"Piorun" - recenzja
Dodane: 06-12-2008 16:35 ()
Za oceanem filmy animowane prześcigają się w zdobywaniu widza. W wakacje kina szturmowała waleczna Panda, a także nad wyraz spokojny Wall-E. Później nastąpiło spotkanie ferajny z Madagaskaru (w Polsce w styczniu), a w okresie przedświątecznym pojawił się "Piorun". U nas wspomniane tytuły nie cieszą się tak ogromną popularnością jak w Ameryce, ale ściągają do kin spore rzesze młodszych i starszych widzów.
Obraz reżyserów Chrisa Williamsa i Byrona Howarda od początku wydaje się być dziełem nierównym. Historia jest banalna - bo nie ma co ukrywać, film skierowany jest do młodszej widowni. Tytułowy Piorun to pies grający w serialu telewizyjnym. A dokładnie superpies - dla mnie oczywiście bardzo przypominający psa Supermana - Krypto. Brakuje mu tylko czerwonej pelerynki. Piorun jest psim gwiazdorem małego ekranu, posiadającym wiele fanów i fanek, a jak się później okazuje nie tylko wśród ludzi, ale także wśród innych zwierząt. Istnieje tylko mały problem. Piorun jest przekonany, że naprawdę posiada super moce i zawsze może ich użyć, aby bez szwanku wyjść z każdej opresji. Niestety, kiedy przyjdzie mu zmierzyć się z przeciętnymi trudnościami w rzeczywistym świecie, a nie telewizyjnym show - spotka go bolesne rozczarowanie.
Film można, a nawet trzeba podzielić na dwie części. Ta krótsza przenosi nas na plan serialu telewizyjnego, a samego psa poznajemy podczas walki z zastępami wrogich agentów. Druga część to wędrówka Pioruna po USA w poszukiwaniu swojej pani - Penny. Pierwsza część pokazująca „film w filmie” jest bardzo infantylna, dialogi żywcem wyjęte z komiksów czy kreskówek z lat 60 ubiegłego stulecia. Wszystko to jest spowodowane chęcią zarysowania kontrastu między serialem, a realnym życiem. Jednak zostało ukazane przez zastosowanie najprostszych z możliwych środków. Twórcy najwyraźniej zapomnieli, że na podobne produkcje wybierają się nie tylko najmłodsi widzowie. Zresztą Doktor Zło (zwany także Ladaco) i jego koty nie są oryginalne. Można porównać ich chociażby do Blofelda z Bonda albo do szwarccharakteru z Inspektora Gadgeta.
Dalej rozpoczyna się najzabawniejszy fragment filmu, czyli podróż do Hollywood, podczas której Piorun spotyka kotkę Marlenę i chomika Atyllę - telewizyjnego maniaka - wielkiego fana serialu z psem w roli głównej. Nie zapominajmy o gołębiach z małymi rozumkami i krótką pamięcią, brawurowo sportretowanymi w polskiej wersji językowej m.in. przez Jerzego Kryszaka i Krzysztofa Kowalewskiego (akurat ten dubbing przypadł mi do gustu).
Trójka bohaterów na tropie Penny to masa gagów oraz śmiesznych dialogów stojących na wysokim poziomie, a typowych dla kina drogi. Cichym bohaterem obrazu jest bojowy chomik, który przechodził sam siebie, w wielu momentach kradnąc widowisko Piorunowi. „Matecznik zła” czy „jądro ciemności” wypowiadane przez niego wywoływały od razu śmiech na sali.
„Piorun” to przewidywalna do bólu historyjka, chwilami topornie opowiedziana, sprawiająca wrażenie jakby scenarzystom brakowało oryginalnych pomysłów. Bazowanie jedynie na sprawdzonych patentach, serwowanych kolejny już raz, nie bawi tak bardzo. Dopracowana i ciesząca oko animacja to trochę za mało, jak na produkcję tego typu. Dzieciom film na pewno przypadnie do gustu i zapragnął mieć śnieżnobiałego pieska w domu, a może nawet i chuderlawego kotka. Jak to świetnie ujęła Marlena - koty zawsze zazdroszczą psom, które są bardziej kochane i dokarmiane (zresztą było to po niej widać). Może i chomiki spotkają się z sympatią. Atylla - ogarnięty telewizyjną manią - mógłby spokojnie sprawdzić się jako omnibus w niejednym konkursie filmowym.
Animację polecam jako niezobowiązująca rozrywkę od codziennych zajęć i stresów, ale to dzieci będą bawiły się na filmie lepiej niż ich rodzice. Szkoda, że nie można usłyszeć głosu Johna Travolty w roli Pioruna, który na zwiastunach wypadał lepiej niż Borys Szyc w polskim dubbing.
Tytuł: "Piorun"
Reżyseria: Chris Williams, Byron Howard
Scenariusz: Chris Sanders, Dan Fogelman. Chris Williams
Obsada (głosy):
- John Travolta
- Miley Ray Cyrus
- Chloe Moretz
- Susie Essman
- Mark Walton
Muzyka: John Powell
Scenografia: Paul A. Felix, Thomas Baker
Czas trwania: 96 minut
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...