XIII - Mystery: "Mangusta" - recenzja
Dodane: 11-01-2009 15:03 ()
Kiedy przedstawiciele wydawnictwa Dargaud oznajmili finał sagi „XIII” wraz z tomem dziewiętnastym, niemal nazajutrz stało się jasne, że na tym nie koniec. Prędko dało się słyszeć spekulacje co do formuły kontynuacji cyklu. Oczywistym bowiem było, że ta popularna seria stanowi zbyt łakomy kąsek w ofercie wspomnianego edytora.
I rzeczywiście, bo mimo, że twórczy duet Van Hamme/Vance jak na razie pożegnał się z „uniwersum XIII”, to jednak wydawcy niebawem znaleźli wyjście z tej niełatwej sytuacji w iście amerykańskim stylu. Zdecydowano się bowiem zaangażować innych, doświadczonych twórców do zrealizowania serii „odpryskowej” traktującej o ciekawszych postaciach znanych z pierwotnego cyklu. A że było ich nie mało, toteż kto wie jak bardzo rozrośnie się nowa seria nosząca tytuł „XIII Mystery”...
Na przysłowiowy „pierwszy ogień” zdecydowano się podjąć temat Mangusty, wiekowego zabójcy, który, delikatnie rzecz ujmując, walnie przyczynił się do zaistnienia amnezji niejakiego XIII. Oś fabuły opiera się na retrospekcji zaistniałej w chwili, gdy sędziwego „cyngla” naszła chęć na zwierzenia (swoją drogą najbardziej nieprzekonujący moment albumu). Tym samym stajemy się świadkami jego niełatwych przeżyć w okupowanym przez Sowietów Berlinie Wschodnim, więzi łączącej go z opiekującym się nim stolarzem Weberem, oraz okoliczności w jakich poznał on niejakiego Hansa, weterana Wehrmachtu doskonale radzącego sobie w niełatwych sytuacjach. To właśnie za sprawą wspomnianych osobników chłopak wkracza na ścieżkę, która zawiedzie go na pozycję jednego z najskuteczniejszych zabójców.
Zawarta w niniejszym albumie fabuła ma potencjał by zaangażować czytelnika, a świat przedstawiony jawi się przekonująco bez względu na szerokość geograficzną – od Berlina, poprzez Nowy Jork po fikcyjne Eastown. Niestety obecna tu postać „Mangusty” w gruncie rzeczy niewiele ma wspólnego ze swym pierwowzorem czyhającym na życie XIII i powiązanych z nim osób. W macierzystym cyklu mieliśmy do czynienia z osobnikiem zaawansowanym wiekowo, który nie tyle sam podejmuje się wykonywania „zleceń”, co raczej dowodzi podległymi mu drabami pełniąc rolę przysłowiowego „mózgu grupy”. W omawianym albumie rzecz ma się z goła inaczej, bo choć „tutejszy” „Mangusta” jawi się jako postać nie pierwszej młodości, to jednak znacznie odbiega od wizerunku do jakiego przyzwyczaił nas William Vance. Gibki, muskularny łowca nijak się ma do de facto starca z „Dnia Czarnego Słońca”, pierwszego tomu „XIII”. Nie to jednak stanowi główny zgrzyt omawianego komiksu, a raczej próba ukazania w pozytywnym świetle portretu psychologicznego „Mangusty”. Okazuje się bowiem, że bezwzględny morderca jakim znaliśmy go z pierwotnego cyklu podjął swe rzemiosło kierując się altruistycznymi przesłankami. Ten tani chwyt znamy już nie od dziś, a wyjaśnienie nie tyle motywacji (bo ta brzmi całkiem przekonująco), co charakterystyka profilu psychologicznego bohatera albumu sprawia wrażenie miałkiego i mało oryginalnego. Doszukiwanie się ludzkich odruchów w bezwzględnym oprawcy wieje nudą, bo podobne opowieści widzieliśmy już po wielokroć. Szkoda, że scenarzysta nie zdecydował się na nieco bardziej odkrywcze rozwiązanie.
Mimo wspomnianych mankamentów tok fabuły „wciąga”. Wartka akcja z niemałą ilością naturalnie brzmiących dialogów, przekonujące osobowości o jasno sprecyzowanej motywacji i jak przystało na przyzwoitą sensację – częste zmiany lokalizacji. A wszystko to w formie umiejętnie dopasowanej układanki przyswajalnej nawet dla czytelników niekoniecznie zafascynowanych tego typu opowieściami. Wprawnie wplecione motywy znane z macierzystej serii w naturalny sposób komponują się z pomysłami Xaviera Dorisona. Ów scenarzysta, znany u nas za sprawą „Trzeciego Testamentu” (opublikowano w latach 2002-2003 również przez Egmont), cyklu rozgrywającego się w późnym średniowieczu, poradził sobie także z opowieścią osadzoną w realiach znacznie nam bliższych, a przy okazji odmienną gatunkowo niż wspomniana wyżej seria.
Przygotowaniem graficznej strony przedsięwzięcia podjął się Ralph Meyer preferujący czystą, przejrzystą kreskę, pełną realistycznie ukazanych detali, choć nie wolną od okazjonalnych deformacji (przejawia się to głównie w fizjonomiach postaci). Efekt jego prac dalece obiega od graficznej skrupulatności Williama Vance’a, niemniej można zaryzykować twierdzenie, że jest akceptowalny nawet dla fanatycznych zwolenników formuły ilustracyjnej znanej z macierzystego cyklu. W kwestii koloru przeważnie mamy do czynienia z płasko kładzionymi barwami. Ich dobór wydaje się właściwy, skutecznie wpływając na pogłębienie nastroju danej sceny (np. początkowe partie epizodu na pokładzie jachtu). Więcej niż przyzwoita stylistyka idealnie odpowiadająca wymogom frankofońskiego komiksu środka.
Jak na razie w zapowiedziach Dargaud figuruje tylko jeden epizod nowej/starej serii, tym razem poświęcony ponętnej zabójczyni Irinie. Biorąc jednak pod uwagę niesłabnącą od lat popularność „XIII” możemy być pewni, że niebawem doczekamy się wieści o kolejnych albumach poświęconych pobocznym postaciom tegoż cyklu. W końcu „nie ubija się kury znoszącej złote jajka.”
XIII - Mystery: "Mangusta"
Scenariusz: Xavier Dorison
Rysunek: Ralph Meyer
Kolor: Caroline Delabie, Ralph Meyer
Logo: William Vance
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud Benelux
Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
Data wydania: 11.2008
Liczba stron: 56
Format: 215x295 mm
Oprawa: twarda, lakierowana
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena: 29,90 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...