Recenzja antologii "Kanon barbarzyńców" t.1

Autor: Inken Redaktor: druzila

Dodane: 12-12-2008 14:42 ()


 

 

Zbiór opowiadań około-conanowskich to ciekawe zjawisko. Czy lepsze niż tematyczne antologie Runy? Przecież tutaj musi się pojawić barbarzyńca, tak jak tam smok. Smok może być czerwony, szary lub zielony, a barbarzyńca może atakować młotem bojowym, mieczem dwuręcznym lub gołymi pięściami. Co jeszcze potrafi taki osiłek?

Antologia opowiadań conanowskich powstała w rocznicę ukazania się pierwszego opowiadania Roberta E. Howarda. Wprawdzie zbiorowi przydarzył się roczny poślizg, ale liczy się to, że ostatecznie jednak ujrzał światło księgarń. Opowiadania powstały na konkurs ogłoszony przez Roberta J. Szmidta. Sądziłam, że w związku z tym wśród autorów będą nazwiska zupełnie nieznanych jeszcze pisarzy, ale jak się okazuje, każdy z nich ma jakieś doświadczenia na rynku fantastycznym. Być może w drugim tomie pojawi się ktoś, o kim świat jeszcze nie słyszał, choć trudno w to wierzyć po informacjach redaktora, że w następnej części „Kanonu..." Fabryka Słów chce stawiać na zawodowców. Kim w takim razie jest Rafał Dębski, który pojawił się w pierwszym tomie?

Swoją drogą właśnie opowiadanie „Studnia przeklętych" Rafała Dębskiego jest według mnie najlepszym z całej antologii. Bohaterowie zarysowani są w sposób realistyczny, ich „barbarzyńskość" nie jest nachalna, jak to się niestety zdarza w części pozostałych opowiadań. Łatwo jest zresztą rozróżnić cechy charakterystyczne historii o bohaterach nie do końca będących Conanem (takie było założenie antologii). Przede wszystkich historia jest tylko początkiem przygód, co daje możliwość dalszych ciągów opowieści na łamach czasopism, zwłaszcza chyba Science Fiction Fantasy i Horror. Tutaj z pewnością pasuje znakomita większość opowiadań, co rozczarowało mnie jako czytelniczkę, bo chciałabym otrzymać zamkniętą historię, a nie tylko wstęp do przygód. Jednak nie narzekam, gdyż same przygody często są bardzo ciekawe i zaskakujące. Widać, że autorzy mają bogatą wyobraźnię.

Inną cechą charakterystyczną opowiadań jest to, że wszyscy się rozumieją, nie ma problemów z dogadaniem się, nawet jeśli bohaterowie pochodzą z różnych części świata. Oczywiście są też wyjątki od tej reguły i czasem bez tłumacza ani rusz.

Teraz jednak konkretnie o samych opowiadaniach.

Jedyna kobieta w towarzystwie, czyli Anna Koronowicz, pokazuje pazur, mimo że jej tekst jest najkrótszy. Miło, że w tak groźnej antologii znalazła się postać silnej kobiety. Owszem są żeńskie bohaterki w innych opowiadaniach, ale jeśli nie są przypadkiem tylko nagrodą dla barbarzyńcy, to dobrze rokują dopiero w bliżej nieznanej czytelnikowi przyszłości (Jaśmina, Anna Kusakowa, Zoe), natomiast właśnie bohaterka Koronowicz od początku ma przewagę nad mężczyznami i wie jak ją wykorzystać, by nie przesadzić.

Opowiadanie Cezarego Frąca intryguje milkliwym bohaterem, który doskonale wpasowuje się w typ barbarzyńcy mściciela. Niestety w czasie decydującego starcia coś się psuje w narracji, nagle nie wiadomo kto co robi i dlaczego dzieje się to, co się dzieje. Właśnie samo zakończenie rozczarowuje najbardziej, bo wydaje się pędzić na łeb na szyję.

Z dużą ciekawością czytałam natomiast opowiadanie Dawida Juraszka, znając jego wcześniejsze, chińskie i nie tylko, teksty. Jednak jego bohater jest właśnie bardzo barbarzyński, w takim sensie, że potrafi wszystkich i wszystko wymordować, niezależnie od warunków. Tak więc trup ściele się gęsto i nierealistycznie. Wiem, że w antologii nawiązującej do Conana to zrozumiałe, ale według mnie zamysł był jednak taki, by pokazać jak zmieniło się podejście do takiego bohatera. Oczywiście rozumiem, że autor ma prawo inaczej rozumieć temat, jednak dla mnie jako czytelniczki masy trupów przy minimalnych stratach własnych bohatera były zbyt niesamowite, by być możliwe. Dodatkowo pakt zawarty przez barbarzyńcę stanowi zupełne kuriozum (czyżby efekt wschodnich zainteresowań autora?), a jego umiejętności i szczęście zadziwiające (jazda na wnętrznościach jak na desce windsurfingowej czy uratowanie zakładnika z rąk oprawcy, na którego to oprawcę najpierw zrzuciło się całkiem ciężki kawał „czegoś", a akt ratowania następuje zanim to „coś" uderzy rzeczonego oprawcę). Natomiast przyjemne były anachronizmy. W bardzo zabawny sposób podkreślały dystans do opisywanych wydarzeń.

„Wyspa Mnichów" Jewgienija Olejniczaka to przejście ze światów całkowicie fantasy do realiów naszego świata. Akcja umieszczona jest na wschodzie, w niewielkiej wsi skutej zimą i obecnością potworów zabijających mieszkańców. Jedynym wybawcą okazuje się być litewski wojownik, który od wielu lat nosi w sobie tajemnicę. Bohaterowie Olejniczaka, podobnie jak u Dębskiego, działają w sposób racjonalny, zrozumiały. Motywy kierujące ich zachowaniem również są przekonywujące, a umieszczenie akcji opowiadania w bliższym czytelnikowi świecie pozwala na większe wczucie się w tekst.

O ile wcześniejsze teksty były mniej lub bardziej utrzymane w tradycji fantasy, o tyle historia Michała Cetnarowskiego „Ja jestem ogniem" odstaje od nich swoją steampunkowością. Przez całe opowiadanie barbarzyńca prawie się nie odzywa, a ciężar przeniesiony jest na mało znaczącą służącą Thalis, która ma tłumaczyć polecenia wydawane olbrzymowi. Barbarzyńca został przywieziony z podróży i stanowi prezent dla króla, u którego darczyńca chce w ten sposób zyskać przychylność dla swoich tajemnych eksperymentów. Opowiadanie jest na swój sposób nostalgiczne, może właśnie przez milczenie bohatera albo uległą postawę Thalis. Historia według mnie ukazuje beznadziejną walkę z postępem, jest o tym, że mimo olbrzymiego wysiłku nie da się zmienić biegu historii.

W przypadku opowiadania Pawła Majki nastawiałam się raczej na historię zabawną, a tu niespodzianka, bo autor postanowił napisać na serio i momentami melancholijnie. Sam tytuł „Tęsknota mieczy" wskazuje już, że raczej śmiesznie nie będzie. Historia jest z twistem, a zaczyna się od tego, że pewien młody wojownik szuka możliwości zdjęcia z siebie przekleństwa związanego z posiadanym mieczem. W kontekście pomysłu na opowiadanie pojawiają się pytania, na które nie ma odpowiedzi, a które sprawiają, że czytelnik po lekturze wciąż myśli o tekście. Nie każdemu autorowi się to udaje. Nawet jeśli w tym przypadku czytelnik znów musi zadowolić się tym, że jest to tylko początek przygody, to należy przyznać, że jest to bardzo intrygujący początek. A poza tym, czy przypadkiem nie dostrzegam w tekście drobnego wpływu „Czarnej kompanii" Glena Cooka?

Opowiadanie Tomasza Bochińskiego jest pierwszym i ostatnim tekstem tej części antologii, w którym pojawia się wreszcie bardziej humorystyczne podejście do tematu, nawet jeśli historia zaczyna się dramatycznie od spalenia wsi. Autor zbioru opowiadań o grabarzu postanowił najwidoczniej postawić na znaną sobie tematykę i bohaterem uczynić właśnie grabarza, który na swej drodze spotyka barbarzyńcę. Narracja z perspektywy obowiązkowego „kopidoła" sprawia, że historia nabiera humorystycznych elementów, a sam tekst zawiera tym sposobem jedynego myślącego w okolicy. W przeciwnym przypadku barbarzyńca nie dość, że nie poradziłby sobie w swej misji, to sama opowieść byłaby bardzo prostolinijna i sztampowa. Fakt, że niektóre rozwiązania fabularne są mimo to bardzo w stylu deus ex machina, bo na przykład niby jak ze starych płaskorzeźb ściennych można dowiedzieć się, że coś musi trwać siedem dni? Dodam, że to zostało wyczytane (wypatrzone?) w sytuacji bardzo stresującej i pod presją czasu. Ale cóż, autor może robić ze swoim światem, co mu się żywnie podoba. Kwestia tylko, czy czytelnik to „kupuje".

I na koniec opowiadanie przywołane na samym początku, czyli „Studnia przeklętych" Rafała Dębskiego. Przyznam, że temu opowiadaniu stawiałam poprzeczkę najwyżej w całej antologii i jak już wspomniałam - autorowi się powiodło. I absolutnie nie szkodzi, że wcześniej niż to wyjaśniono rozwiązałam główną zagadkę, bo i tak została mała niespodzianka na koniec. W sumie tak naprawdę nie chodzi o rozwiązanie, tylko o drogę, którą przebywają do niego bohaterowie. Czy złamany człowiek może się podnieść i znów spoglądać przed siebie z jakimś planem na przyszłość? Czy odkupienie win jest aktem jednorazowym? Nawet jeśli opowiadanie nie udziela odpowiedzi na wszystkie pytania, to z pewnością pozostaje w pamięci i zachęca do zastanowienia się nad tym, co może być dalej. Tak chyba powinna działać satysfakcjonująca lektura.

W ramach podsumowania należy się kilka słów pochwały rysownikowi Dominikowi Brońkowi. Widać, że przeczytał opowiadania, nawet jeśli nie zawsze trzyma się dosłownie opisów. Ale to zupełnie nie przeszkadza wczuwać się w teksty. Zwłaszcza Pies przed opowiadaniem Dawida Juraszka jest bardzo przekonywujący, ale tak naprawdę każda ilustracja jest ciekawa. Trzy z nich można obejrzeć na stronie wydawcy.

Dziwi mnie, że posłowie Roberta J. Szmidta jest właśnie posłowiem, a nie wstępem, jak to miało miejsce w przypadku antologii pod redakcją Łukasza Orbitowskiego czy Jarosława Grzędowicza, których to nazwiska dodatkowo umieszczone były na okładkach. W sumie Fabryka Słów wydaje również książki autorstwa Szmidta, więc czemu nie uznać, że jego nazwisko także może zadziałać jako magnes na potencjalnych czytelników tego zbioru opowiadań? Cóż, jak widać wydawnictwo nie zawsze kieruje się tymi samymi kryteriami.

Sam tytuł antologii nie jest do końca zgodny z zawartością. Bardziej chodziło o brzmieniowe nawiązanie do Conana niż pokazanie jakiegokolwiek kanonu. Zamieszczone opowiadania nie są kanoniczne, są jedynie przeglądem tego, jak aktualni autorzy widzą postać tradycyjnego barbarzyńcy w swoim świecie, ze swojej perspektywy. Być może najlepiej można to zaobserwować w przypadku opowiadania Tomasza Bochińskiego. Dużą przyjemność sprawia właśnie porównanie tych światów ze światami wymyślonymi przez autorów w ich wcześniejszych tekstach. U jednego zazwyczaj było nostalgicznie, więc jest i teraz również; u drugiego - egzotycznie i w tej antologii również; a u jeszcze innego bywało wcześniej o zmarłej żonie, więc jest podobnie tutaj.

Sama antologia jest ciekawą rozrywką, choć nie na zbyt długo i nie zawsze najwyższych lotów. Niektóre teksty są bardzo przewidywalne, ale zawsze też da się w nich znaleźć dobre strony. Liczę na to, że druga część, która pewnie pojawi się najprędzej za rok, będzie jeszcze lepsza, a ja będę mogła podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej i przekonać się, czy opowiadania autorów z następnego tomu przełamują stereotyp barbarzyńcy, nie wykraczając zbyt daleko poza określone ramy.

Korekta: Elanor

 

Tytuł: Kanon barbarzyńców, t.1

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Data wydania: październik 2008

ISBN-13: 978-83-7574-053-0

wymiary: 125 x 195

liczba stron: 464

oprawa: miękka

seria: Antologie

 

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie książki do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...