„Uniwersum DC według Neila Gaimana” - recenzja
Dodane: 29-05-2024 21:52 ()
Niniejszy tom zbierający „superbohaterskie” historie napisane przez Neila Gaimana w ciągu wielu lat dla DC to typowa dla twórczości Brytyjczyka mieszanina oniryzmu, tajemnicy i ludzkich pragnień. Warstwa tego, co kryje się w naszych umysłach i duszach przykrywa krzykliwe kostiumy, nieziemskie moce i ponadprzeciętne umiejętności. Te sprowadza ojciec Sandmana do miana kiczu. Czasem definiującego daną postać jak Riddlera w „Drzwiach do zagadki”, a kiedy indziej przytłaczającego swoim estetycznym ciężarem – Pamela Isley w „Korowodzie”. Po zrzuceniu wymyślnych strojów, bohaterowie pisani przez Gaimana na powrót stają się ludźmi – skomplikowanymi jednostkami niedającymi się łatwo zdefiniować. Żywe, błyszczące kolory ich drugich osobowości bledną na rzecz ich traum i motywacji.
Dlatego oglądanie uwodzicielskiego tańca kobiety zwanej Trującym Bluszczem jest fascynującym doświadczeniem, pozwalającym nam bardzo długo wątpić w psychiczne przypadłości Pameli. Ostatecznie wszystko kończy się w „Korowodzie” tak, jak skończyć się powinno. Jednak ten całkowity brak tradycyjnej otoczki dla komiksu, w którym superłotrzyca znów próbuje wprawić w ruch kolejny złowieszczy plan, pozwala nam spojrzeć na nią nie z politowaniem fanboja czekającego na rozseksualizowane kadry, lecz z dużą dozą współczucia i zrozumienia.
Gaiman pewnie poruszał się po uniwersum DC, zostawiając w nim swój autorski sznyt, jednocześnie nie bojąc się podejmować tematów trudnych i może w jakimś stopniu kontrowersyjnych. Zabił Batmana („Co się stało z zamaskowanym Krzyżowcem?”), opowiedział o niewdzięcznej roli komiksowych artystów w „Czarno-białym świecie” oraz krytycznie podszedł do brutalizacji medialnego przekazu („Secret Origins Special #1”). Przy tym swobodnie bawił się formą, wykorzystując wraz z rysownikami wszelkie możliwości komiksowego medium. Na szczególną uwagę pod tym względem zasługuje dwunastostronicowa historyjka „Metamorpho: Elemet Man”, gdzie Michael Allred do spółki z Laurą Allred dają popis swoich umiejętności.
Stylizowana na retro przygodę z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku opowieść skupia się na spotkaniu tytułowego bohatera z jego żeńską wersją, którą Gaiman wykorzystał w jednym z zeszytów „Sandmana”. Toporna narracja, przegadane plansze, objaśnianie w dialogach wydarzeń i stereotypowe traktowanie płci zostało zmyślnie przedstawione za pomocą Allredów panujących nad komiksowym medium w iście mistrzowskim stylu. Szczególne wrażenie na czytelnikach, nawet tych podchodzących z dystansem do podobnych zabaw formą, musi wywołać fragment, w którym Element Man i Element Woman podróżują po tablicy Mendelejewa (w tym wypadku brawa należą się również tłumaczowi – Tomaszowi Sidorkiewiczowi).
W ogóle wizualnie niniejsza antologia prezentuje najwyższy poziom, choć zróżnicowany pod względem stylistyk. Rozbuchany Simon Bisley nadaje Batmanowi i Jokerowi heavymetalowego sznytu. Andy Kubert w swoich precyzyjnych ilustracjach składa hołd wielu artystom rysującym przez dekady przygody Człowieka Nietoperza. Teddy Kristiansen zachwyca prostotą przekazywania emocji oszczędną kreską. Plansze Sama Keitha toną w czerni, a twarze postaci uginają się w absurdalnych grymasach pod tysiącami ostrych jak brzytwa kresek. Jim Aparo dostojnie, z szacunkiem dla starej szkoły kreśli „Widmowy przerywnik”. Inne interludium o tym samym tytule zostało zagospodarowane przez mroczną prostotę Mata Wagnera. Zresztą cała stworzona z niczego opowieść „Green Lantern/Superman: Legenda o zielonym płomieniu” (Gaiman wyjaśnia burzliwe losy tego scenariusza w posłowiu) to plastyczna uczta zrealizowana nie tylko przez dwóch wymienionych wyżej autorów, lecz przez cały zastęp niesamowitych plastyków: Kevina Nowlana, Eddiego Cambella, Michaela Allreda, Marka Buckinghama, Johna Tolebena, Jasona Little’a i Erica Shanowera. Pokolorowana przez najlepszego speca od tej roboty, czyli Matta Hollingswortha. Wypada wspomnieć, że w tuszowaniu pomagali Terry Austin i Arthur Adams, a okładka do tego komiksu wyszła spod ołówka Franka Millera.
Jak więc widać z Brytyjczykiem pracowali artyści najwyższych lotów. Jest to jeden z kluczowych powodów, dla których warto sięgnąć po „Uniwersum DC według Neila Gaimana”. Drugim z nich jest fakt, że nawet jeżeli nie wszystkie zawarte w antologii opowieści są przykładem znakomitego scenopisarstwa (zbyt często wkrada się tu banał), to są one dowodem na twórczą wszechstronność Gaimana, który potrafi zaskoczyć nie jednym pomysłem i jego ostateczną realizacją.
Tytuł: Uniwersum DC według Neila Gaimana
- Scenariusz: Neil Gaiman, Alan Grant, Mark Verheiden
- Rysunki: Andy Kubert, Mark Buckingham, Simon Bisley, Michael Allred, John Totleben, Matt Wagner, Kevin Nowlan, Jim Aparo
- Wydawnictwo: Egmont
- Data wydania: 28.02.2024 r.
- Seria: DC Deluxe
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Druk: kolor
- Oprawa: twarda, obwoluta
- Format: 18,0x27,5 cm
- Stron: 224
- ISBN: 9788328167636
- Cena: 119,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus