"Zmierzch" - recenzja
Dodane: 31-12-2008 18:47 ()
Od czasu „Nosferatu” temat o wampirach na dobre zadomowił się w kinie. Przez wiele lat wizerunek księcia nocy zmienił się diametralnie. Od schowanego w swojej trumnie w ponurym zamczysku potwora, po nowoczesnego biznesmana czy playboya. Jaka epoka, takie wampiry. Raz może to być prześmiewcza wersja Polańskiego czy Brooksa, a innym razem będą to bohaterowie adaptacji komiksowych bądź książkowych. Wprawdzie od „Draculi” Coppoli twórcy prześcigają się w pokazywaniu coraz to nowszych wizji krwiopijców, jednakże nie wszystkie produkcje są godne uwagi. Ostatnimi laty pojawiło się kilka słabych, wręcz nie wartych dystrybucji w kinach filmów - wspomnieć warto o „Krew jak czekolada”, ”Zew krwi”, „Istota doskonała” czy „Zemsta po śmierci”.
„Zmierzch” miał o tyle łatwiej, że powstał w oparciu o poczytną powieść Stephanie Meyer. Ponadto wokół filmu narastała burza medialna, a jej kulminacją było ustalenie premiery na 21 listopada, czyli dzień, kiedy w kinach miał zadebiutować szósty Harry Potter. I tu niespodzianka. Przygody czarodziejów z Hogwartu do kin nie trafiły, a w ich miejsce pojawiło się „wampirze love story”, które sprawiło nie lada zaskoczenie, osiągając na starcie rewelacyjny wynik finansowy.
Powieść Stephanie Meyer posiada spory potencjał, jednak w dużej mierze w obrazie Catherine Hardwicke niewykorzystany, co nie powinno nikogo dziwić. Na taką, a nie inną ocenę filmu wpływa szereg czynników. Po pierwsze na ekranie mamy do czynienia z początkującymi i niedoświadczonymi aktorami. Czasami odnosi się wrażenie, że produkcji bliżej do telewizyjnego serialu niż przeboju kinowego. Po drugie, budżet filmu w pewnym stopniu również ograniczał możliwości twórców i chęć realizacji wszystkich pomysłów. I po trzecie, produkcja charakteryzuje się uproszczoną fabułą, której główną osią jest miłość wampira i nastolatki.
Bellę poznajemy w momencie, kiedy z uwagi na wyjazd swojej matki musi przeprowadzić się do ojca – szeryfa w niewielkiej mieścinie. Dziewczyna bez entuzjazmu wyrusza w rodzinne strony. Aklimatyzacja w nowym miejscu nie przebiega bezboleśnie. W szkole Bella poznaje pierwszy raz tajemniczą rodzinę Cullenów. Szczególnie jej zainteresowanie wzbudza Edward. Początkowa niechęć chłopaka do Belli zmienia się, gdy ratuje on jej życie, jednocześnie ujawniając, że nie jest przeciętnym młodzieńcem. Od tego momentu zaczynają się poszukiwania prawdziwego pochodzenia Cullenów. Prawda, którą odkryje dziewczyna ani przez chwilę jej nie przerazi, a wręcz przeciwnie, pchnie w objęcia młodego krwiopijcy. Aby obraz nie wynudził za bardzo widza, na arenie wydarzeń pojawia się druga grupa wampirów, bardziej agresywna i nieprzewidywalna. Tym samym rozpoczyna się walka o ludzkie życie i nie tylko.
„Zmierzch” to melanż kilku gatunków - akcji, komedii, fantasy, ale dominującym elementem jest bez wątpienia romans. Twórcy nie omieszkali zaakcentować relacji panujących na linii ojciec-córka, osobistych rozterek obydwu młodych bohaterów, ponieważ dla każdego z nich sytuacja, w której się znaleźli jest niecodzienna. Zadbano o całą otoczkę - akcja rozgrywa się w szkole wśród czasami nierozgarniętej młodzieży charakteryzującej się przyziemnymi problemami, głównie dotyczącymi okresu dojrzewania. Przez te nawarstwienie mikro problemów twórcy pragną dać do zrozumienia, że fabuła zasługuje na miano wielowątkowej. Niestety, wszystkie poboczne wątki są potraktowane dość powierzchownie i bez należytej uwagi. Całość sprowadza się wyłącznie do uczucia pomiędzy głównymi protagonistami.
Interesującym, a zarazem wnoszącym sporo humoru posunięciem było bliższe pokazanie Cullenów, którzy starają się tworzyć model typowej rodziny, tak, aby zachować wszystkie pozory normalności. Doskonale ilustruje to scena pokazująca rodzinkę grającą w baseball. Unikają światła, jednak nie z powodu znanego z tożsamych produkcji. Tutaj autorka w śmiały i oryginalny sposób interpretuje odrębność wampirów, nie są to istoty przerażające czy odrażające. Światło słoneczne ujawnia ich prawdziwą, piękną naturę.
Wydawałoby się, że otrzymujemy przepis na idealny film, więc gdzie jest pies pogrzebany? „Zmierzch” w dużej mierze oparty jest na dość błahych, aby nie powiedzieć głupich relacjach młodzieży szkolnej, które nudzą się już po pięciu minutach filmu. Podobnie główni bohaterowie tego mezaliansu – ich postawa nie do końca przekonuje. Tak naprawdę nie wiemy, co pcha ich ku sobie poza oczywiście żądzą – z jednej strony krwi, z drugiej fascynacji seksualnej. Miłość Belli bierze się znikąd, a gdyby założyć zauroczenie, miłość od pierwszego wejrzenia to jest ona tak nieprawdopodobna i sztucznie pokazana, że zasługuje na miano kiczowatego melodramatu.
Obrazowi można zarzucić zbyt daleko idącą prostotę w ukazaniu historii, jakby twórcy z góry założyli, iż kierują swoje dzieło do mało bystrej części widowni. Jak dla mnie, same postacie wampirów są nimi tylko z nazwy, ponieważ swoimi umiejętnościami potrafiłyby wpędzić w kompleksy nie jednego bohatera komiksu. Można ich nazwać „nadwampirami” - kolejnym ogniwem w ewolucji tego gatunku.
Plusy opowieści to przede wszystkim trafnie zarysowany kontrast między ludźmi a nieśmiertelnymi istotami, różnice widać gołym okiem. Twórcy w umiejętny sposób żonglują charakterami wampirów, każdy z nich jest pod tym względem niepowtarzalny. Ciekawie zapowiadała się opowieść o przeszłości Cullenów. Tym bardziej szkoda, że została potraktowana marginalnie. Według mnie film na siłę sprowadzono jedynie do romansu nastolatków. Efektów specjalnych na wysokim poziomie nie doświadczymy, bowiem są stosowane oszczędnie i tylko w ostateczności. W tym elemencie widać ograniczenia budżetowe, które przełożyły się na sztuczność niektórych scen, tudzież zbyt proste rozwiązania.
Aktorsko „Zmierzch” wypada dość nierówno. Młodzi aktorzy ogólnie spisali się na miarę swoich umiejętności, ale jest kilka scen, w których wypadają mało przekonująco. Widać, że nie zawsze radzili sobie z rolami. Myślę, iż Kristen Stewart zaczyna odważniej stawiać kroki w aktorskim świecie (ostatnio „Posłańcy”, „Wszystko za życia”). Trudno to samo powiedzieć o jej partnerze z planu - Robercie Pattinsonie. Edward w jego interpretacji to postać zbyt „drewniana”. Na uwagę zasługują epizodyczne, ale solidnie zagrane i wnoszące do filmu sporo humoru role ojca - w tej roli Billy Burke (i jego słynny gaz pieprzowy) oraz matki (pamiętna Nina Myers w serialu 24 godziny).
„Zmierzch” to współczesny romans pary nastolatków pochodzących z różnych środowisk, opowiadający o miłości zakazanej, której skutki są nieprzewidywalne. Nieco romantycznej, bolesnej, ale prawdziwej. Film na pewno przypadnie do gustu żeńskiej części widowni, którą ucieszy wiadomość, że już rozpoczęły się prace nad kontynuacją. Natomiast wielbicielom krwiopijców takie przejaskrawione i cukierkowe pokazanie familii wampirów może zwyczajnie rozczarować.
5/10
Korekta: Ania Stańczyk
Tytuł: "Zmierzch"
Reżyseria: Catherine Hardwicke
Scenariusz: Melissa Rosenberg
Na podstawie książki Stephenie Meyer "Twilight"
Obsada:
- Kristen Stewart
- Robert Pattinson
- Cam Gigandet
- Michael Welch
- Elizabeth Reaser
- Nikki Reed
- Ashley Greene
- Peter Facinelli
- Taylor Lautner
- Billy Burke
- Sarah Clarke
Zdjęcia: Elliot Davis
Muzyka: Carter Burwell, Robert Pattinson
Montaż: Nancy Richardson
Kostiumy: Wendy Chuck
Czas trwania: 122 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...