Terry Hayes „Pielgrzym” - recenzja
Dodane: 09-06-2024 15:29 ()
Nie należy oceniać książki po okładce. To stara prawda i dotyczy zresztą nie tylko książek. Dlatego dostając nową pozycję do recenzji, nie patrzę na to, jaką okładką opatrzyło ją wydawnictwo. Doświadczenie nauczyło mnie, że niektóre z nich w ogóle nie przystają do treści i nie należy się nimi sugerować. Mimo to są rodzaje grafik, które budzą moje wątpliwości od pierwszego spojrzenia. Po prostu nie pasują nie tylko do danej książki, ale w ogóle do niczego. Bezsprzecznie do takich należą okładki serwowane przez wydawnictwo Rebis, które skądinąd bardzo cenię, książkom Terry’ego Hayesa. Nie wiem, skąd wziął się pomysł na użycie takie wzoru, mającego chyba przywodzić na myśl odcisk palca, ale jest on zdecydowanie nietrafiony i raczej nikogo nie zachęci. Czy jednak jest do czego? Postanowiłam to sprawdzić, czytając najnowszą jego powieść „Pielgrzym”. Zajęło mi to o wiele więcej czasu, niż zwykle poświęcam na lekturę pojedynczego tomu i cały czas serdecznie współczułam tłumaczowi.
W różnych miejscach na kuli ziemskiej dochodzi do wyjątkowo brutalnych morderstw i okaleczeń. Pozornie nie łączy ich nic, ale jest ktoś, kto ma inne zdanie. Szybko staje się jasne, że problem nie leży w gestii policji, ale wywiadów kilku państw, które muszą współpracować, by znaleźć jakiś schemat w tragicznych wydarzeniach, będących, jak wszystko na to wskazuje, dziełem jednego człowieka. W grę wchodzi mistrzowskie opanowanie najnowszych technologii, wysoka inteligencja i doskonała znajomość psychologii, wszystko ukierunkowane na zabijanie w imię niemal niemożliwego do odgadnięcia celu. Rozgrywka będzie bardzo trudna, gdyż mordercy trzeba przeciwstawić nie tylko kogoś równie inteligentnego i posiadającego równie wielką wiedzę, ale też człowieka, którego nie będzie on mógł łatwo namierzyć, a co za tym idzie, zlikwidować. Jest tylko jedne tak agent. Nosi ksywę Pielgrzym, a z punktu widzenia współczesnego systemu nie istnieje i nigdy nie istniał...
Pojedynczy maniak to w kryminalistyce smutna rzeczywistość. Jednak działający w pojedynkę obrońca prawa, ewentualnie samotny zwiadowca, genialny detektyw, szpieg czy co tam – czyż może być coś bardziej trywialnego? Wizja, która była bardzo chwytliwa w początkach kina, teraz może budzić tylko uśmiech politowania. Co prawda franczyza 007 trzyma się dobrze, ale kopiowanie jej rozwiązań to nie jest dobry pomysł. Każdy, kto ma choćby powierzchowne pojęcie o pracy policji, Interpolu, FBI czy innej organizacji tego typu, traktuje Jamesa Bonda jako dobry pomysł na bajkę dla dorosłych, ale nic poza tym. W dodatku jest to pomysł jednorazowy, Ian Fleming był w tym oryginalny i to podziałało na jego korzyść. Naśladowanie go to pójście na pewną łatwiznę, co jeszcze można wybaczyć – o jakąś niepowtarzalność dziś piekielnie trudno. Jednak naśladowanie nieudolne to już grzech nie do wybaczenia. Ian Fleming, nawet gdy wypisywał w swych książkach fantasmagorie, robił to zwięźle, ciekawie i z polotem, raczej balansując na granicy nieprawdopodobieństwa, niż ją przekraczając (filmy niestety popełniają ten grzech, ale trudno). Terry Hayes próbuje go naśladować, ale robi to fatalnie, ale to mu jeszcze nie wystarczyło. Na dodatek w sposób beznadziejnie widoczny powiela schemat Moriarty-Holmes. Te dwa grzybki z różnych parafii czynią jego barszcz czymś potężnie niestrawnym
Jak czasem podkreślam, prezentuję wyłącznie moją opinię, która z samego założenia jest subiektywna. Nikt nie musi się z nią zgadzać, ale mam prawo ją wyrazić. Otóż według mnie „Pielgrzym” to książka przede wszystkim przegadana, spuchnięta od zupełnie niepotrzebnych i nic niewnoszących wtrętów, obliczonych chyba na „nabicie” tekstu i nic więcej. Nie jest to jedyna jej wada. Operowanie wytartymi kliszami też nie – dziś napisać coś naprawdę oryginalnego jest ekstremalnie trudno, prawie wszystko już gdzieś było. Efekt zależy jednak od tego, jak się daną treść poda. Autor „Pielgrzyma” robi to wyjątkowo niezdarnie, siląc się przy tym na oryginalność, której i tak nie widać. Skacze z wątku na wątek, z bohatera na bohatera, zmieniając przy tym dowolnie tryb czasowy. W przedstawianych przez niego zdarzeniach brak często elementarnej logiki. Nie stroni przy tym od przerażających opisów (nic tak nie ożywia akcji jak dobry trup), ale jest to tak samo wtórne, jak inne rozwiązania, po które sięga, podając je na swoją modłę. Tworzone przez niego postaci są zazwyczaj płaskie i bez wyrazu, i niezależnie od ich przeżyć, teraźniejszych lub podanych w retrospekcji, nie budzą żadnych emocji. Naczytawszy się reklam, sławiących talent tego pisarza i artykułów pełnych zachwytu nad jego książkami, oczekiwałam czegoś, co potwierdzi te pochlebne opinie, a otrzymałam niestrawny misz-masz, który zniechęci bardziej oczytanego człowieka po kilkunastu pierwszych stronach. I nie chodzi tu nawet o samą treść, a o sposób jej podania. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że z własnej woli nie sięgnę już po żadną z książek tego autora.
Tytuł: „Pielgrzym”
- Autor: Terry Hayes
- Język oryginału: angielski
- Przekład: Maciej Szymański
- Gatunek: thriller
- Okładka: miękka ze skrzydełkami
- Ilość stron: 760
- Wydawnictwo: REBIS
- Rok wydania: 07.05.2024 r.
- ISBN: 978-83-8338-222-7
- Cena: 59.99 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus