Recenzja książki "Imię wiatru" Patricka Rothfussa

Autor: Miroe Redaktor: druzila

Dodane: 29-11-2008 13:05 ()


      Należę do ludzi, dla których pierwszy kontakt z literaturą w ogóle stanowiły powieści fantasy. Przeczytałem ich na tyle dużo, by zacząć odczuwać alergię na fantasy klasyczną, pełną magii, czarowników, potworów itd. Kolejne inicjacyjne podróże i poszukiwania artefaktów stawały mi już kością w gardle, nic więc dziwnego, że starannie omijałem wszelkie wzmianki o nowych książkach „nawiązujących do klasyki gatunku". „Imieniem wiatru" zainteresowałem się tylko dzięki kilku rozdziałom dołączonym do któregoś numeru „Nowej Fantastyki", które przeczytałem wyłącznie z braku czegoś innego pod ręką. I jednak coś zaskoczyło na tyle, bym zgłosił się na ochotnika do zrecenzowania debiutu Patricka Rothfussa. I nie zawiodłem się.

Przywołując słowa Andrzeja  Sapkowskiego, „Imię wiatru" jest dobrym fantasy dlatego, że nie ma w nim tego, co w fantasy mi zwykle przeszkadza. Brak jest podróży na kraniec świata, złego władcy, wybrańca czy magicznych mieczy. Co zatem jest?

Powieść jest napisana w formie dyktowanych pewnemu kronikarzowi wspomnień niejakiego Kvothe, maga, barda, aktora i co tam jeszcze. Człowieka o którym krążą legendy, a który aktualnie pędzi żywot anonimowego karczmarza na odludziu. Opowieść zaczyna się od dzieciństwa, spędzonego najpierw w wędrownej trupie aktorów i komediantów, później w slumsach wielkiego miasta, aż po studia na Uniwersytecie, gdzie główny bohater zapoznaje się z tajnikami magii (a także Magii). Poznajemy realia życia w różnych środowiskach, napotkanych przez niego przyjaciół i wrogów, pokręcone relacje z kobietami i stopniowe odkrywanie tajemnicy stojącej za śmiercią rodziców Kvothe. Bardzo udanym wątkiem jest demitologizowanie przez Kvothe własnej postaci, ujawnianie kulisów powstania niesamowitych legend krążących wokół niego, które okazują się albo przesadzonymi plotkami o nie tak znowu wyjątkowych wydarzeniach, albo po prostu pochodną jego własnych mistyfikacji i rozmyślnie rozsiewanych na własny temat plotek. Fabuła generalnie nie jest szczególnie wartka, raczej płynie spokojnym nurtem, co nie znaczy, że nie ma tam progów czy ostrych zakrętów.

Autorowi udało się całkiem nieźle przedstawić głównego bohatera, wpływ życiowych doświadczeń na jego postępowanie, a także ciekawie połączyć jego wyjątkowe zdolności z bardzo „zwyczajnym" sposobem bycia. To nie żaden wiecznie cierpiący bohater tragiczny, ani dławiący się swoją wielkością heros, lecz normalny facet ze swoimi dobrymi i złymi momentami. Nieźle wyszła także kreacja jego wiecznie uciekającej miłości imieniem Denna, kobiety tajemniczej i niejednoznacznej, trochę nawet dzikiej. Pozostałe postaci stanowią raczej tło i autor nie poświęca im wiele miejsca.

Dużą zaletą powieści jest również bez wątpienia humor. Jak cała powieść, on też jest raczej spokojny, nienachalny, nic w stylu Pratchetta czy Adamsa (gwoli wyjaśnienia - bardzo lubię obu tych autorów). Bardziej niż rechot, wywołuje uśmiech, świetnie podkreśla nastrój niektórych scen.

Podsumowując, „Imię wiatru" jest moim zdaniem idealnym przykładem dobrej literatury rozrywkowej. Ciekawa wciągająca fabuła, główny bohater do którego łatwo się przywiązać i subtelny humor dają powieść idealną do odprężenia bez potrzeby wyłączania mózgu (co przy fantasy niekiedy bywa konieczne). Nie jest to z pewnością książka aspirująca do miana dzieła wiekopomnego, literatury która odmienia życiorysy i pogląd na życie, ale w swojej kategorii jest dziełem wysokiej klasy.

Korekta: Elanor

 

Tytuł: Imię wiatru

Autor: Patrick Rothfuss

Tytuł oryginału: Day one: The Name of the Wind

Tłumaczenie: Jan Karłowski

Wydawnictwo: Rebis

Data wydania: Wrzesień 2008

Seria: Kroniki Królobójcy

ISBN: 978-83-7510-060-0

Liczba stron: 888

Wymiary: 130 x 200 mm

 

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie książki do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...