"Oko Jelenia. Pan Wilków" - fragment

Autor: Andrzej Pilipiuk Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 21-02-2009 11:12 ()


 

– Co mamy uczynić dalej, pani? – zapytała Hela. – Już nic – powiedziało zwierzę. – Zanurzę się w cieczy. Moje ciało ulegnie dezintegracji. Następnie to, co nazwalibyście nanotechem złoży je na nowo. Przez ten czas zapewnicie mi ochronę.

 

– Ile czasu będzie to trwało? – zapytałem, patrząc na zegarek.

 

– Około trzydziestu sześciu godzin.

 

– Tak, pani. - Hela dygnęła.

 

– Czy jest jeszcze coś, co powinniśmy wiedzieć? – zapytałem. – Nic. Wszystko jest zautomatyzowane. Żadne wasze działania nie przyspieszą ani nie spowolnią tego procesu. Wsunęła się do naczynia i znieruchomiała zwinięta w kłębek na jego dnie. Widziałem, jak rozpada się, jakby ktoś w niewyobrażalny wręcz sposób przyspieszył proces korozji, a może rozpuszczania w kwasie. Wreszcie na dnie leżało tylko trochę srebrzystego pyłu i kilka zielonych krążków...

 

 – Scalaki? – zapytała Hela.

 

– Nie wiem. Chyba tak...

 

– Tu jest przykrywka – odezwał się olbrzym. – Co robicie dalej?

 

– Pora ruszać w drogę – westchnąłem.

 

– Zabieracie ten kociołek? – zagadnął Sadko. – Nie ma wyjścia – powiedziałem. – Z dwu powodów. Po pierwsze, przysięgliśmy ją chronić, zanim nie odzyska ciała. Po drugie, gdybyśmy zostawili go tu na wyspie, wpadnie w szał po przebudzeniu. A sami widzieliście, że potrafi biec po wodzie. Jak myślicie: ile czasu by potrwało, zanim by nas dopadła? A umie nas znaleźć... – I co zrobiłaby z nami potem – dodała ponuro moja towarzyszka. – To bydlę jest bardzo pomysłowe w wymyślaniu kar... – Ta specjalna woda jest niezbędna, by odtworzyła swoje ciało? – zainteresował się.

 

– Tak.

 

– Borys... Olbrzym musiał już dłuższą chwilę stać za moimi plecami, bo unieruchomił mnie jednym chwytem rąk. Szarpnąłem się, ale równie dobrze mógłbym się mocować z niedźwiedziem. Sadko błyskawicznym ruchem zarzucił zaskoczonej Heli worek na głowę. Zaczęła się szarpać, ale ściągnął materię w dół. Nie zmieściła się, więc kawałem rzemienia obwiązał dolną krawędź tuż pod jej kolanami.

 

– Co ty wyrabiasz? – wykrztusiłem bardziej zdumiony niż przestraszony.

 

Dziewczyna szarpała się rozpaczliwie. Ostrożnie położył ją na mchu. – Zwracam wam wolność – powiedział Sadko. – A przy okazji zgładzę największego wroga, jakiego miała Hanza przez ostatnie trzy stulecia... Składaliście przysięgę na wierność łasicy, więc dla spokoju waszych sumień to ja ją unicestwię, zanim odtworzy swe ciało.

 

– Przestań! Zdjął pokrywę z kociołka i spokojnie przechylił naczynie, by wylać zawartość na ziemię. Nic się nie stało. Spojrzał zdumiony na powierzchnię cieczy. Mimo przechylania naczynia, pozostawała nieruchoma jak tafla lodu. Spróbował przebić ją nożem. Potem przyładował w kociołek naprawdę sporym głazem. – To beznadziejne – powiedziałem. – Z pewnością zabezpieczyła się, by nic nie zakłócało jej spokoju. Sadko uniósł muszkiet, skrzesał ognia na lont i cofnąwszy się kilka kroków, wypalił w kociołek. Naczynie fiknęło koziołka. Kula zrykoszetowała i gwizdnęła gdzieś w krzaki. Teraz dla odmiany uderzył w bok garnka potężnym toporem. Rozciął około pięciu centymetrów blachy, ale ze szczeliny nie pociekła ani kropla. – Pole siłowe albo coś podobnego – powiedziałem ponuro. – Nic nie da się zrobić. – Uwolnij Helę. Kopnął kociołek, a potem rozplątał rzemień i ściągnął worek z Heli. Borys zwolnił ucisk.

 

– Próbowaliśmy bratok – powiedział. – Naprawdę chcieliśmy ci pomóc.

 

– Nie mam wam za złe. Za to moja towarzyszka śmiertelnie się obraziła. Próbowała kopnąć Sadkę, ale na swoje szczęście miał niezły refleks, zdążył uskoczyć.

 

– Dranie!

 

– Przepraszam – Olbrzym potrafił wyglądać naprawdę rozbrajająco. Ale Hela tylko prychnęła i po zaimprowizowanym trapie przeszła na pokład „Jaskółki”.

 

– Planowałeś to już wcześniej? – spytałem Sadka.. – Tak. Taki rozkaz dostałem od Sudermanna. Zgładzić za wszelką cenę. W żadnym wypadku nie dopuścić, by łasica dotarła do Visby. Jeśli nie da się temu zapobiec, ostrzec Petera Hansavritsona.

 

– Hmm... Za wszelką cenę?

 

– Moje życie należy do Hanzy. Jeśli trzeba mam je poświęcić.

 

– A my? – Jeśli taka byłaby cena. Markusie, dla Heinricha Sudermanna istnieje tylko jedno prawo moralne, dobro Hanzy. Gdyby była możliwość zgładzenia łasicy, nie wahałby się poświęcić życia, nie tylko nas wszystkich, ale i własnego.

Zapadła chwila niezręcznego milczenia.

 

 

 

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie fragmentu do publikacji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...