Recenzja książki „Biała Wiedźma” Adama Zalewskiego
Dodane: 10-01-2009 12:32 ()
Stephen King jest dla wielu ludzi (w tym dla mnie) mistrzem grozy. Nikt tak jak on nie tworzy horroru, gatunku dość trudnego. Jego opowieści straszą, bo są realistyczne. Boimy się, bo potwór/duch/morderca/kosmita pojawia się w realnym świecie, a jego ofiarami są prawdziwi ludzie. Jak to osiągnął nasz kochany tytan pióra? Poprzez charakterystykę postaci, dialogi i wiarygodny świat przedstawiony.
I oto na naszym podołku ląduje „Biała Wiedźma" Zalewskiego. Autor wzorował się na Kingu, czego wydawca nawet nie próbuje ukryć. Powiem więcej, używa tego faktu do promocji książki.
Mamy przed sobą dość długą powieść, której akcja toczy się w małym amerykańskim miasteczku w stanie Maine. Życie tutaj jest senne aż do dnia, w którym psychopatyczny morderca łamie ten spokój. Od dziś losy architekta cierpiącego na zaniki pamięci splotą się z losami lokalnego szeryfa, a świat już nigdy nie będzie taki sam. Na światło dzienne wychodzą mroczne sekrety, a każdy, kto żyje dzięki tajemnicy, będzie walczył o jej zachowanie.
Zalewski tworzy całą plejadę postaci i pozwala im rozmawiać między sobą do woli, tworząc przy tym simulacrum rzeczywistości. Poznajemy charaktery i przeszłość rozlicznych bohaterów po to, żeby potem móc zapłakać nad ich brutalną śmiercią. Poznajemy też wędrownego mordercę i jego równie niebezpieczną siostrę. Możemy przyjrzeć się ich charakterom i motywacji, dzięki czemu stają się bardziej ludzcy i bardziej... straszni.
Ten element wychodzi Zalewskiemu całkiem nieźle, jest jednak pewne „ale". Dialogów, rozmów, interakcji jest zwyczajnie za dużo. W pewnym momencie przestają pełnić swoją rolę i stają się tylko szumem. Mnóstwo tropów dotyczących poszczególnych osób to zwykłe ślepe zaułki, nęcące skarbem, a pozostawiające poczucie, że zostaliśmy oszukani. Jest to może dobry zabieg ze strony budowniczych labiryntów, ale mnie nie przekonuje, kiedy jest elementem powieści.
No dobrze, zróbmy krok do tyłu i popatrzmy na całość. Książka dzieli się na trzy części - pierwsza dotyczy architekta, druga mordercy, a trzecia Białej Wiedźmy. Każda z nich jest dość ciekawa i zaskakująca na swój sposób. Można się zżyć z każdym z bohaterów, obserwując jego wzloty i upadki. Jednakże tutaj mam drugie „ale". Moim zdaniem, za dużo tego jak na jedną powieść. Wielowątkowość nie jest naganna, ale wątki TEGO typu niszczą równowagę pieczołowicie skonstruowanego realistycznego świata. Jest tu człowiek z zanikiem pamięci i straszliwa tajemnica którą odkrywa, potem psychopatyczny morderca, a wreszcie indiański duch. Ciężko spleść ze sobą tyle elementów. To trochę jak podziemia w D&D, gdzie w każdym pokoju mamy inne fantastyczne istoty.
Ale skupmy się na pozytywach. Pierwszym dla mnie jest to, że książka wciąga. Cały czas mamy ochotę rozwiązać następną zagadkę i zobaczyć co jest za następnym rogiem. Drugim jest zdecydowanie klimat Ameryki, oddany z pewną wprawą. Trzecim, i największym, jest muzyka Nicka Cave'a jako powracający... rekwizyt? Może nie rekwizyt, ale jest ona czymś, co nadaje historii rytm i nastrój. Jeżeli ktoś zna tę muzykę, będzie czuł dreszczyk czytając niektóre opisy, a po przeczytaniu - będzie czuł dreszczyk słuchając.
Ostateczna ocena? Mamy dwa „ale" i trzy plusy, więc chyba pozytywnie. Tylko, że do ideału daleko. „Biała Wiedźma" wygląda trochę jak pierwszy szkic powieści. Trzeba trochę usunąć, trochę popracować nad językiem i wątkami, i będzie dobrze. Od siebie dodam tylko, że jeszcze nigdy nie czytałem dobrej książki napisanej in imitatio pisarza. To po prostu nie wychodzi. Dlatego rada dla piszących - trzymajcie się swojego stylu, w nim na pewno będziecie się czuć najswobodniej, jak we własnej piżamie.
korekta: Elanor
Tytuł: Biała wiedźma
Autor: Adam Zalewski
Wydawnictwo: Red Horse
Data wydania: Październik 2008
ISBN: 978-83-60504-48-2
Liczba stron: 616
Wymiary: 140 x 205 mm
Dziękujemy Wydawnictwu Red Horse za udostępnienie książki do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...