Jak kreowano Luke'a Skywalkera?
Dodane: 21-11-2008 13:01 ()
25 maja 1977 roku. Na ekrany światowych kin trafia film Gwiezdne wojny. Oto tworzy się wielka filmowa saga, która ma zdobyć rzesze fanów na całym globie. George Lucas rozpoczyna dzieło swojego życia, a Mark Hamill tworzy jedną z najbardziej rozpoznawalnych kreacji męskich w historii kina. Moc jest z nami wszystkimi, a Luke Skywalker staje się jedną z ikon rozrywki i popkultury. Co dzieję się z tą postacią dzisiaj, ponad 30 lat później?
Na wstępie zaznaczę, że Luke, nie należy do grona moich ulubionych bohaterów uniwersum. Nie jest to jednak lista zażaleń i wyliczania wad. Nie lubię Luke’a jako postaci, jednak doceniam jego dokonania, dlatego też postaram się spojrzeć na niego w szerszej perspektywie, chociaż skupię się głównie na książkach. Po pierwsze dlatego, że moim zdaniem to właśnie w tej formie świat Gwiezdnych wojen najbardziej się rozwija i ewoluuje. Po drugie, to na tym polu czuję się najlepiej. Przedkładam książki nad komiksy, nie jestem też zapalonym graczem, zaś o filmach napisano już i tak dużo.
Stare Gwiezdne wojny to historia Luke’a Skywalkera - koniec i basta. Można mówić, że cała saga opowiada o rodzinie Skywalkerów, o Jedi, Mocy, złym Imperium i bohaterskich rebeliantach itd. itd. Nie zmieni to jednak faktu, że to Luke jest centralną postacią, która wprowadziła nas w ten świat. W końcu nawet pierwsza książkowa adaptacja Nowej nadziei nosiła pierwotnie tytuł From the Adventures of Luke Skywalker. Gwiezdne wojny to Luke Skywalker – takie jest pierwsze skojarzenie wielu osób, zwłaszcza tych, które nie są oddanymi fanami sagi.
Luke’a poznajemy jako młodego chłopaka z Tatooine. Trochę zagubiony farmer w charakterystycznym jasnym stroju to obraz, który przywołuję jako pierwszy wspominając Skywalkera. To prosty człowiek, który zostaje wciągnięty w wydarzenia, które zadecydują o przyszłości galaktyki. Pełen chęci, zapału i szlachetnych postanowień Luke wzbudza sympatię. Owszem, czasem na mojej twarzy pojawia się uśmiech i myśl, że przecież to zwykły wieśniak, nie ma w tym jednak nic prześmiewczego. Luke z tego okresu jest zdecydowanie moim ulubionym i nie jestem w stanie powiedzieć o nim złego słowa.
Oczywiście wraz z kolejnymi epizodami Luke się zmienia. Dorasta, jest w stanie pojąć więcej spraw. W Imperium kontratakuje nie mamy już przed sobą nieopierzonego młokosa. Luke to bohater Rebelii, oddany sprawie żołnierz i pilot, który posiada już pewne umiejętności. W tym epizodzie Skywalker jest już osobą po przejściach. Tracił i zyskiwał przyjaciół. Odnalazł nowy cel w życiu. Jest człowiekiem poważniejszym. Zaczyna pobierać nauki u Yody, poznaje swoją historię, by w końcu zrozumieć jak wielka jest jego rola w losach galaktyki. Ten Luke to wciąż postać, którą lubię i nie mogę jej wiele zarzucić.
Podobnie mogę napisać o Powrocie Jedi. Dalej jest dobrze. Od chwili, gdy poznaliśmy Luke’a, w świecie Gwiezdnych wojen, minęły 4 lata. Teraz to już ukształtowany i poważny mężczyzna. Ciężko już dostrzec w nim beztroskiego chłopca. Tak, Luke się zmienił, ale te zmiany są w pełni zrozumiałe. Skywalker podejmuje wyzwanie i wychodzi na spotkanie swojemu przeznaczeniu. Zdarza mu się popełniać błędy, ale w końcu staje się osobą, która uwalnia galaktykę od zła. Zaryzykuję stwierdzenie, że Luke z tej części, chociaż dokonuje tak wielkich czynów, nie jest już aż tak lubiany przez fanów. Próżno szukać w nim wigoru i radości, której pełno było na początku. Teraz bardziej niż sympatią darzę Luke’a szacunkiem.
Tyle dali nam filmowcy do roku 1983. W ciągu 6 lat od debiutu Luke Skywalker stał się postacią dojrzałą i docenianą przez fanów. Scenarzyści, reżyserzy, i oczywiście Mark Hamill, wykonali sporo dobrej pracy. Rozwój głównego bohatera przebiegł w jasny i zrozumiały sposób. Wtedy zaczęła się zabawa…
Skala sukcesu Gwiezdnych wojen była ogromna. Dobrze wiemy, że na filmach się nie skończyło. Książki, komiksy, gry, różnego rodzaju gadżety – wymieniać można bez końca. Saga zaczęła rozwijać się dalej własnym życiem, co bardzo ucieszyło nienasyconych fanów. Ich oczekiwania co do rozwoju uniwersum są naturalne. Producenci, pisarze, rysownicy i inni twórcy zarabiają pieniądze - też dobrze. Niestety, w tym wszystkim ktoś trochę zapomniał o kontroli oraz podnoszeniu poprzeczki w jakości.
Powieści spod znaku Star Wars ukazało się już dobrze ponad sto. To ogrom historii i wiele, bardzo wiele, zmian. Gdzie problem? Postanowienie - „napiszę książkę Star Wars” – jest bardzo proste. Kłopoty zaczynają się dalej. O czym pisać? Wykreowanie w tym świecie nowych, własnych postaci jest na pewno trudne. Nie niemożliwe, co z powodzeniem udowodniło już kilku pisarzy, ale trudne. I wtedy pojawia się myśl - przecież mamy popularnego Luke’a Skywalkera, więc pociągnijmy dalej jego historię. Tak, niestety, dzieje się najczęściej. To taki „przepis na sukces”. Nie miałbym nic przeciwko temu gdyby było to robione z głową, jednak moim zdaniem tak się nie dzieje…
Pomyślcie o liczbie książek i pisarzy, którzy zajmują się tą samą postacią. Ograniczają ich tylko odgórne wytyczne - co można, a może nawet bardziej, czego nie można napisać. Tylko, że kwestią kluczową jest historia, a co z osobowością postaci? Jest z nią gorzej. Przy ilości ludzi, którzy zajmowali się Luke’iem cos musiało się z nią stać. W mojej ocenie Skywalker dawno już przestał być postacią o spójnej osobowości. Jest to właśnie efekt tego, że każdy z pisarzy chciał mieć swój wkład w tworzenie tej postaci. Luke Skywalker stał się zbyt skomplikowany, nielogiczny, z tego względu, iż każdy chciał pisać właśnie o nim. Przy tak dużej ilości twórców Luke nie mógł być postacią wiarygodną.
Sytuację książek starwarsowych poprawiły nieco nowe filmy. Pojawienie się epizodów I-III otwierało możliwości pisarskie. Kolejni bohaterowie, kolejne miejsca, kolejny okres, który został otwarty dla autorów. Było to bardzo potrzebne starym fanom i w jakiś sposób pomogło. Przyszły też gry takie jak Knights of the Old Repubic, czy Republic Commando, które wskazują nowe, oryginalne kierunki. Uniwersum rozwija się w tej chwili na wielu płaszczyznach. Cieszy to fanów, bo po pierwsze mniej szkodzi bohaterom z klasycznej trylogii, a po drugie - jak długo jeszcze można poznawać przygody Luke’a Skywalkera? Nie lubię określenia „odgrzewany kotlet”, ale w niektórych sytuacjach chciałoby się właśnie coś takiego powiedzieć. Kiedyś nie myślałem, że użyję takiego sformułowania w stosunku do Luke’a Skywalkera. Niestety, dzisiaj mi się to zdarza.
Wspomniałem, że sytuacja trochę się rozładowała, nie oznacza to jednak rozwiązania problemu. Nowe tematy to jedno, ale historii nie da się już zatrzymać. Akcja ostatnio wydanej w Polsce powieści toczy się w roku 40ABY (After Battle of Yavin, czyli po wydarzeniach z filmu Nowa nadzieja). Luke Skywalker liczy sobie już 59 lat. Czasami zdaje się być odsunięty na dalszy plan, ale w kluczowych momentach znowu gra pierwsze skrzypce. Najgorsze jest jednak to, że w jednej powieści jest ratującym galaktykę, twardym i nieustępliwym herosem, by zaraz w następnej stać się człowiekiem nieco zagubionym, który szuka wsparcia i rady. To już nie jest rozwój postaci. Teraz coraz częściej każdy pisze o Luke’u jak chce. Szkoda, że traktuje się tak ważną postać w ten sposób. Taka sytuacja sprawiła, że mocno zniechęciłem się do Skywalkera. Czasem nie wiem czego się po nim spodziewać. Niestety, nie jest to jednak pozytywne uczucie. To raczej obawa o to, jaką dziwną lub niezdecydowaną decyzję podejmie Luke tym razem.
No dobrze, ale spróbujmy ukazać tę postać w lepszym świetle. Czterdzieści lat to kawałek czasu, a wierzcie mi Luke miał co robić. Ratowanie przyjaciół, rodziny i całej reszty galaktyki nie jest sprawą łatwą. Skywalker wiele przeszedł, więc można mu wybaczyć niektóre nie do końca zrozumiałe zachowania. Takie wytłumaczenie jest zadziwiająco proste, a raczej byłoby gdybym mógł je zaakceptować. Niestety, nie mogę.
Pisałem, że gwiezdna saga biegnie do przodu, rozwijane są też wątki z okresu Republiki i Starej Republiki. Wszystko pięknie, ale okazuję się, że jest jeszcze coś. Co jakiś czas pojawiają się książki z okresu, który jest już dość dokładnie opisany. Nie mówię, że takie historie muszą być złe. Doświadczenie uczy jednak, że mogą być przyczyną wielu nieścisłości i zgrzytów. Jak mam powiedzieć, że Luke z roku 40ABY jest ukształtowaną postacią kiedy czekamy na wydanie książki Luke Skywalker and the Shadows of Mindor, której akcja ma toczyć się w roku 5,5ABY, czyli niedługo po wydarzeniach znanych z Powrotu Jedi?
Nie wiem czy jeszcze kiedyś przekonam się do Luke’a, o którym powstają teraz książki. Jego historię warto poznać, ale w pewnym momencie można mieć dość. Ciężko sobie wyobrazić, żeby ktoś to wszystko naprostował. Na całe szczęście powstają powieści, komiksy i gry, w których Luke’a nie ma lub odgrywa rolę znikomą. Takie pozycje cenię obecnie dużo wyżej i wam polecam. Nie jest ich już tak mało jak kiedyś i wciąż przybywa. Nie zacznę ich teraz polecać, bo musiałbym napisać kolejny artykuł, ale możecie się tekstu takiego spodziewać w przyszłości. Tymczasem pamiętajcie, że Gwiezdne wojny to nie tylko Luke Skywalker…
Korekta: Wesoła Magda
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...