XXIV ogólnopolskie Forum młodych - ogląd i pogląd

Autor: Maciej "Levir" Bandelak Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 26-11-2008 14:32 ()


 

W dniach 20 – 22 listopada we Wrocławiu odbyło się XXIV Forum Młodych organizowane przez Kościół katolicki. Sam fakt takiej inicjatywy nie zainteresowałby mnie ani na jotę, gdyby nie tegoroczna tematyka tych spotkań (co roku wybierany jest jeden dyżurny temat, wokół którego odbywają się prelekcje i dyskusje). Tytuł brzmiał "Magia, okultyzm, wróżbiarstwo - cała prawda", a więc wzięto na tapetę problematykę, która oscyluje wokół fantastyki. Z całego programu konkretnie zainteresowały mnie trzy prelekcje: "Propaganda Ezoteryzmu i New Age w społeczeństwie", "Muzyka a satanizm. Rzecz o Piosenkach z piekła rodem" oraz "Medialna atrakcyjność ideologii neopogaństwa (zagrożenia w mediach/bajkach/grach komputerowych)".

Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że są to prelekcje organizowane przez zaangażowanych katolików i że prelegentami będą zaangażowani katolicy. Wiedziałem także, że zaprezentują temat wybitnie prokatolicko - mimo to postanowiłem posłuchać, choćby po to, żeby się lekceważąco pouśmiechać w trakcie. Po całym wydarzeniu mogę uznać, że "mile się zaskoczyłem" (prelekcja 1), niesamowicie rozczarowałem" (prelekcja 2) oraz, ironicznie rzecz ujmując, "nie zawiodłem się".

 

ZASKOCZENIE czyli "Propaganda ezoteryzmu w New Age w społeczeństwie"

 

Na pierwszym z interesujących mnie wykładów mile się zaskoczyłem. Pan Andrzej Wronka, prelegent, który przedstawił siebie jako wieloletniego badacza spraw związanych z sektami, ezoteryzmem itp. o dziwo przedstawił temat całkiem sensownie, choć nie ustrzegł się pewnych poglądów, z którymi mi nie po drodze. Na początek prelekcji przywołał przykład sprzed kilku lat, kiedy to na Śląsku grupa satanistów zamordowała dwie osoby. Owszem, przykład drastyczny, ale trochę nietrafiony. Więcej ludzi ginie w kłótniach małżeńskich niż w morderstwach na tle satanistycznym. Zaraz po tym, na wstępie powiedział mądrą rzecz: "Nie wszystko złoto, co się świeci". Święta prawda.

Naiwność ludzka, dająca się omamić różnej maści wróżkom, różdżkarzom czy innym kuglarzom nie zna granic, na tej naiwności bazują rzesze szarlatanów, naciągając klienta. Bo pod płaszczykiem mistycyzmu kryje się pieniądz wyciągnięty od człowieka-klienta.

Prelegent rozkręcał się z minuty na minutę, mówiąc szybko, wnikliwie, ironicznie i humorystycznie (tyle, że do śmiechu było wszystkim poza mną - o czym dalej). Mówiąc kolokwialnie, miał gadane. Wskazywał (w większości trafnie) przykłady mistyków i propagatorów New Age operujących ludzką naiwnością, odnosząc się do swojego ulubionego powiedzonka - "Ktoś do czegoś usiłuje was przekonać? Zażądajcie dowodów". Pan Wronka sugerował więc, by podchodzić do tych kwestii naukowo, jak rasowi "jajogłowi". Mamy tezę, to ją udowodnijmy. W tej części się zgadzam. Przyjmowanie na wiarę, że "ręce te leczą", "że jak przestawisz mebel, to siły pozytywne przepłyną przez pokój" jest również moim zdaniem naiwnością. Dla mnie ma ona wymiar nieszkodliwy. Dla prelegenta już nie, bowiem według niego prowadzi to do odchodzenia ludzi od Kościoła. Padło przy tym zdanie, że "nie można kierować ludźmi, gdy jest wiele religii". Nie wiem, czy pan Wronka zdawał sobie sprawę z wagi tego zdania (publiczność chyba nie bardzo, bo chłonęła słowa z wypiekami na twarzach) - pośrednio przyznał tym bowiem, że Kościół katolicki nie może tolerować innych wyznań, bo straci kontrolę nad ludźmi, a kontrola nad czyimś życiem jest przykładem praktyk, o które się posądza wszelkie inne organizacje (wyznaniowe, ezoteryczne itp.).

Dostało się także dyżurnemu polskiemu "chłopcu do bicia", czyli Jurkowi Owsiakowi. Prelegent oburzał się, że nie ma już imprezy Przystanek Jezus, a że stoi namiot Hare Kriszna. Powołał się przy tym na osobistą rozmowę z Owsiakiem i przedstawił w niej stanowisko Owsiaka jako bezargumentacyjne, co w świetle wcześniejszego stwierdzenia o żądaniu dowodów zupełnie mnie nie przekonało. Prelegent bowiem właśnie ich nie przedstawił, ani nagrania, ani wywiadu z Owsiakiem. Mieliśmy więc zawierzyć tylko słowu prelegenta - jawnie to sprzeczne z tym, co mówił wcześniej.

Pan Wronka przedstawił nurt New Age jako pseudonaukowy, relatywistyczny ruch odwołujący się do emocji, nie mający żadnych stałych dogmatów. Prawda to. New Age opiera się na "prawdach uniwersalnych" dostosowujących się do sytuacji. Problem polegał na tym, że sam prelegent również odwołał się do emocji, a więc czynił to, przed czym przestrzegał. Rzucanie bowiem ironicznymi przykładami, humorystyczne przejaskrawianie sytuacji, wywoływało chichoty i gromkie śmiechy publiczności, co było jawnym emocjonalizowaniem swoich wypowiedzi, które publika bezkrytycznie chłonęła. W moim przypadku jednak rozbiło się to o chłodną kalkulację. Można by rzec, że pan Wronka zaprezentował dwulicowość - z jednej strony potępiał praktyki, które stosują ezoteryści, wyznawcy New Age i im podobni, a sam takową praktykę zastosował.

Na konie padły jeszcze pytania od publiczności, między innymi takie: "Jak się bronić przed manipulacją". W odpowiedzi (wersja skrócona do sedna) pan Wronka powiedział: "świadomością". Mądrze powiedziane. Szkoda tylko, że tej świadomości podczas tego wykładu użyli nieliczni.

 

ROZCZAROWANIE czyli "Muzyka a satanizm. Rzecz o piosenkach z piekła rodem"

 

To nie była stricte prelekcja, a pokaz filmu. W programie było to tak ułożone, iż wydawałoby się, że będzie trwał 2 godziny. Świetnie. Nastawiłem się na długi film krytycznie oceniający konkretne zespoły, na którym będą pokazane sceny z koncertów, puszczane piosenki, pokazywane zdjęcia, podawane przykłady bluźnierczych tekstów... A tu nic z tych rzeczy, Totalnie bzdurny film-wywiad trwający 30 minut. Obraz składał się z rozmowy z dwudziestoparolatkiem, który opowiadał o tym, jakie to okropności przeżył przez muzykę, oraz z fragmentów prelekcji o złym wpływie muzyki, której publicznością były... dzieci (przekrój wiekowy tak na oko od 8 do 15 lat). Żadnych konkretów, żadnych wskazań. Nic. Jedynie ogólniki, że muzyka metalowa (konkretniej jej najcięższe odmiany) jest zła, że natężenie dźwięków i hipnotyzujący głos wokalistów wpływa na naszą psychikę (ciekawe, że przy ekstremalnych odmianach metalu to, co wyśpiewuje wokalista jest zupełnie niezrozumiałe, więc nawet jakbym chciał, to bym nie wiedział, o czym ktoś śpiewa), że satanistyczne treści ukrywa się w tekstach (szczególnie jak są pisane w innych językach), że muzyka rockowa jest szatańska, bo wynikła z buntu (a bunt wedle osób wypowiadających się na filmie to narzędzie szatańskie). Już pominę fakt, że równie dobrze można by powiedzieć, iż całość obrazu (szczególnie wywiad) została wyreżyserowana (rozbiegany wzrok rozmówcy, przerywane zdania), a już fragmenty, gdzie przemawia się do dzieci są zupełną porażką. Tak jakby extreme/death metal był kierowany do 8-latków i taką publikę spotykało się na koncertach.

Oczywiście, wśród zespołów (jak wszędzie) znajdą się ludzie, którzy jawnie lub niejawnie będą kierować się treściami satanistycznymi, ale ogólnikowe stwierdzenie, że muzyka metalowa czy rockowa jest ze swej natury satanistyczna, jest przykładem "prania mózgów” ideologią katolicką bez podawania konkretnych argumentów. Kiedy pokaz filmu się skończył, cieszyłem się, że trwał tylko pół godziny, bowiem w tej formie i treści oczekiwane przeze mnie dwie godziny byłyby walką z sennością.

 

ZNIESMACZENIE czyli "Medialna atrakcyjność ideologii neopogaństwa"

 

Fani mangi i anime strzeżcie się! Tak w skrócie można ująć to, co działo się na tym wykładzie. I znów nastawiłem się na szeroką perspektywę omawianego tematu, a otrzymałem jedno wielkie hasło pt. "Manga i anime to ZUO". Zaczęło się obiecująco, bowiem prelegentka, pani Małgorzata Więczkowska - pedagog i osoba zajmująca się mediami - przekazała nam trochę prawd (i piszę to bez ironii) dotyczących wpływu środków masowego przekazu na nasze życie. Oczywistym jest, że w dzisiejszych czasach media są dostępne wszędzie i właściwie nie ma gdzie od nich uciec. Oczywistym jest, że dla przeciętnego człowieka przekaz medialny jest dużo atrakcyjniejszy od innych przekazów - te i inne "wstępne" prawdy nie podlegają dyskusji. Dalej jednak było już coraz gorzej.

Prelegentka powołała się na badania, podczas których wynikło (co zauważyła z wyraźną dezaprobatą), że młodzież w 75% w wolnym czasie sięga po przekaz medialny, a tylko w 5% po kulturę wysoką. Kiedy dodała, że badania przeprowadzone zostały na grupie gimnazjalistów, o mało co nie ryknąłem śmiechem. Droga Pani, przeciętny gimnazjalista ma w nosie zachowywanie się "kulturalnie" (m.in. dlatego, że gimnazjum to wychowawcza porażka, bo w tym wieku z reguły przechodzi się młodzieńczy bunt), ale co ważniejsze, przeciętnego gimnazjalistę nie stać na kulturę wysoką (ba, nawet wielu dorosłych z tego powodu nie może sobie na nią pozwolić).

Po przywołaniu tych badań zaczęło się. Tytułowe neopogaństwo zostało ograniczone do mangi i anime. Prelegentka z uporem godnym lepszej sprawy co i rusz wymieniała kolejne komiksy czy filmy (od „Pokemonów”, przez „Czarodziejkę z księżyca” i „Naruto” aż po „Neon Genesis Evangelion”), wskazując w nich zagrożenia satanizmem, symboliką, erotyzmem, pornografią, przemocą itp. W toku tych przykładów padło jedyne mądre zdanie, które brzmiało: "japoński komiks i filmy przeznaczone są dla każdego odbiorcy", co jest zresztą okraszone odpowiednimi kategoriami wiekowymi. Tyle, że prelegentka próbowała udowadniać, że w Polsce nikt się tymi kategoriami nie przejmuje (jakby hentai było wyświetlane w porze największej oglądalności dziennej). Prawdą jest, że niektóre anime czy mangi zawierają treści raczej nie przeznaczone dla dzieci, ale nie jest to winą wydawców. Prelegentka wydawała się nie dostrzegać faktu, że żyjemy w kapitalizmie i gospodarce rynkowej. Coś jest sprzedawane po to, by zarobić, a skoro się sprzedaje, to będzie dalej wydawane. O tym, co jest nieadekwatne dla młodych, nie powinny decydować "autorytety", a rodzice wychowujący swoje dzieci, bo to oni odpowiadają za swoje pociechy, nie zaś rzesze "Wujków Dobra Rada".

Mocno dostało się konwentom mangowym, a konkretnie cosplayowi. Zostało to okraszone fragmentami z toruńskiego Pierniconu i warszawskiego Ecchi. Nie bywam na konwentach mangowych, nie mogę się więc wypowiedzieć, czy faktycznie panuje na nich "sodoma i gomora". Krótkie fragmenty z co bardziej kontrowersyjnych scen konwentowych nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia (całujące się dziewczyny dla przykładu - jakby tego nie było na ulicy, pod blokiem, w sklepie czy na plaży), a już pokazanie fragmentu pokazywanek okraszone hasłem: "kalambury jakieś, imitujące dziwne (w domyśle złe) symbole" spowodowały moje parsknięcie ironicznym śmiechem. Jak wspomniałem na początku, ta prelekcja "nie zawiodła mnie" swoim nastawieniem, że wszystko, co pochodzi z innych kultur i wykracza poza tradycyjny katolicyzm, jest złem. Tradycji stało się więc zadość, fandom (w tym przypadku mangowy) został uznany za "zło wcielone". Podtytuł prelekcji wymieniał, że będzie o zagrożeniach w grach komputerowych, ale to też sprowadziło się do paru zdań na temat gier produkowanych na podstawie mangi i anime. Jakby to powiedziano w relacji konwentowej: "tytuł sobie, opis sobie, prelegentka sobie".

Nie można jednoznacznie ocenić tych prelekcji jako całości. Jak widać ich przygotowanie merytoryczne i ideologiczne stało na różnym poziomie (od próby racjonalnego podejścia po ideologiczne zacietrzewienie), niemniej było widać wyraźnie, iż było to wystąpienia przygotowane przez zatwardziałych katolików dla katolików. Tytuł całej tej imprezy powinien jednak brzmieć "Magia, okultyzm, Wróżbiarstwo - jedyna słuszna prawda". Takie spotkania na pewno są potrzebne, ale w formie dyskusji pomiędzy przedstawicielami różnych nurtów. Przedstawienie tematu z jednego punktu widzenia służy jedynie propagandzie. Na koniec nutka optymizmu - nikt nie stwierdził, że fantastyka czy RPG to zło nie do zaakceptowania.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...