„Green Hornet – Zielony Szerszeń" tom 1: „Upadek z wysoka” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 01-10-2017 21:20 ()


Pomimo trwającej w najlepsze komiksowej hossy i regularnego zasypywania wielbicieli tego medium najprzeróżniejszymi tytułami, w ofercie naszych wydawców wciąż nie brakuje godnych uzupełnienia luk. Stopniowe są one wypełniane, o czym świadczy m.in. publikacja przez Taurus Media długo oczekiwanego „Luca Orienta” oraz zapowiedź wydania przez polską filię Egmontu zbiorczego wydania przygód Conana. Wydawnictwo Planeta Komiksów wpisuje się w ten trend, dzięki czemu polscy czytelnicy mają sposobność zapoznania się wybraną częścią oferty jednego z coraz śmielej poczynających sobie rynkowych graczy zza Atlantyku. Mowa tu o wydawnictwie Dynamite Entertainment, po którego zasoby Planeta sięgnęła już przy okazji swojego debiutu.

„Cień” (bo tym tytułem ów wydawca zainicjował rynkową aktywność) publikowany jest obecnie właśnie w barwach Dynamite Entertainment, przedsięwzięcia wydawniczego, które jedną ze swych „specjalności zakładu” uczyniło cykle z udziałem popkulturowych osobowości zaistniałych jeszcze przed przełomowym dla komiksu anglosaskiego czerwcem 1938 r. (tj. nominalnym debiutem skądinąd znanego Kal-Ela). Stąd obok wyczynów alter ego Lamonta Cranstona (tj. Cienia w „cywilu”) w ofercie „eksplozywnej” oficyny odnajdujemy tytuły z udziałem m.in. Dejah Toris (marsjańskiej księżniczki znanej z kart tzw. cyklu Barsoom autorstwa Edgara Rice’a Burroughsa), Flasha Gordona, Bucka Rogersa i Spidera. Siłą rzeczy nie mogło wśród nich zabraknąć również Zielonego Szerszenia, jeszcze jednego herosa z grona tzw. Pulp Heroes. Gwoli ścisłości Britt Reid (bo to właśnie ów osobnik zwykł skrywać się za wykreowaną przezeń tożsamością Zielonego Szerszenia) debiutował w innym medium niż komiks. Zanim bowiem adaptowano tę postać na potrzeby obrazkowych narracji, doczekała się ona statusu gwiazdy słuchowisk radiowych. Powstały jako pochodna weny twórczej George’a W. Trendle’a i Frana Strikera  po raz pierwszy dał o sobie znać w ostatnim dniu stycznia 1936 r., kiedy to na falach lokalnej rozgłośni z Detroit wyemitowano audycję radiową inicjującą perypetie zmagającego się z półświatkiem Zielonego Szerszenia.

Główny koncept fabularny tego przedsięwzięcia wpisywał się w ogólny nastrój tamtych lat, momentu dziejowego, gdy amerykańskie społeczeństwo dopiero wydobywało się z traumy wielkiej depresji z lat 1929-1933. Stąd ogólny nastrój słuchowisk z udziałem wspomnianego protagonisty, oględnie rzecz ujmując, nie napawał optymizmem. Roiło się w nich od szmuglerów prefabrykatów niezbędnych do produkcji nielegalnego alkoholu, z rzadka opuszczających mroczne zaułki stręczycieli, cwanych paserów, właścicieli utajnionych szulerni oraz polityków różnego płazu o szemranych powiązaniach. To właśnie wspomniani (oraz cała reszta przedstawicieli mniej lub bardziej zorganizowanej przestępczości) znaleźli się na czarnej liście zarówno zamaskowanego pogromcy zbrodni, jak i Britta Reida, na co dzień właściciela poczytnego (a co za tym idzie: opiniotwórczego) dziennika o wymownej nazwie „Sentinel”. Tym samym dysponujący ogromnym majątkiem i wpływami „twór” wyobraźni duetu Trandle/Striker prowadził swoją prywatną wojnę na dwóch równoległych frontach: jako wzbudzający respekt magnat prasowy oraz zamaskowany mściciel o twardych pięściach i przenikliwym intelekcie.

Pomysł chwycił, dzięki czemu Zielony Szerszeń rychło „powędrował” na podbój innych ówczesnych mediów, dając o sobie znać m.in. na stronicach groszowych magazynów, a także bardzo popularnych na przełomie lat 30. i 40. XX w. kinowych seriali. Nie zabrakło go także w komiksowych kadrach, do czego w kolejnych dekadach przyczyniły się takie wydawnictwa jak m.in. Harvey i Dell, a także legendarna oficyna Gold Key. Nic zatem dziwnego, że „The Green Hornet” stał się integralnym (a przy tym istotnym) składnikiem amerykańskiej kultury popularnej i raz za razem powraca w kolejnych interpretacjach: serialu telewizyjnego, wysokobudżetowej produkcji kinowej tudzież komiksu.

W początkach obecnego wieku swoich sił przy tej marce postanowił spróbować Mark Waid, doświadczony i zasłużenie ceniony scenarzysta takich hitów jak m.in. „Przyjdź Królestwo”, „Odważni i Niezłomni: Władcy losu”, a nade wszystko reanimator popularności Flasha (przypomnijmy, że to za jego sprawą seria poświęcona Najszybszemu Żyjącemu Człowiekowi przetrwała na rynku feralny dlań rok 1992, kiedy to zarząd DC Comics nosił się z zamiarem jej kasacji). Planowany naonczas pełnometrażowy film nie doczekał się realizacji (za obraz z 2011 r. odpowiadała zupełnie inna ekipa), niemniej dekadę później, dzięki „zielonemu światłu” ze strony wydawnictwa Dynamite, Waid mógł powrócić – choć w nieco innej niż pierwotnie planowanej formule – do zdawało się zarzuconego projektu. Tym sposobem w marcu 2013 r. do księgarskiego obiegu trafił premierowy epizod trzynastoodcinkowej serii, za której sprawą Waid zyskał sposobność, by zaprezentować szerokiej publice gromadzone przezeń pomysły.

Z naturalnych względów zaproponowana fabuła koncentruje się na osobie głównego protagonisty, Britta Reida. Początkowo daje się on poznać jako nonszalancki egota odchowany w puchach rodzinnej fortuny. Trudno zatem odczuwać doń choćby śladową sympatię Prędko jednak okazuje się, że za wizerunkiem skłonnego do irytacji utracjusza skrywa się osobnik o jednoznacznym (by nie rzec, że wręcz kategorycznym) oglądzie rzeczywistości oraz silnym poczuciu sprawiedliwości. Stąd jego aktywność pod sekretną tożsamością Zielonego Szerszenia, bezwzględnego władcy miasta po zmroku, wobec którego bezsilni pozostają zarówno liderzy lokalnego półświatka, jak i miejscowa, w dużej mierze przekupna policja. Szerszeniowi zależy jednak nie tyle na fizycznej eliminacji przedstawicieli świata przestępczego, ile raczej na doprowadzeniu ich do przekonania, że mają do czynienia z najbardziej bezwzględnym i skutecznym zabijaką w mieście. Stąd jego wysiłki na rzecz regularnego – jak to ujął jego pomocnik – zwiększania osobistego kapitału strachu i wygrywania poszczególnych liderów bandyckich konsorcjów przeciwko nim samym. Tak się bowiem złożyło, że tytułowy bohater zwykł działać w duecie ze swoim szoferem, a zarazem ekspertem w zakresie dalekowschodnich sztuk walki. Kato - bo właśnie o nim mowa (na marginesie w serialu telewizyjnym emitowanym w latach 1966-1967 wcielił się weń mało komu wówczas znany potomek chińskich imigrantów z Hongkongu, Bruce Lee) – to niejako cień Zielonego Szerszenia towarzyszący mu w jego nocnych interwencjach, bez którego nie sposób wyobrazić sobie tej serii. Waid nie byłby jednak sobą, gdyby nie zdecydował się na innowacje w ramach tej relacji. I to właśnie m.in. to ogniowo fabuły przyczynia się do jej udramatyzowania. W takiej zresztą arcypoważnej nastrojowości utrzymana jest całość tej historii. W skorumpowanym mieście toczy się bezkompromisowa gra o wpływy, eksplodują magazyny z ładunkami wybuchowymi, w zakamuflowanych szulerniach wręcz gwarno, a sam Britt być może podejmie starania na rzecz uzyskania stanowiska burmistrza. Wszystko to składa się na kłębowisko zmagań na różnych poziomach zależności. Scenarzysta zadbał, aby potencjalni czytelnicy nie mieli pretekstu do przysypiania w trakcie lektury; nawet jeśli dynamika toku akcji ustępuje (choć nieznacznie) jednemu z najbardziej cenionych dokonań rzeczonego, tj. rozgrywającej się na kartach serii „The Flash vol.2” historii pt. „Terminal Velocity”. Cieszą również drobne, acz istotne drobiazgi, które na różnych odcinkach fabuły zdecydował się umiejscowić scenarzysta tego tytułu. Stąd m.in. nawiązania do niewymienionego ze względu na uwarunkowania licencyjne Jeźdźca Znikąd (również wspólnego tworu Trendle’a i Strikera), udatnie „klimatyzujące” fabułę.

W odróżnieniu od poprzedzającego serię Waida cyklu powstałego na podstawie scenariuszy m.in. Andy’ego Parksa („Nightwing vol.2”) i Kevina Smitha („Green Arrow: Sounds of Violence”) pierwszy z wymienionych twórców nie silił się na uwspółcześnianie świata przedstawionego, czego konsekwencją jest osadzenie tej opowieści w bliżej niesprecyzowanym momencie międzywojnia. Z jednej strony dają się słyszeć sugestie o prohibicji w kategorii zjawiska minionego (zniesiono ją 5 grudnia 1933 r.) oraz niemieckich i japońskich dywersantach. To zaś mogłoby wskazywać nawet na początkowy okres II wojny światowej. Z drugiej natomiast kreacje, w których obnoszą się widoczne w nieco dalszym tle modne niewiasty, pochodzą częściowo z lat dwudziestych. Radio, w dobie kolejnej dekady medium w pełni już w amerykańskich gospodarstwach „zadomowione”, tutaj zdaje się dopiero u progu swojej prosperity. Owa umowność epoki przy równoczesnej stylizacji na anturaż przypisany czarnym kryminałom to dodatkowy walor tej opowieści, nadający jej swoistej egzotyki.

We wstępie do albumu Mark Waid zarzeka się, że ta akurat jego praca nie jest komiksem superbohaterskim. Wbrew owym deklaracjom można zaryzykować twierdzenie, w myśl którego również wielbiciele tej właśnie konwencji nie powinni doznać zawodu. Mało tego, w ogólnym wizerunku i metodach działania Szerszenia łatwo dopatrzyć się podobieństw z zaistniałymi w kolejnych dekadach osobowościami komiksu przynajmniej stylizowanego na superbohaterski: oryginalnym Sandmanem (Wesleyem Doodsem), na swój sposób również Spiritem, a także autorskimi tworami Steve’a Ditko – Mr. A i Questionem. Z drugiej strony niewykluczone, że lektura perypetii Britta Reida okaże się satysfakcjonującą rozrywką także dla tej części komiksowej braci, która na hasło „trykot!” z miejsca pokrywa się łuszczycą.

Tempa narzuconego przez scenarzystę stara się dotrzymać współpracujący z nim rysownik w osobie Daniela Indro. Widać, że ten na ogół chętnie współpracujący z Dynamite plastyk (może się on pochwalić udziałem w takich projektach jak mini-seria „Sherlock Holmes: Year One” oraz „Flash Gordon: Zeitgeist”) należy do grona twórców przykładających się do powierzonych mu zleceń. Ewidentnie stara się on, by nakreślany przezeń świat przedstawiony był kompletny, oddawał ducha epoki, a zawartość kadrów nie świeciła pustkami, tak jak niekiedy ma to miejsce w przypadku serii ilustrowanych za pomocą modnej obecnie maniery tzw. komiksu niezależnego (vide „Saga”). Ponadto chętnie użytkuje on różnorodne odmiany perspektywy, co na ogół znacząco przyczynia się do zwiększenia dynamiki ukazywanych scen, a przy okazji uatrakcyjnia układ planszy. Znać jednak, iż ów autor, pomimo nie tak znowu niewielkiego dorobku, wciąż jeszcze (przynajmniej na etapie realizacji „Zielonego Szerszenia”) potrzebuje czasu na pełne rozrysowanie. Tym bardziej że wyraźnie zmierza on w kierunku stylistyki realistycznej. Tej zaś wymogi są jednoznaczne: skrupulatne ujmowanie skrótów perspektywicznych, co najmniej poprawna znajomość anatomii, przemyślane operowanie światłocieniem, biegłość w odwzorowywaniu ludzkich emocji. Niestety warsztat Indro wciąż jeszcze pozostawia pod tym względem nieco do życzenia, a on sam zdaje się nadal tworzyć całokształt rzeczywistości kreowanej bardziej instynktownie niż z pełną znajomością plastycznych prawideł. Po jego pracach zaprezentowanych w niniejszym wydaniu zbiorczym daje się jednak zauważyć, że zapału mu nie brak i jest on na dobrej drodze do osiągnięcia pełnej fachowości w podjętej przez niego stylistyce. Nastrojowości przypisanej czasom wydobywania się z wielkiego kryzysu sprzyja również warstwa kolorystyczna w wykonaniu Márcio Menyza, brazylijskiego twórcy współtworzącego m.in. mini-serię „I Am Groot” czy dystrybuowany zaledwie od kilku miesięcy kolejny cykl z udziałem Luke’a Cage’a. Przesadą byłoby stwierdzenie, że plansze Indro unurzał on w mroku, bo dokonany przezeń dobór barw nie ogranicza się jedynie do złamanych brązów, szarości i czerni. Niemniej z racji przynależności gatunkowej niniejszej opowieści łatwo dostrzec przewagę tych właśnie barw z okazjonalnym akcentowaniem zieleni.

Zgodnie ze standardami amerykańskich wydań zbiorczych także w tym przypadku nie zabrakło dodatków. Ewentualni odbiorcy tej propozycji wydawniczej odnajdą w niej zatem szkice koncepcyjne kluczowych osobowości fabuły oraz alternatywne okładki edycji zeszytowej (notabene nie zawsze właściwie opisane) w wykonaniu m.in. wielbionego przez wielu Alexa Rossa i Viniciusa Andrade.

„Upadek z wysoka” śmiało można uznać za mocne wejście Zielonego Szerszenia, postaci, która zdecydowanie zbyt długo zmuszona była czekać na swój polski debiut. Dzięki inicjatywie Planety Komiksów przysłowiowe „pierwsze koty za płoty” mamy już za sobą. Można spodziewać się, że we względnie niedalekiej perspektywie ofertę tego wydawcy uzupełni album „domykający” interpretacje wspomnianej postaci w wykonaniu Marka Waida.  Czy doczekamy się więcej perypetii Britta Reida i jego pomocnika Kato (materiału wszak nie brak – by wspomnieć choćby wzmiankowaną serię w wykonaniu m.in. Kevina Smitha), jak zwykle zależy od przychylności czytelników.

 

Tytuł: „Green Hornet – Zielony Szerszeń" tom 1: „Upadek z wysoka”

  • Tytuł oryginału: „Mark Waid's The Green Hornet Volume 1”
  • Scenariusz i wstęp: Mark Waid
  • Rysunki: Daniel Indro
  • Kolory: Márcio Menyz
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Maciej Drewnowski
  • Liternictwo: Krzysztof Nierodziński
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dynamite Entertainment
  • Wydawca wersji polskiej: Planeta Komiksów
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 19 listopada 2013 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 15 września 2017 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 17 x 26 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 152
  • Cena: 64,90 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „The Green Hornet” nr 1-6 (marzec-październik 2013 r.).

Dziękujemy wydawnictwu Planeta Komiksów za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus