"Brzoskwinia 16” - Czyli jeszcze jeden, i jeszcze raz… - recenzja

Autor: LittleLadyPunk Redaktor: Wesoła Magda

Dodane: 01-02-2009 13:03 ()


Po sensacyjno-dramatycznym tomie 15 Momo wraz z Tyjim wracają do szkoły – oczywiście wywołuje to ogromne zainteresowanie całej klasowej społeczności. Jednak Momo bardziej niż plotek obawia się reakcji Kairiego, który… wita ją jak gdyby nigdy nic, nawet nie tłumacząc swojego spóźnienia. Jest to oczywiście maska, za którą kryje się narastający dramat. Momo w końcu odkrywa, że chłopak nosi w dzienniczku jej zdjęcie - i to zasiewa w jej sercu niepokój…

      Niebezpiecznie zaczyna być także na linii trójkąta Sae – Ryo - Misao. W szpitalu, Misao wyznaje Ryo swoje uczucie – ku radości chłopaka, a wściekłości Sae. Kiedy intrygantka policzkuje Misao, Ryo bez żadnych zahamowań uderza Sae tak mocno, że dziewczyna upada. Od tego momentu Sae nie przepuszcza żadnej okazji, by wyrazić swoją niechęć do szkolnej pielęgniarki. Wkrótce jednak „przyjaciółka” Momo będzie miała dużo poważniejszy problem…

       Tak z grubsza fabularnie prezentuje się 16 tom „Brzoskwini”, jednej z już nielicznych mang shojo, które są wydawane w Polsce. Swoją drogą, ciekawy jest ten nagły deficyt mang dla dziewcząt na rodzimym rynku. Fakt, ostatnio światowy triumf należy się mangom shonen (na cóż podziały gatunkowe, kiedy dziewczyny też chcą zostać ninja, piratem albo Kirą) – choć sądząc po sukcesach serii takich jak „Oran High School Host Club”, nurt shojo zmienia się, ale się nie poddaje. Skąd więc ten brak? Czyżby polskie czytelniczki nie wykazywały potrzeby romansowych wzruszeń, albo jeśli już ją wykazują, znajduje to inne ujście? Nie jest to bynajmniej wyrzut – ot, takie antropologiczne spostrzeżenie.

      Mam zwyczaj psioczenia na długość serii shojo – z niewiadomych przyczyn autorki za wszelką cenę przedłużają życie fabuły, zakręcając ją niczym węzeł gordyjski i wyciągając z kapelusza traumatyczne dzieciństwa (i to w kilku wersjach... tak, tak – w ostatnich tomach „Marsa” człowiek nieźle się gubił). O ile prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, to prawdziwą mangę shojo da się poznać po tym, że skończyć nie potrafi... „Brzoskiwnia” z pewnością nie jest tytułem wolnym od tasiemcowatości – jednak należy przyznać autorce, że fabuła tomu 16 jest przeprowadzona sprawnie i logicznie, a lektura wywołuje przyjemne napięcie „co będzie dalej”, a nie naciągnięcie mięśni szczęki. Zachowania bohaterów są zgodne z ich charakterami i wcześniejszymi przeżyciami… no, może za wyjątkiem Kairiego, który w tym tomie jest wyjątkowo… płaczliwy. Jego postawa może nieco drażnić – ja rozumiem, że chłopcy też mają uczucia – jednak spodziewałabym się po nich większej konsekwencji... Mimo wszystko próbę oddania uniwersum różnorakich ludzkich uczuć można zaliczyć mandze na plus.

       Równowagę dla bardzo młodych – i może przez to niezdecydowanych – bohaterów „Brzoskwini”  stanowi kreacja postaci Misao. Towarzysząca nam już od pierwszych tomów pielęgniarka jest osobą opiekuńczą, starającą się rozumieć postawy otaczających ją ludzi. Miłość do Ryo nie zaślepia jej – wręcz przeciwnie, Misao dostrzega wady chłopaka i próbuje swoimi upomnieniami zmienić jego stosunek do Sae. Miwa Ueda potrafi więc przedstawić również dojrzałe charaktery – miło byłoby przeczytać jej mangi traktujące o starszych bohaterach.

        Cała afera ze zdjęciem w dzienniczku wydawać się może naiwna, jak też ciągły schemat fabularny „ktoś trzeci wchodzi po pokoju / podsłuchuje / podgląda” (kolejne spostrzeżenie - bohaterowie mang shojo nigdy nie pukają). Nie mniej sposoby ukazania mechanizmów rządzących społecznością szkolną są bardzo trafne – spróbujcie przyjść do szkoły za rękę z chłopakiem, a sami zobaczycie (sugerowane zwłaszcza osobnikom płci męskiej, będzie zabawniej). Dodatkowo autorka potrafi sama śmiać się z tej konwencji, jak gdyby między kadrami puszczając oko do czytelnika. Podobnie poprowadzony jest wątek mojego ulubionego, „Brzoskwiniowego” bohatera – obszczekującym wszystko i wszystkich z niemożebnym zapałem psa sąsiadów Momo. Tak, tak – dzielny psiak ma również w tomie 16 swoje 5 minut. Ciągłość takich pobocznych wątków dodaje formie mangi kunsztowności.

        Wydanie tomiku w niczym nie ustępuje poprzednim z serii. Plusem jest, jak mi się zdaje, większy kontrast czerni na stronach – cienie na włosach bohaterów wyglądają przy nim korzystniej.

        Jedno siąknięcie, albo i dwa – papier wydawanych przez Egmont mang nie jest adekwatny do ceny 19 złotych (zważywszy, jak to wygląda pozycjach z nakładu innych wydawnictw). Druga uwaga – skoro w filmie oglądanym przez Momo i Tyjiego jest Frodo jak byk (a raczej jak Frodo) – to czy tytuł na pewno należałoby przetłumaczyć na „Obrożę”.

        Na koniec – kolejny pean na temat kreski. Jest jak zwykle delikatna i zwiewna, dobrze wyrażająca emocje bohaterów, ale także ilustrująca świat przedstawiony. Miwa Ueda nie spoczywa jednak na laurach – ma się wrażenie, że w tym tomie wyjątkową wagę przyłożyła do rysowania tła – wszelkich budynków, szczególnie w scenach dziejących się na mieście. To cieszy, zważywszy na manierę innych autorek mang shojo, do „zapychania tła” ogromnymi zbliżeniami na twarze postaci... Kolejnym plusem kreski są użyte z rozwagą rastry – w kilku scenach to one potęgują romantyczny klimat.

         „Brzoskiwnia” jest serią, z którą warto się zaznajomić. Oczywiście, gdy jest się fanem gatunku shojo - w innych przypadkach rozciągnięta fabuła może drażnić (mimo, że jak już  wyżej napisałam, w 16 tomie robi się naprawdę ciekawie). One "tró" mężczyźni na pewno już trzymają się od tytułu na sporą odległość i pod wiatr – fani zaś powinni (jeśli jeszcze tego nie zrobili) sięgnąć po 16 tom, jak i po poprzednie, z największą przyjemnością.

 

 

 

Tytuł: Brzoskwinia - 16.

Scenariusz: Miwa Ueda

Rysunek: Miwa Ueda

Wydawnictwo: Egmont

Tłumaczenie: Zbigniew Kiersnowski

Wydawca oryginalny: Kodansha Ltd.

Seria: Brzoskwinia (#16 w serii)

Liczba stron: 168

Format: 115x180 mm

Oprawa: miękka

Papier: matowy

Druk: cz.-b.

ISBN-13: 978-83-237-2411-7

Wydanie: I

Data wydania: sierpień 2008

 

 

Recenzja tomu 13 znajduje się TUTAJ.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...