Recenzja antologii "Nowe idzie"
Dodane: 19-01-2009 18:06 ()
Redaktor Michał Cetnarowski zebrał w jednym tomie nowe, które idzie. Co czeka nas w polskiej fantastyce w ciągu najbliższych kilku lat? Oto długa i ciężka, ale bardzo satysfakcjonująca zapowiedź, czyli antologia „Nowe idzie”.
Pomysł na tę antologię był zaskakująco prosty: niech napiszą autorzy nowi, ale już z pewnym fantastycznym dorobkiem. Nie było narzuconej konwencji czy tematyki. Miały powstać opowiadania w pewnym stopniu niezwykłe dla autorów, ale mimo wszystko wciąż ich. Brzmi skomplikowanie? Nic bardziej mylnego. Michał Cetnarowski niejako zmusił wybranych autorów do tego, żeby postąpili krok do przodu. Zgadzam się też z redaktorem - szkoda, że nie pojawia się w zbiorze tekst Kuby Nowaka, którego opowiadanie było nominowane do nagrody im. Janusza A. Zajdla za rok 2007.
Bardzo miłym zabiegiem jest pozwolenie autorom na zabranie głosu w kwestii tego, czym jest według nich fantastyka i co dla nich znaczy pisanie. Rzadko wydawca pozwala na taką swobodę, ograniczając się - jeśli już - do krótkiej notki o autorze, przez samego autora pisanej, a maskowanej niekoniecznie umiejętnie na wypowiedź trzecioosobową. W „Nowe idzie” również zamieszczono krótkie biogramy, ale większą uwagę przyciąga jednak swobodna wypowiedź o literaturze.
Zestaw rozpoczyna mroźny tekst Jewgienija T. Olejniczaka. „Noc szarańczy” ukazuje XIX-wieczny świat po kosmicznej katastrofie, która zmienia nie tylko klimat. Można by powiedzieć, że podobna katastrofa spotkała Ziemię w opowiadaniu Piotra Rogoży, czy Joanny Skalskiej. Te trzy teksty łączy przede wszystkim właśnie to, że najpierw następuje pewna ingerencja z zewnątrz, coś co sprawia, że dotychczasowe życie nie jest możliwe, a jednak ludzie za wszelką cenę starają się radzić sobie z nową sytuacją. Czy im się to udaje, to już oddzielna kwestia. Przyznam, że wizja z opowiadania Joanny Skalskiej przemówiła najsilniej do mojej wyobraźni. Autorka umieściła bohaterów w bardzo niedopowiedzianym świecie. Nie ma kontynentów, istnieje tylko Wyspa, na której żyją ludzie o białych twarzach i „normalni”. Kim są ci o białych twarzach? Skąd się wzięli? Nie ma odpowiedzi na te pytania, ale mimo ich niecodziennego wyglądu, to nie oni są najważniejsi. Głównym bohaterem są emocje: miłość, samotność, zazdrość.
Inną grupę tekstów stanowią jak dla mnie opowiadania Tomka Kiliana, Cezarego Zbierzchowskiego i Jakuba Małeckiego. Możliwe jest odczytanie ich jako opowiadań absolutnie niefantastycznych, są zawieszone niejako na granicy mainstreamu. Takiemu podejściu mógłby zaprzeczyć Cezary Zbierzchowski, ale poruszając się w bardzo delikatnej materii ludzkiej psychiki trudno jest jednoznacznie mówić o tym, co jest rzeczywistością, a co ludzkim wymysłem. Tak i ja dopuszczam fakt, że „Płonąc od środka” może być uznane za opowiadanie fantastyczne lub też mainstreamowe.
Niecodzienną tematykę podjął Tomek Kilian w „Przenicowaniu”. Rzadko kiedy autorzy piszą o transseksualistach, a tym bardziej mężczyźni. Jednak Kilian zdecydował się właśnie na to trudne zadanie i nawet jeśli mnie osobiście niełatwo jest sobie wyobrazić, co może czuć kobieta uwięziona w ciele mężczyzny, to jednak wizja przedstawiona w opowiadaniu wydaje się być wiarygodna.
Jakub Małecki postanowił sięgnąć po katastrofę rosyjskiego okrętu podwodnego „Kursk” i opisać ostatnie godziny niewielkiej grupki ofiar. O ile początkowo wplecione w wydarzenia na pokładzie wspomnienia bohaterów zdają się być mało przekonywujące, o tyle samo zakończenie tekstu jest naprawdę wzruszające, mimo że przecież i tak każdy wie jak ta historia musi się zakończyć.
Kolejne dwa opowiadania, którym chciałabym się bliżej przyjrzeć, to teksty Andrzeja Miszczaka i Pawła Majki. Oba należą do gatunku hard SF i oba są bardzo dobre. Według mnie to najlepsze teksty tej antologii. W przypadku „Harpunników” Miszczaka mamy do czynienia nie dość, że z opowiadaniem hard SF, który to gatunek ostatnio rzadko można spotkać wśród tekstów polskich autorów, to jeszcze na dodatek przynależy ono do zapomnianego nurtu clerical fiction. Bohater - wysłannik Watykanu - trafia do ukrywanego układu, by wyjaśnić źródło nowego kultu maryjnego. Na pochwałę zasługuje w tym opowiadaniu pomysł na tytułowych harpunników, a także sam opis układu.
Tekst Pawła Majki to już prawie mikropowieść. Autor stworzył skomplikowany świat z wymyślnymi gadżetami, bez których przyszła ludzkość nie może się oczywiście obyć. Najciekawsze jest jednak to, że każde z tych udogodnień ma znaczenie dla fabuły, nie jest zbędne. Po raz kolejny też przekonałam się o niesamowitej wyobraźni autora. Podróże w czasie mające na celu stworzenie cywilizacji, która posiadając tysiące lat częściowo manipulowanego rozwoju wytwarza wynalazki, przydatne w wojnie prowadzonej przez cywilizację-matkę? Dziwne istoty, które wyewoluowały z ludzi, wzbudzające najróżniejsze emocje wśród „oryginalnej” rasy? To wszystko i wiele więcej można znaleźć właśnie w opowiadaniu Majki. Jedyne, co mogłabym zarzucić autorowi, to zbyt jasne wyjaśnienie wszystkiego na koniec tekstu. Podejrzewam jednak, że gdyby ubrał to w inne słowa, zostawił więcej niedopowiedzeń, opowiadanie stało by się zbyt zagmatwane i niezrozumiałe ze względu na skomplikowane zasady rządzące wszechświatem tekstu.
Na koniec trzy opowiadania, które nie pasowały do żadnej z grup wymienionych powyżej, a przynajmniej nie tak jednoznacznie.
„Smak apokalipsy” Adama Przechrzty to tekst rozrywkowy, utrzymany w klimatach post-apokaliptycznych. Jak zwykle u tego autora spotkać można superbohatera, którego kule się nie imają, tyle że tym razem nie jest to narrator. Prawie niezniszczalne są za to jego towarzyszki, z którymi przyszło mu żyć w dziwnym związku w brutalnym powojennym świecie.
Opowiadanie Dawida Juraszka „Rzyg” przedstawia miasto, w którym winnym jest każdy, którego bóstwo pokarało cielesną przypadłością. Ale czy winnym jest ktoś, kto nie posiada śladów na ciele, a ma na sumieniu pobicia, być może nawet zabójstwo? Dlaczego Gród miałby opuścić człowiek naznaczony, który jednak nie dopuścił się niczego złego? Na te pytania próbuje znaleźć odpowiedź główny bohater Juraszka. Opowiadanie przypomina „Fizjonomikę” Jeffreya Forda. W obu przypadkach o losie ludzi decyduje ich zewnętrzny wygląd lub inna przypadłość, w obu opowieściach miejsce akcji zawieszone jest niejako w próżni.
Robert M. Wegner opisuje historię grupy ludzi starających się przetrwać w dziwnej strefie ciszy polskiego miasta oblężonego z jednej strony przez amerykańskie, a z drugiej przez rosyjskie wojska. W ten częściowo stechnicyzowany świat wpleciona jest opowieść fantasy ze smokami i potworami, królami i rycerzami. Całość nabrała poetyckości, baśniowości, co jest jedną z cech charakterystycznych dla tego autora, który pojawił się na łamach „Science Fiction, Fantasy i Horror” jak Filip z konopi i od razu zyskał duży aplauz dla swojej twórczości, a kolejne opowiadania tylko potwierdzały, że warto było poświęcić mu te pierwsze kilkanaście stron.
Na koniec zamiast posłowia pojawia się w antologii rozmowa trzech autorów: Rafała Kosika, Łukasza Orbitowskiego i Macieja Guzka, którzy zastanawiają się nad tym jak może wyglądać droga podebiutowa autorów nowych na rynku.
Jaki wniosek nasuwa się po przeczytaniu takiego zestawu tekstów? Z pewnością nie brak nadziei na przyszłość. Są autorzy, którzy potrafią napisać coś oryginalnego i jednocześnie na przyzwoitym poziomie warsztatowym. Oby tylko pisali dalej, szukali dla siebie nowych ścieżek i żeby co jakiś czas pojawiał się na ich drodze ktoś taki jak Michał Cetnarowski, kto powie im, że mogliby spróbować czegoś nowego i sięgnąć dalej niż do tej pory.
Tytuł: "Nowe idzie"
Pod redakcją: Michała Cetnarowskiego
Wydawnictwo: Powergraph
Data wydania: sierpień 2008
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Ilość stron: 532
Dziękujemy wydawnictwu Powergraph za udostępnienie książki do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...