"Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 19-01-2009 22:09 ()


  

 

Twórcy „Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia” już na starcie mieli ułatwione zadanie. Sam tytuł remake'u z 1951 roku można interpretować na tak wiele sposobów, że każdy, a tym bardziej widz nieznający pierwowzoru, powinien być nim zaintrygowany.

Kto pamięta film sprzed ponad pół wieku? Chyba niewiele osób, a biorąc pod uwagę daleko idące zmiany w produkcji filmów, powojenny obraz może momentami być infantylny, śmieszyć, a zarazem doskonale ilustruje możliwości techniczne ówczesnego Hollywoodu. Klaatu i Gort nawiedzili Ziemie w XX wieku z dwóch powodów - szerzącej się paniki związanej z zimną wojną – w efekcie której istniało prawdopodobieństwo wybuchu wojny atomowej, a także na fali rozgłosu Roswell i UFO w 1947 roku. To był dobry czas na takie filmy, które ściągały widzów do kin i przecierały szlaki dla klasycznych produkcji sf.

Obraz Scotta Derricksona  niczym nie zaskakuje. W gruncie rzeczy aspekt pacyfistyczny został zamieniony na ekologiczny i tylko tym elementem różnią się obie produkcje. Należy zadać pytanie czy tak przygotowany remake jest w stanie wzbudzić atencję współczesnego widza , skierowaną z reguły na kino rozrywkowe i akcję. Raczej nie. „Dzień…” posiada bardzo wiele niedoróbek fabularnych.

Pokazanie ludzkości w przededniu zagłady odbyło się w sposób pozbawiony jakichkolwiek emocji. Można się zastanawiać co było ważniejsze – uwypuklony epizod małego chłopca, czy przybycie kosmity. Problemy  i rozterki dziecka w obliczu nadchodzącej zagłady powinny wyraźnie zejść na dalszy plan. Z głupot scenariusza wybija się wysłanie naukowców w miejsce zderzenia tuż przed wylądowaniem kuli. Posunięcie genialne, tak jakby odgórnie założono, że do kolizji nie dojdzie. To po co całe zamieszanie, że będzie wielkie bum? Ktoś najwyraźniej przysnął nad scenariuszem.

Odniosłem wrażenie, że pod przykrywką widowiska sf twórcy chcieli ukryć manifest ekologiczny, pokazać rozpacz i smutek małego chłopca po stracie ojca, w dodatku zaznaczyć jego niełatwe relacje z macochą, a na końcu dopiero zająć się przybyszem z innej planety. W filmie jest sporo scen wręcz złych, nudnych, pozbawionych klimatu. Brakuje również humoru, jakby twórcy starali się specjalnie go unikać, aby podnieść powagę sytuacji – końca znanego nam świata. To również się im nie udało. Niezamierzenie śmieszą działania amerykańskiej armii, która bezrozumnie brnie do przodu mimo, że jej wysiłki są skazane na klęskę.

Mottem filmu można nazwać kwestię – iż człowiek potrafi się zmienić, kiedy znajdzie się na krawędzi, przyparty do muru. W kontraście do niego pojawia się zdanie, że ludzie są tępi, uparci, nieskorzy do zmiany decyzji, więc przystawmy im broń do głowy to może się opamiętają. A jak już pogrozimy paluszkiem, to co wtedy? Ekologia stanie się kolejną światową religią? Zdaje się, że twórcy sami nie za bardzo wierzyli w to, co znalazło się w filmie.

Scenariusz oryginału miał jeden znaczący atut w postaci zagrożenia atomowego, które ewentualni przybysze z kosmosu mogli postrzegać jako broń wymierzoną w inne cywilizacje. Remake podobnego atutu nie posiada. Interwencja obcych wywołana faktem niszczenia Ziemi przez ludzi? Zastanawiające. Gdyby nasza cywilizacja miała możliwość podróżowania po wszechświecie do zamieszkałych światów, to czy przejmowalibyśmy się problemami ekologicznymi innych planet? Wątpię. Tłumaczenie, że tylko na niewielu z nich może istnieć życie również jest naciągane. Ziemię wcześniej czy później i tak czeka zagłada za sprawą naszego Słońca. Czy przyleci wtedy po nas kosmiczna Arka Noego? Może to nawet lepiej, że ludzkość najpierw sama się wykończy, nim do tego dojdzie.

Na ekranach kin mogliśmy oglądać niezliczoną ilość kosmitów – Klaatu w interpretacji Keanu Reevesa wypada bezpłciowo. Aktor zagrał przeciętnie, ale to bardziej zasługa kiepskiego scenariusza niż jego talentu. Niemniej jednak daleko mu do stworzenia roli na miarę tej Jeffa Bridgesa z „Gwiezdnego przybysza”. Jennifer Connelly to piękna kobieta, której do twarzy w każdym stroju, ale niekoniecznie w tej roli. Na dodatek musiała „nieprzekonująco przekonywać” Keanu – kosmitę, mając przy boku dziecko, skądinąd syna Willa Smitha. Cała ta konstrukcja wypada żenująco, a w dodatku żaden z tych elementów ze sobą nie współgra. No i chyba najmniej komiczny ze wszystkich występów Johna Cleese’a, którego nigdy nie posądzałbym o podobną rolę. Ten żart akurat się twórcom udał – Cleese zdobywcą Nobla to faktycznie koniec świata. Pozostała jeszcze Kathy Bates, która nie do końca wiadomo czy miała zagrać twardogłową i bezduszną sekretarz obrony USA czy przewidującą oraz kierującą się nie tylko instynktem, ale i zdaniem naukowców, rozsądną kobietę. Jej rola jest tak rozbieżna, iż myślę, że sama aktorka była zagubiona na planie i nie wiedziała jak uwiarygodnić swą postać.

Z uwagi na skromny budżet efekty specjalne są oszczędne, cieszą oko kule jako statki kosmiczne czy powiększony względem oryginału robot Gort. Wszystko to już widzieliśmy, pod względem wizualnym obraz nie wybija się ponad średnią. Troszkę irytuje nagminne upychanie do filmów product placementu, ale w Hollywood to standard.

„Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia” w obecnym wydaniu to niepotrzebny remake. Jeżeli mamy na poważnie zwrócić uwagę społeczeństwa na postępującą degradację środowiska to lepszą metodą jest poszukiwanie alternatywnych i innowacyjnych rozwiązań proekologicznych. Przesłanie „Dnia…” jest tak łopatologiczne, że nie wpłynie na postępowanie ludzi. Patrząc z perspektywy wielu milionów lat, dinozaury były przekonane, że Ziemia to ich planeta. Czy ludzkość powinna również tak myśleć?

 4/10

Tytuł: "Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia"

Reżyseria: Scott Derrickson     

Scenariusz: Edmund H. North, David Scarpa    

Obsada:

  • Keanu Reeves
  • Jennifer Connelly
  • Kathy Bates
  • Jaden Smith
  • John Cleese
  • Jon Hamm      
  • Kyle Chandler
  • Robert Knepper

Muzyka: Tyler Bates      

Zdjęcia: David Tattersall     

Montaż: Wayne Wahrman   

Czas trwania: 102 minuty

 

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...