"Zaginiona flota. Odważny" - fragment
Dodane: 21-02-2009 11:23 ()
Komandosi Sojuszu wtargnęli do głównej sterowni syndyckiej kopalni, rozdzielili się i za pomocą przenośnych skanerów zaczęli szukać ukrytych min pułapek. Na wielu konsolach rozmieszczonych w tym pomieszczeniu paliły się wyłącznie zielone kontrolki, co oznaczało, że sprzęt wydobywczy nadal działa i ma się dobrze. Podofi cer, którego kamerą Geary obserwował tę scenę, zatrzymał się przed jedynym panelem upstrzonym czerwonymi punktami.
– To tor kolejki magnetycznej. – Komandos zameldował krótko swoim przełożonym, ale Geary też usłyszał jego głos. – To jedyne uszkodzone urządzenie w tej kopalni. Reszta jest sprawna i działa. – W głosie żołnierza nie dało się wyczuć radości, lecz niepokój.
Na wysokości twarzy Geary’ego otworzyło się kolejne okienko, a w nim pojawiła się zatroskana kapitan Tyrosian.
– Syndycy nie wyłączyli maszyn – powiedziała.
– Nie wyłączyli – przyznał Geary.
– A to może oznaczać opóźnienie dla nas – pożaliła się Tyrosian.
– Wydawało mi się, że gdyby maszyny zostały wyłączone, stracilibyśmy znacznie więcej czasu.
Tyrosian wyglądała na zaskoczoną takim stwierdzeniem komodora.
– Cóż... tak. Gdyby wszystkie maszyny zostały wyłączone, musielibyśmy je kolejno włączać, sprawdzając jednocześnie, czy nie zostały uszkodzone mechanicznie albo czy ich oprogramowanie nie zostało zmienione. Wie pan, jeden wirus w systemie operacyjnym może narobić wiele szkód. Ale te maszyny wciąż działają, sir. A to oznaczało, że potencjalne wirusy albo programy destrukcyjne są już w systemie i robią swoje.
Nie ufaj Syndykom niosącym dary, jak powiadają.
– Rozumiem – odparł Geary.
Znów miał przed sobą wizerunek pułkownik Carabali, była równie zasępiona jak Tyrosian.
– Sir, musimy przeprowadzić operację alarmowego wyłączenia całej instalacji i dokonać kontroli wszystkich systemów, zanim ponownie zostaną, jeden po drugim, włączone.
Geary westchnął ciężko, zastanawiając się, dlaczego akurat w tym punkcie dowódca komandosów zgadza się z mechanikami.
– Określcie najgorszy możliwy scenariusz, jeśli pozostawimy maszyny włączone.
– Katastrofalna awaria wszystkich systemów sterowania, wyłączenia maszyn skutkujące ich uszkodzeniami, zniszczenia infrastruktury i złóż, możliwość odniesienia ran, a nawet utraty życia przez obsługę, no i utrata zdolności wydobywczej kopalni – wyjaśniła Tyrosian.
– Wszystko wyleci w powietrze – dodała pułkownik Carabali.
Geary kiwał głową, powtarzając sobie w duchu: Tylko spokojnie, to zaledwie prognoza.
– Ile czasu potrzebujemy, żeby wykonać naszą robotę?
– Takie szacunki mogą się bardzo różnić ze względu na dużo zmiennych wartości, jakie musielibyśmy wziąć pod uwagę... – zaczęła Tyrosian.
– Nie możemy tkwić przy tej kopalni w nieskończoność, kapitanie Tyrosian! – nie wytrzymał Geary.
– Ile surowców musimy wydobyć? – zapytała Carabali.
– Może moglibyśmy po prostu wejść na składowiska, dokonać analizy zgromadzonych tam pierwiastków i załadować je na wahadłowce. Tyrosian gniewnie machnęła ręką.
– Trzeba uzyskać dostęp do podsystemów kopalni. A do tego potrzebne są sprawne systemy sterujące, które wydają polecenia podsystemom wydobywczym. Jeśli nakładki monitorujące na systemach operacyjnych i podsystemach wydobywczych nie będą aktywne, blokady zabezpieczeń nie pozwolą wam na nic.
– I szlag trafi wszystko – mruknął Geary.
Tyrosian przytaknęła.
– Nie możemy... – zamilkł, gdy kontrolka alarmowa połączenia o wysokim priorytecie pojawiła się na wyświetlaczu, informując, że ktoś jeszcze pragnie uczestniczyć w wymianie zdań pomiędzy nim, Carabali i mechanikami. Rzucił okiem na dymek z informacjami.
Połączenie przyszło z „Tytana”. A wszelkie połączenia z „Tytanem” mogły zwiastować jedynie złe wieści. Rozwścieczony kolejnymi opóźnieniami komodor omal nie uderzył palcem przycisku odmowy połączenia.
Nie potrzeba mi teraz kolejnej bezsensownej komplikacji – pomyślał. – Ale z drugiej strony, gorzej już być nie może. A jeśli to połączenie zwiastuje jakieś rozwiązanie?
Odczekał chwilę, policzył do pięciu i zamiast posłać dobijającego się doń człowieka w diabły, wcisnął „odbiór”.
Zobaczył komandora Lommanda. Dowódca „Tytana” był zbyt młody jak na tak poważne stanowisko, ale Geary wiedział, że nadrabia braki w doświadczeniu niezwykłym entuzjazmem i inicjatywą. Teraz miał jednak przepraszający wyraz twarzy.
– Proszę o wybaczenie, kapitanie Geary, ale zostałem powiadomiony, że rozmawia pan właśnie z kapitan Tyrosian, a ja chciałem tylko poinformować, że dwa Samobieżne Kombajny Wydobywcze z „Tytana” zostały załadowane na pokłady ciężkich transportowców i są już gotowe do wysyłki.
Geary zwrócił wzrok w stronę Tyrosian, która – bez powodzenia zresztą – usiłowała zachowywać się tak, jakby ta wiadomość nie była dla niej żadną nowością.
– Samobieżne Kombajny Wydobywcze? – zapytał ją. – Czy one mogą nam się przydać?
– Mogą, gdyby syndycki sprzęt okazał się niezdatny do użytku – odparł spokojnie Lommand. – Wydawało mi się, że dobrze byłoby je mieć pod ręką na wypadek podobnej sytuacji.
– Oczywiście – wtrąciła Tyrosian takim głosem, jakby to ona kazała Lommandowi przygotować te maszyny. – Tyle że istnieje ryzyko związane z ich przenoszeniem, ponieważ te dwa kombajny to jedyne maszyny tego typu, jakie posiada flota. Niemniej nasze SaKWy są w stanie zlokalizować, załadować i przetransportować syndyckie zapasy pierwiastków śladowych, których potrzebujemy.
– Ile potrwa ich dostarczenie? – zapytał Geary, szukając na konsoli przycisków, które dałyby mu dostęp do tej informacji. – Trzydzieści jeden minut, jeśli teraz zezwolimy na start transportowców – odparł natychmiast Lommand.
Pułkownik Carabali sprawdzała coś na własną rękę.
– Nie powinniśmy ryzykować sprowadzania tak cennego sprzętu do kopalni, dopóki działają w niej syndyckie maszyny, które mogą posłużyć za coś w rodzaju konia trojańskiego. Zwłaszcza że przeprowadzenie alarmowego wyłączenia wszystkich syndyckich instalacji nie potrwa dłużej niż... dwadzieścia minut.
Geary skinął głową.
– A co z innymi aspektami używania syndyckiego sprzętu? Czy te tam... SaKWy mogą go w pełni zastąpić?
– Sir, będziemy potrzebowali kilku godzin na dokonanie kompletnej analizy i wyczyszczenie wszystkich Syndyckich systemów, a potem kolejne pół dnia, jeśli nie dłużej, na ponowny rozruch i dostosowanie do naszych potrzeb...
– A w jakim czasie po wylądowaniu SaKWy mogą osiągnąć gotowość operacyjną? – To pytanie Geary skierował do mechaników.
– Natychmiast, sir! – zameldował Lommand. – Proces rozruchowy możemy przeprowadzić jeszcze na pokładach transportowców. Kiedy SaKWy opuszczą ładownie, będą od razu gotowe do akcji.
Świetnie. Kolejna mała, a ciesząca rzecz, którą już dawno powinien był usłyszeć od swoich podwładnych.
Całe szczęście, że w ich szeregach znalazł się komandor Lommand. Geary już chciał wydać mu rozkaz rozpoczęcia procedur startowych, ale w ostatniej chwili powstrzymał się i odwrócił do kapitan Tyrosian, bezpośredniej przełożonej dowódcy „Tytana”. Komandor po raz kolejny przeskoczył ogniwo w łańcuchu dowodzenia, ale tym razem wykonał swoją robotę naprawdę dobrze i na pewno nie po to, by podkopać pozycję Tyrosian.
– Pani kapitan, proszę rozkazać „Tytanowi” odpalić transportowce i skierować je do kopalni. Chcę, żeby były gotowe do podjęcia prac wydobywczych, jak tylko znajdą się na powierzchni księżyca. Komandorze Lommand, dziękuję panu za okazaną inicjatywę. Pułkowniku Carabali, proszę rozpocząć procedury awaryjnego wyłączania syndyckich systemów.
Wszystkie mają stanąć, zanim transportowce z „Tytana” dotkną powierzchni.
– Tak jest, sir! – odparła Carabali z cieniem uśmiechu na ustach. – Czy mamy przy okazji sprawdzić wszystkie systemy pod kątem ewentualnego sabotażu?
– Nie, chyba że coś zagrażałoby pani ludziom. Nie będziemy włączali tych systemów aż do odlotu, a kiedy się stąd zabierzemy, zrównamy to miejsce z ziemią.
Uśmiech na ustach Carabali wyraźnie się poszerzył.
– Tak jest, sir!
Ledwie obraz dowódcy komandosów zniknął z ekranu, kapitan Tyrosian posłała Geary’emu zadufane spojrzenie, jakby plan, który teraz realizowali, był jej autorstwa.
– Rozkazałam „Tytanowi”, aby odpalił transportowce, sir.
– Dziękuję. – Wtrącenie się Lommanda do konferencji przyniosło nadspodziewanie pozytywne skutki: Tyrosian zaczęła wreszcie myśleć. – Dobra robota. Zbierzmy te kamyczki i wynośmy się stąd.
Okienko zamknęło się, ekran wyświetlacza wiszącego przed Gearym znów zawierał jedynie informacje systemowe. Komodor widział symbole oznaczające poszczególne formacje jego floty. Mijały księżyc z syndycką kopalnią, aby po wykonaniu wielkiej pętli wokół gazowego giganta powrócić w jego pobliże. Dokonał kilku obliczeń, aby sprawdzić, czy nie powinien zmniejszyć jeszcze bardziej prędkości marszowej okrętów na wypadek kolejnych opóźnień w realizacji planu.
Wyglądało jednak na to, że korekty nie będą potrzebne.
Wprawdzie nie pozostawił sobie zbyt szerokiego marginesu błędu, ale jeśli ruchome instalacje wydobywcze wykonają swoje zadania zgodnie z planem, nie będzie potrzeby zużywania kolejnych dawek paliwa na manewr wyhamowywania.
Geary usiadł wygodniej. Kapitan Desjani popatrywała na niego, z trudem powstrzymując swoją ciekawość.
– Syndycy pozostawili w kopalni działające maszyny – wyjaśnił.
– Sukinsyny! – krótko a dosadnie skwitowała tę informację. – Wiedzieli, że uznamy, iż nafaszerowali je wirusami i minami pułapkami.
– Tak. Ale na „Tytanie” było kilka takich samobieżnych maszyn górniczych, które wysłaliśmy na powierzchnię, żeby wykonały całą robotę z przejęciem surowców. – Geary odwrócił się, aby włączyć Rione do rozmowy. – Komandosi wyłączają syndyckie linie wydobywcze.
– Syndycy nie mieli czasu, żeby zainstalować skomplikowane pułapki – Wiktoria pokręciła głową – ale rozumiem, że nie mieliśmy wyboru i musieliśmy działać tak, jakby zdołali to zrobić.
– Za każdym razem gdy mieliśmy do czynienia z Syndykami, były jakieś pułapki. – Geary spoglądał na transportowce z „Tytana”, zbliżające się łagodnym łukiem do powierzchni księżyca. Marzył o tym, by wróg nie był aż tak przebiegły, a sytuacja jego własnej floty aż tak beznadziejna.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie fragmentu do publikacji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...