niczym nastolatki przed swoją pierwszą inicjacją seksualną. W ich umysłach ciągle kołaczą się myśli o tym, że nie mogą, nie powinni „pójść na całość”, bo jeżeli zapomną się choćby na chwilę, Astro City może czekać zagłada. Oczywiście ta odpowiedzialność za losy społeczeństwa jest znakomitą wymówką, hamulcem stopującym naturalne instynkty. Równie fenomenalnym fragmentem jest ten, w którym pewna dziewczynka wychowująca się w rodzinie superbohaterów pragnie zrozumieć, czym jest gra w klasy, lecz tak naprawdę próbuje pojąć, co znaczy być „zwykłym” dzieckiem…

Scenarzysta odpowiedzialny za odświeżenie wizerunku Conana dla Dark Horse nieustannie żongluje znakomitymi pomysłami, wykorzystując powstałe i utrwalone archetypy postaci w celu opowiedzenia ponownie tej samej opowieści. Czytelnicy znający dobrze medium, nie będą mieli problemu z wyłapaniem wszelkich nawiązań do historii gatunku. Zresztą Busiek tworzy w bardzo przejrzysty i otwarty sposób, niczego nie maskując. „Astro City” to wielki hołd na cześć minionych czasów i w tę estetykę wyśmienicie wrysował/wpasował się Brent E. Anderson, tworząc rysunki okraszone dynamiką planszy charakterystyczną dla lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, zwłaszcza w połączeniu z komputerowym kolorowaniem, ale w pełni oddające ducha Złotej i Srebrnej Ery.

Swoista staroświeckość jest więc w pełni świadomym zabiegiem stylistycznym dla omawianego dzieła. Anderson swobodnie buduje portrety bohaterów przypominające gwiazdy Hollywoodu, przy tym zachowuje typową dla superbohaterskiego komiksu pstrokatość wzorów i ubiorów. Przaśna, cyrkowa kultura miesza się tu z poważnym, dojrzałym spojrzeniem na problemy nie tylko ówczesnego świata, ponieważ „Astro City” w swojej wymowie jest aktualne także dziś. W końcu niektóre lęki nigdy nie przemijają. Nie mniej ważnym od Busieka i Andersona elementem niniejszej układanki jest Alex Ross, którego okładki naprzemiennie oddają monumentalność i kruchość istot, przypominając nam, że boskość nie jest nieskazitelna.

„Przewodnik po Astro City” to dzieło świadome jak mało które. Bezbłędnie poruszające się po meandrach superbohaterskiej rzeczywistości zamieszkanej przede wszystkim przez zwyczajnych/przeciętych ludzi, będącymi nie tylko anonimowymi ofiarami czarnych charakterów, ale przede wszystkim świadkami zmieniającego się świata. Świadkami muszącymi oswoić się z nowymi wyzwaniami i lękami. A te znakomicie uchwycili w swojej opowieści Busiek, Anderson i Ross.

 

Tytuł: Przewodnik po Astro City tom 1

  • Scenariusz: Kurt Busiek
  • Szkic: Brent Eric Anderson
  • Tusz: Brent Eric Anderson, Will Blyberg, Gary Martin
  • Kolory: Steve Buccellato & Electric Crayon, Alex Sinclair
  • Ilustracje okładkowe i projekty postaci: Alex Ross
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Mucha Comics
  • Data publikacji: 10.04.2024 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 180 x 275 mm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 496
  • Cena: 249 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus