"Spirit - Duch miasta" - recenzja
Dodane: 13-01-2009 17:32 ()
Wybrałem się na ten film bez żadnych konkretnych oczekiwań, nawet zbyt wiele nie wiedząc o samej produkcji. W sumie można powiedzieć, że niejako zostałem zmuszony do pójścia do kina (któż odmówi kobiecie?), a że nie lubię brnąć w ciemności, rzuciłem szybko okiem na materiały dostępne w Internecie. Jak się okazało, jeden z moich ulubionych twórców komiksowych, Frank Miller (to ten od m.in. „Sin City” i „300”) postanowił spróbować swoich sił jako reżyser. Na pierwszy ogień poszła adaptacja komiksu Willa Eisnera - „The Spirit”.
Wystarczy rzut oka na plakat i trailery, aby domyślić się, że szykuje się powtórka z rozrywki zwanej „Miastem Grzechu”. Nie dość, że napisy są łudząco podobne, to całość obrazu została utrzymana w podobnym klimacie (chociaż w „Duchu Miasta” jest więcej kolorów). Momentami całość ma tak komiksowy charakter, że jedyne, czego zabrakło to dymki i charakterystyczne BANGI i ŁUPY podczas bijatyk. Od razu zaznaczam, że jeżeli ktoś oczekuje poważnego filmu to niech najlepiej od razu zrezygnuje z seansu – ta produkcja jest tak zakręcona (ciekawe, czy komiks wygląda podobnie), że nie było momentu, kiedy nie miałbym gęby rozwartej w wielkim, szczerym uśmiechu. Gdybym miał charakteryzować gatunek tego filmu, to byłoby coś pomiędzy akcją, dramatem a komedią, w klimacie noir.
Skąd taka mieszanka, zapytacie? „Duch Miasta” to twór bardzo niejednoznaczny. Nie brakuje w obrazie momentów poważnych, wręcz można by rzec przytłaczających tak powagą, jak i dramatem, ale za chwilę stawiane są im w kontraście sceny humorystyczne, czy wręcz prześmiewcze. Ogólnie można odnieść wrażenie, że nie jest to dzieło Franka Millera, lecz kolejne fantazje Tarantino i Rodrigueza. O ile za kinem w ich wykonaniu nie przepadam, to nie wiedzieć czemu, ten sam sposób reżyserii w wykonaniu "ojca" „300” bardzo przypadł mi do gustu.
Trzeba przyznać, że Miller zręcznie przedstawił miasto, któremu daleko do spokojnej utopii. Mimo, że nie ma za wiele scen, w których widać byłoby całe to zepsucie panujące na ulicach, to odpowiedni dobór kolorystyki oraz scenerii (padający śnieg, większość akcji dzieje się w nocy) świetnie podkreśla brutalną rzeczywistość w jakiej porusza się główny bohater. Swoją drogą tak właśnie powinien wyglądać „Max Payne” – zwyrodniałe, brudne miasto, wszechogarniająca śnieżyca i przemyślenia głównej postaci jako tło dla wydarzeń.
Jeżeli patrzeć na film od strony czysto technicznej, to nie mam nic do zarzucenia. Aktorzy spisali się znakomicie (szczególnie Samuel L. Jackson w roli czarnego charakteru), obraz jest pełen dynamiki i nie ma zgrzytu znanego z innych produkcji, że kamerzysta lata jak kot z pęcherzem, aby dodać złudzenia akcji, przez co nic nie widać na ekranie. Muzyka świetnie wpisuje się w klimat całości, podkreślając komiksowy rodowód dzieła(nie pytajcie jak – to po prostu działa).
Przyznam, że zostałem całkiem mile zaskoczony i z dużą niecierpliwością czekam na kolejne produkcje Franka Millera. Być może jesteśmy świadkami tego, jak tworzy się nowy rozdział w historii kina.
Moja ocena: 9/10
Tytuł: "Spirit"
Reżyseria: Frank Miller
Scenariusz: Frank Miller
Obsada:
- Gabriel Macht
- Samuel L. Jackson
- Scarlett Johansson
- Eva Mendes
- Paz Vega
- Jaime King
- Dan Lauria
Zdjęcia: Bill Pope
Montaż: Gregory Nussbaum
Muzyka: David Newman
Scenografia: Rosario Provenza, Gabrielle Petrissans
Kostiumy: Michael Dennison
Czas trwania: 103 minuty
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...