Recenzja książki „Hell-P” Eugeniusza Dębskiego
Dodane: 28-11-2008 13:16 ()
Cthulhu wiecznie żywy, można rzec po przeczytaniu powieści Eugeniusza Dębskiego „Hell-P". Pan Howard Phillips Lovecraft byłby naprawdę dumny widząc, że jego wiekopomne dzieła stały się kanwą do napisania polskiej powieści sensacyjno- fantastycznej.
Potwory z piekła rodem zasiedlają twoje miasto, a ty nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Błoga nieświadomość jest naprawdę bardzo użyteczna. Lecz możesz sobie na nią pozwolić tylko i wyłącznie dlatego, że jest ktoś, kto będzie cię chronił. Kamil Stochard, bohaterski agent ABW, staje przed mrożącym krew w żyłach zadaniem. Zwerbowany przez amerykańskiego agenta, rozpoczyna nierówną walkę z niezliczonymi szeregami guimonów - diabelskich pomiotów Cthulhu. Demoniczne istoty przybierające ludzką postać wnikają w nieświadomych zagrożenia ludzi, przejmują nad nimi kontrolę, niszczą osobowość i czynią posłusznymi swej woli „zombi". Czy można walczyć z tak skonstruowanym przeciwnikiem, nierozpoznawalnym, śmiertelnie niebezpiecznym i ukrytym pod postacią nobliwej staruszki lub dostojnego dziadka? Oczywiście możesz użyć srebrnego ostrza lub specjalnie skonstruowanej broni w celu odcięcia babci głowy, lub odstrzelenia jej serduszka. Lecz nie masz stuprocentowej pewności, że po wykonaniu zadania ofiara rozpadnie się w pył jak przystało na porządnego demona. Możesz mieć tylko nadzieję, że trafisz właściwie. Eksterminacja prawdziwej babci nie będzie potraktowana przez władze jako wypadek przy pracy!
Dwójka agentów - Polak i Amerykanin - rusza w Polskę w poszukiwaniu diabelskiego generała, kierującego swoimi rozlicznymi oddziałami. Gdzież szukać pomocy w niemożliwym wręcz do wykonania zadaniu? Wyłącznie stare mity i legendy, przekazywane z pokolenia na pokolenie, mogą udzielić odpowiedzi na newralgiczne pytania. Strzępki starożytnej wiedzy wydarte siłom ciemności przez umysły niezwykłych ludzi, którzy w snach zagłębili się w świat demonów i poznali ich tajemnice. Niczym przesławny pan Lovecraft, który przekazał nam ukrytą od tysięcy lat wiedzę o tajemniczym i potwornym kulcie i śpiącym bogu Cthulhu uwięzionym podobno w zatopionym mieście na dnie morza. Tylko ile z tych legend to prawda, skoro są mieszaniną snów i ludzkiej imaginacji? Na to pytanie z kolei może odpowiedzieć jedynie praktyka, a ta wyraźnie uczy, że należy sprawnie likwidować guimony i nie zadawać zbędnych pytań. Kiedy atakuje cię prawie nieśmiertelna istota, uzbrojona w kły i pazury, nie ma czasu na zbędne konwersacje! A wypadki przy pracy zawsze mogą się zdarzyć. Przy tak poważnej krucjacie kilkanaście trupów to pestka. Cóż, zdarza się!
Niełatwo być likwidatorem w Polsce XXI wieku, gdzie żywiące się ludzkimi emocjami guimony mają prawdziwe pole do popisu. Jest przecież tyle miejsc, gdzie ciągną tłumy łaknących strawy duchowej ludzi, a Częstochowa to tylko jeden z takich ośrodków. Tropy wiodą między innymi do Torunia, gdzie działa słynąca z zapędów natury „kultowo-cthulhowej" stacja radiowa. Rozentuzjazmowane babcie mogą przecież łatwo zamienić się w bezwzględną armię posłuszną „jedynemu sprawiedliwemu" Cthulhu.
Wypadałoby również napisać kilka słów o głównym bohaterze, wyróżniającym się nieco na tle innych „wojów". Zawadiaka to i twardziel, wychodzący obronną ręką z każdej trudnej sytuacji. Nie obca mu walka na miecze, nawet dosyć specyficzne, bronią palną też umie się świetnie posługiwać. Problem w tym, że leser z niego i leń patentowany. Pracy wszelkiej unika jak zarazy, a z roboty nie wyleciał chyba tylko dzięki niepospolitemu szczęściu i niesamowitym zdolnościom. Potrafi w sposób równie niekonwencjonalny, co skuteczny rozwiązać najbardziej palący problem. Prawdziwy z niego James Bond, facet z jajami, gladiator i wojownik. No i gej. Cóż za strata, drogie panie. Jest to więc bohater całkiem na czasie, swobodnie wpisujący się w liberalne realia naszych czasów, funkcjonujący jednocześnie w bardzo okrutnym świecie. Może więc dlatego jest taki twardy, pod płaszczem sarkazmu i totalnego luzactwa ukrywając swą z gruntu ludzką naturę. Potwora nie wysłano by w końcu do walki z demonami.
Pomysł na powieść jest, trzeba przyznać, bardzo ciekawy. Współczesna Polska, tajni agenci, niesamowita broń, szereg tajemnic i na okrasę magia. Czegóż można chcieć więcej? Ano właśnie - może nie więcej, tylko mniej, na przykład politycznego zaangażowania? Dowcipy i gierki słowne natury politycznej mogą bawić, ale pytanie jak długo? Za chwilę nikt nie będzie pamiętał „z czym to się je". Co więcej, zdaję sobie sprawę, że toruńskie radio to siedziba sił ciemności, ale mimo wszystko trochę wydaje mi się to naciągane. Widok babci walczącej ze znakomicie wytrenowanym, młodym człowiekiem może pobudzać wyobraźnię, ale jak to możliwe że jej stare kości dały radę takiemu wysiłkowi? Zgoda, tu działa magia! A jak to się dzieje że razem z guimonem rozsypują się w pył ciuchy które miał na sobie. Może się czepiam, ale jak powiedziałam, pomysł mnie zaciekawił, wykonanie jednak pozostawiło pewien niedosyt. Zakończenie sprawia wrażenie otwartego, mam więc nadzieję że jeśli pojawią się kolejne tomy powieści, to i historia rozkręci się na maxa. No i może nasz przystojny bohater znajdzie sobie wreszcie chłopaka.
Korekta: Elanor
Tutuł: Hell-P
Autor: Eugeniusz Dębski
Wydawnictwo: Agencja Wydawnicza Runa
Data wydania: Kwiecień 2008
ISBN: 978-83-89595-42-3
Liczba stron: 336
Wymiary: 125 x 195 mm
Okładka: miękka
Dziękujemy Wydawnictwu Runa za udostępnienie książki do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...