"Ostatnie zlecenie" - recenzja

Autor: Maciej Kuczyński Redaktor: Motyl

Dodane: 28-11-2008 12:17 ()


Ktoś zwrócił mi kiedyś uwagę na to, że poczciwy Nicolas Cage świetnie wychodzi na plakatach promujących filmy ze sobą w roli głównej. Oczywiście, coś w tym rzeczywiście jest, bowiem poster reklamujący jego ostatni wybryk aktorski, jakim jest  „Ostatnie Zlecenie”, wygląda dosyć zachęcająco. Szkoda, że na plakacie ilustrującym Cage’a w czerni i bieli, będącego pośrodku jakiejś strzelaniny, i może jeszcze dwóch godnych uwagi scen, kończy się to, co film ma nam do zaoferowania. 

Jak już wspomniałem, obraz posiada dwie ciekawe sceny. Pierwszą jest sam początek, w którym odczuwalny jest naprawdę niezły klimat i nie zwiastuje widzom nadciągającej klęski scenariusza, jaka zaczyna się wraz z dalszym rozwojem akcji. W scenie tej poznajemy głównego (anty)bohatera, gościa o imieniu Joe – płatnego zabójcę o kruczoczarnych włosach z twarzą Nicolasa Cage’a. On lubi swoją pracę, ma z tego niezłe pieniądze, przyzwyczaił się do samotności, jedzie tam gdzie mu każą, robi to co mu każą. Nie posiada żadnych skrupułów, jest zimny i bezlitosny, nie zastanawia się nad tym, kim są jego ofiary. Po prostu pociąga za spust. Dodatkowo sprząta po sobie, pozbywając się wszystkich wspólników, czy też chłopców na posyłki, którzy pomagają mu w wykonaniu roboty. Joe właśnie wypełnił kolejne zlecenie, wysyłając bliżej nieokreśloną osobę na tamten świat, dopełniając swój wstępny monolog słowami, że nie każdy nadaje się do tej roboty.

Na kolejne zlecenie nasz zabójca musi udać się do Bangkoku. Osobiście nigdy tam nie byłem, może powinienem się tam wybrać i zrozumiałbym wtedy istotę dalszego rozwoju wydarzeń w tym filmie. Joe zaraz po przyjeździe do stolicy Tajlandii przechodzi jakąś, bliżej nie mającą żadnego sensu, transformację. Może Bangkok jest magicznym miejscem, w którym nawet najgorszy drań potrafi się zmienić. Otóż nagle nie widzimy już zimnego typa z kamienną twarzą, a ciepłego człowieka ogarniętego wielką potrzebą empatii. Zostawia przy życiu kolesia „przynieś, wynieś, pozamiataj” mimo tego, że ten zorientował się, że Joe nie przyjechał porobić sobie tutaj zdjęcia. Mało tego, na jego własną prośbę bierze go na swojego ucznia, udowadniając nam, że jednak każdy nadaje się do tego typu fuchy. Były uliczny złodziejaszek, a przyszły płatny zabójca, spija każde słowo z ust Joe'a, a my mamy uwierzyć w to, że w taki łatwy sposób można nauczyć się właściwie wszystkiego w zawodzie płatnego zabójcy. Następnym spaczeniem produkcji jest wątek miłosny. Joe zakochuje się w głuchoniemej aptekarce, i w sposób infantylny wręcz stara się o jej względy, nie zapominając przy tym, że przyjechał tutaj kogoś zabić.

Tak, to wszystko dzieje się naprawdę,  a dodatkowej powagi tym głupim sytuacjom mają dodać ściśnięte usta i bezwzględne spojrzenia Nicolasa Cage’a, który stara się być wręcz śmiertelnie poważny w filmie, który ma być kinem akcji, a z każdą chwilę przeobraża się w przaśną parodię. Za wyreżyserowanie dzieła odpowiedzialni są bracia Pang, którzy nie nakręcili nic innego, jak remake swojej własnej produkcji z 1999 roku. Zmienili postać głównego bohatera, dysponowali tym razem większym budżetem i przekabacili Nicolasa na ciemną stronę mocy (kiepskiego kina). Nawet, gdyby pokuszono się na wycięcie wyżej wymienionych wątków i pozostawiono samą sensację, to całość również nie wyglądałaby tak optymistycznie. Sceny akcji pozbawione są jakiegokolwiek klimatu. Azjatycki sposób kręcenia filmów  - w postaci zwolnionych ujęć i poetyckiego montażu - dobrze wyglądał jeszcze w 1999 roku. Dzisiaj tego typu wykonanie ginie gdzieś w tłumie. Mamy rok 2008, kino sensacyjne, kino akcji, nie ma już tak z górki, od kiedy pojawiła się chociażby seria przygód o Jasonie Bournie, która wyznaczyła dużą poprzeczkę dla tego gatunku. Nawet James Bond idzie z duchem czasu i na dobre mu to wychodzi.

Wspomniałem na początku, że produkcja ma dwie całkiem niezłe sceny, otóż drugą zostawiłem na sam koniec. W niej Joe wraz z wybranką swojego serca uczestniczy w pewnym obrzędzie mającym na celu wypowiadanie życzeń. Joe kończy niestety na jednym, nie wiedząc naprawdę czego może pragnąć. Scena ukazująca tragizm postaci nieposiadającej właściwie żadnej przyszłości. Na tle całego filmu prezentuje się naprawdę krzepiąco, szkoda, że nie potrafi w żaden sposób uratować całości produkcji. 

 

Tytuł: „Ostatnie Zlecenie"

Reżyseria: Oxide Pang Chun , Danny Pang

Scenariusz: Jason Richman , Oxide Pang Chun

Obsada:

  • Nicolas Cage
  • James With        
  • Charlie Yeung 

Zdjęcia: Decha Srimantra 

Muzyka: Brian Tyler 

Czas trwania: 100 minut

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...