„Marvels. Wydanie jubileuszowe” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 24-10-2024 22:49 ()


Można na „Marvels” Kurta Busieka (scenariusz) i Alexa Rossa (rysunki) spojrzeć dwojako. Emocjonalnie i historycznie. Oczywiście oba te spojrzenia mogą mieszać się ze sobą w kotle nostalgii sygnowanej datami publikacji najważniejszych zeszytów Domu Pomysłów, nie zmienia to jednak faktu, że ważna jest tu przede wszystkim przeszłość. „Marvels” bowiem zamyka pewną epokę w dziejach wydawnictwa znajdującego się w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku u progu bankructwa. Trzydzieści lat od premiery omawianej pozycji wydawniczy hegemon utracił swoją tożsamość, racząc odbiorców coraz rzadziej publikacjami ważnymi i przełomowymi. Nie dziwi zatem fakt, że wielu czytelników w przeszłości upatruje lepszych czasów dla komiksowego medium (inna rzecz, czy słusznie, czy też nie). A „Marvels”, choć to swego czasu łabędzi śpiew Marvela, paradoksalnie jest właśnie symbolem tych i tamtych „czasów”.

Amerykański scenarzysta uwielbia, wręcz ubóstwia świat superbohaterów, zatracając się w nim niczym dziecko odpakowujące w Boże Narodzenie figurki bohaterów „Gwiezdnych Wojen” wyprodukowanych przez firmę Kenner. „Marvels” to wyraz szczerej fascynacji i gorącej miłości. Swoisty negatyw innego przełomowego dzieła, a mianowicie „Strażników” Alana Moore’a, Dave’a Gibbonsa i Johna Higginsa. O ile komiks wydany przez DC spowity był, jest i będzie odorem śmierci, o tyle praca Busieka i Rosa to pochwała życia ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Jednak Busiek nie bywa bezkrytyczny, a przynajmniej nie wobec zwykłych śmiertelników znajdujących się w sferze profanum, a raczej całego amerykańskiego stylu życia rezonującego przez dwudziesty wiek na resztę świata. Oczami fotoreportera Phila Sheldona – głównego bohatera niniejszej opowieści – dostrzegamy złożoność funkcjonowania społecznego i zmiany, jakie w tym społeczeństwie następowały na przestrzeni dekad. Jest rok 1939, Azja i Europa płoną, a na ulicach Nowego Jorku pojawia się Ludzka Pochodnia. Nieznana siła zamknięta/zaklęta w ludzkim kształcie. Najpierw strach, potem zaciekawienie, aż fascynacja bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Sheldon będzie, wszędzie tam, gdzie pojawi się ognisty człowiek, a następnie bezwzględny władca zatopionej Atlantydy – Namor. Nadchodzi nowa era w dziejach Błękitnej Planety.

Sheldon wydaje się ich osobistym sekretarzem. Za pomocą zdjęć oddaje boskość tytanów opanowujących wyobraźnie milionów czytelników gazet i radiosłuchaczy. Kiedy na Starym Kontynencie szaleje wojna z niemieckim najeźdźcą, w Nowym Jorku toczy się bitwa żywiołów przyćmiewająca wszystko to, co do tej pory widział świat. Jedni zatracą się w tych epickich scenach, rozrysowanych z rozmachem godnym najlepszych katastroficznych filmów przez Alexa Rossa, inni zadadzą sobie pytanie, kim są wobec tej potęgi, zdolnej zatopić największe miasta, lub je spopielić w ułamku sekundy. Wewnętrzny konflikt Sheldona będzie towarzyszył mu przez całą karierę. I choć to on w końcu nazwie herosów „Cudownymi” w swojej książce zbierającej wykonane im przez lata pracy fotografie, to jednak ta miłość i co najważniejsze – zrozumienie, swoje źródło ma w osobistym, paraliżującym przerażeniu. Czym bowiem jest odpowiedzialność za rodzinę wobec szalejących, niezrozumianych sił?

Z jednej strony, Sheldon jest lepszą wersją Petera Parkera lub po prostu kimś, kim przywdziewający kostium Spider-Mana chłopak chciałby być, biorąc sobie za sens życia słowa wujka Bena. Z drugiej strony to symbol żołnierza pojmującego swój obowiązek wobec kraju, ale w duchu kwestionujący wojenne działania. Wszak po latach możemy spojrzeń na Namora i Ludzką Pochodnię jako personifikacje morskiej, lotniczej, a co za tym idzie technologicznej potęgi USA o niezrównanej sile ognia. Tylko kwestią czasu było przystąpienie herosów do światowego konfliktu, po którego zakończeniu nastał nowy światowy porządek. I wszystko mogłoby ułożyć się pięknie, aż nastały lata sześćdziesiąte i Ameryka znów się zmieniła. Jak grzyby po atomowym deszczu pojawili się kolejni herosi i heroiny. Nie tylko na firmamencie nieba, lecz także wśród czynszówek i drapaczy chmur. Od tej pory Cudowni byli na wyciągnięcie ręki każdego nowojorczyka, zatracając swój boski status.

Busiek przy pracy nad Marvels wykonał monumentalną pracę, próbując ułożyć chronologicznie zdarzenia, które rozgrywały się na przestrzeni dziesiątek serii i tysięcy zeszytów (co wcale nie jest takie proste, na jakie wygląda). Ciężar fabularny opowieści spoczywa na czterech wątkach. Pojawieniu się Ludzkiej Pochodni i Namora – reprezentantów Złotej Ery komiksu, jednocześnie Busiek i Ross czynią z nich wielkich aktorów Złotej Ery Hollywood, ukazując tamte wydarzenia i cały zgiełk rozgrywający się wokół nich z iście filmowym, charakterystycznym dla okresu, w którym w kinach premierę miało „Przeminęło z wiatrem” (1939) dramatyzmem. Rozdział drugi został zdominowany przez mutancką fobię. Krucjatę skierowaną przeciwko wychowankom Charlesa Xaviera. W Stanach trwa polowanie na czarownice. Jednocześnie rozgrywa się walka z rasizmem i o równouprawnienie mniejszości. Ameryka – nie tylko jej wielkie miasta, ale również ich przedmieścia okazują się miejscami skażonymi złem ukrywanym głęboko w ludzkich duszach. Sheldon trochę niczym bohaterka grana przez Julianne Moore w „Daleko od nieba” (2002) będzie musiał skonfrontować się z gorzką rzeczywistością i podjąć słuszne decyzje.

W trzecim rozdziale wszelkie waśnie zamierają, ponieważ świat szykuje się do armagedonu. Na Ziemi pojawia się Galactus. Rozpacz i gniew społeczeństwa coraz częściej kierowane są w kierunku superbohaterów, do czego w dużej mierze przyczyniają się media nastawione, jak nigdy dotąd, na tanią sensację, chwilowe zainteresowanie i krzykliwy nagłówek. Ta tendencja będzie tylko rosnąć, zniekształcając etos obiektywnego dziennikarstwa. Po kryzysie (Kubańskim?) związanym z nadejściem Pożeracza Świata, ostatni rozdział zyskuje najbardziej intymny charakter. Sheldon zmierzający na zasłużoną emeryturę podejmie się może najważniejszego zadania w swoim życiu. Odkrycia prawdy o śmierci Kapitana Stacy. Busiek osadza tu w roli głównej Gwen Stacy. Skupia się na jej emocjach związanych ze stratą ojca, na jej postrzeganiu piękna, na jej radości… Aż w końcu na jej śmierci. Cały superbohaterski świat zostaje zdegradowany do tej jednej chwili, do tragedii, która spotkała dziewczynę pełną życia… Jaki jest więc sens tych wszystkich supermocy, kolorowych kostiumów, niezwykłych umiejętności, doświadczeń w walce ze złem? Istnienia Cudownych, skoro świat ani przez chwile nie staje się dzięki nim bezpieczny?

Dzięki temu, że Busiek oddaje głos Sheldonowi, narracja, ilość wątków pobocznych, multum postaci i nawiązań nie przytłaczają swoim ciężarem. Phil jest jednym z nas, dostrzega tyle, ile zdoła dostrzec. I choć jego praca daje mu więcej możliwości na poznanie rzeczywistości z różnych perspektyw, to ostatecznie i on nie jest w stanie nadążyć za zmieniającym się światem. I w sumie nie stara się tego czynić na siłę, co chyba jest największą zaletą człowieka, pewnego swoich racji, człowieka myślącego, człowieka zdolnego skupić się nad tym, co ważne. Staje on więc na wielu rozdrożach. Jest reprezentantem przeszłości i wartości w niej zakorzenionych, zarówno jako dziennikarz, jak i głowa rodziny, co jest przyczyną wielu egzystencjalnych konfliktów perfekcyjnie rozpisanych przez Busieka.

„Marvels” to nie tylko przemyślana w najdrobniejszym aspekcie fabuła okraszona świetnie brzmiącymi dialogami, lecz również pełna rozmachu warstwa graficzna. Ross korzysta z pomocy przyjaciół i rodziny, którzy są dla niego modelami. Dzięki fotografiom i odwzorowaniu najmniejszych detali ze świata prawdziwego, świat komiksowy zyskuje na realizmie. Kostiumy herosów posiadają fałdki, bohaterowie głębokie zmarszczki, a przede wszystkim są mocno zindywidualizowani. Przy pomocy farb Ross nadaje swoim rysunkom głębi, choć traci na dynamice. Jego największą siłą jest pojedynczy kadr, zawsze skąpany w emocjach. Przy pracy nad „Marvels” musiał stawić czoła wielkim artystom kreującym przez dziesiątki lat to rozszerzające się niczym kosmos uniwersum. Wiele słynnych kadrów zostało przez niego skopiowanych, choć ta odtwórczość, była niezbędna tej opowieści, jak człowiekowi powietrze do oddychania. Charakterystyczne proste graficzne style z poprzednich dekad zostały zastąpione szczegółową manierą Rossa, co daje piorunujący efekt „ożywienia”. Ciekawe jest podejście do wydarzeń z przeszłości, ukazujące je z innego ujęcia lub z parosekundowym przyśpieszeniem albo opóźnieniem. Dalsze plany wypełnione są po brzegi detalami, a pozorni gapie wcale nie są tacy przypadkowi, ponieważ prawdopodobnie za każdym z nich kryje się jakaś historia...

Tytaniczna praca wykonana przez Rossa i Busieka została podkreślona przez setki stron dodatków, w których znajdziemy scenariusz, wywiady, szkice, grafiki, proces pracy nad poszczególnymi planszami i okładkami, przebogaty opis odwołań do oryginalnych wydarzeń, komentarze autorów, artykuły prasowe oraz rozwinięcie artykułów, których nagłówki pojawiają się na kartach „Marvels”. Ostatecznie jednak to sam komiks jest najważniejszy. Monumentalne dzieło podkreślające dorobek kilku pokoleń artystów, oddające fenomen amerykańskiej popkultury, a przede wszystkim zjawiska, jakim było pojawienie się superbohaterów. Emanacji ludzkich pragnień, marzeń i słabości charakterystycznych dla danego dziesięciolecia XX wieku. Fascynujące jest to, że Busiek dokonał syntezy wszystkich tych zjawisk z literacką wrażliwością na zaledwie dwustu stronach narysowanych i namalowanych z wirtuozerską precyzją Alexa Rossa. To dzieło ponadczasowe, choć osobną kwestią pozostaje sprawa, czy będzie też takie dla przypadkowego odbiorcy, który nigdy wcześniej nie obcował z cudami i Cudownymi komiksowego świata Domu Pomysłów...

 

Tytuł: Marvels. Wydanie jubileuszowe

  • Scenariusz: Kurt Busiek
  • Rysunki: Alex Ross
  • Tłumaczenie: Maciej Nowak-Kreyer, Tomasz Sidorkiewicz, Jakub Jankowski
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Data publikacji: 31.05.24 r. 
  • Liczba stron: 504
  • Format: 180 mm x 275 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Druk i oprawa: Edica
  • ISBN: 978-83-67571-33-3
  • Cena okładkowa: 249 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus