Niucon 2008 - relacja

Autor: Maciej "Levir" Bandelak Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 25-10-2008 13:15 ()


 

Niucon to dobra, porządna impreza. Ma potencjał, by stać się jednym z wiodących konwentów w Polsce. Ale dopiero wtedy, gdy będzie można powiedzieć o nim „ogólnofantastyczny”. Pierwszą edycję bowiem bardziej mogę nazwać konwentem mangowym z elementami fantastyki niż odwrotnie.

Niucon to "nowa inicjatywa konwentowa" powstała we Wrocławiu - stolicy Dolnego Śląska. Wydawałoby się, że w tak dużym mieście powinny być i duże konwenty. Do tej pory z większych imprez (i to z tegoroczną przerwą) był Coolkon, którego powstały trzy edycje (jako konwent fantastyczny) oraz Baka - konwent stricte w klimatach japońskich (w tym roku zgromadził ponad 1900 uczestników!).

Niucon można nazwać konwentem kosmopolitycznym, organizacją bowiem zajęło się kilka klubów fantastyki (niektóre z tak odległych miejsc, jak Szczecin), przy współpracy z klubami tworzącymi konwenty mangowe, jak i klubami miłośników militariów ASG. Równie kosmopolityczny był program imprezy, przygotowany z wielkim rozmachem - zaplanowano bowiem łącznie 11 bloków plus dodatkowe atrakcje. Mieliśmy więc następujące bloki programowe: techno-postapokaliptyczny, fantastyczny, Star Wars, LARPowy, japoński (w którym to odbywało się 6 osobnych bloków) i ASG. Atrakcji więc od groma. Pierwsze, co rzuciło mi w oczy po otworzeniu informatora (który był wykonany w formacie kieszonkowym), to brak bloku konkursowego. Konkursy owszem były, lecz porozrzucane po różnych blokach i jak na taką ilość atrakcji, to było ich stosunkowo mało. Drugą ciekawostką był blok LARPowy, który trwał nie tylko, jak się przyzwyczailiśmy, w nocy, ale i przez niemal cały dzień. Prowadzone LARPy były z założenia krótkie – 2-3-godzinne - niemniej ciężko mi powiedzieć, czy nie było drobnych potknięć. Przy tej wielości atrakcji nie można ogarnąć wszystkiego.

Osobiście udało mi się skorzystać z bardzo interesującej atrakcji - warsztatów tańca irlandzkiego. Poprowadzone w miłej, kameralnej atmosferze (kto takie punkty wrzuca o 10.00 rano??) przez Magdę "Madzią" Stelmach i Agnieszkę "Oliwkę" Oliwę wywołały u mnie wspomnienia dawnych czasów i chęć do uczestniczenia w rytualnym porannym poceniu. Nowym dla mnie wydarzeniem, w jakim wziąłem z natury rzeczy udział, było niedzielne spotkanie z redakcją Paradoksu, którą reprezentowałem. Przyznam szczerze, że nie liczyłem na tak liczną publikę jak na porę końcową konwentu. Niemniej, godzinka upłynęła pod znakiem prezentacji serwisu oraz na rozmowach o tym, jakby tu być jeszcze lepszym portalem. Oczekiwaną dla mnie atrakcją, z której chciałem (tradycyjnie) skorzystać, były kalambury. Miały być. Niestety, prowadzący konkurs nie zjawił się.

Bazując na opiniach swojej i innych uczestników, rysuje nam się obraz w większości dobrze przygotowanych atrakcji. O ile w piątek od zatwardziałych mangowców słyszałem, że bawili się dużo lepiej na punktach programu bloków fantastycznych, o tyle w sobotę część japońska dominowała. W ogóle, kręcąc się po tej wielkiej szkole (z zewnątrz wygląda niepozornie), człowiek zastanawiał się, gdzie ludzie poginęli. Wydawało mi się, że konwentowiczów jest może ze 100, a nie ponad 600 (jak to się okazało w końcowych rozrachunkach), a ci, których spotykałem, to byli miłośnicy kultury japońskiej lub ASG.

Gdzieś w międzyczasie udało mi się porozmawiać z koordynatorem Niuconu, Romanem "Yoko Hino" Markowskim, o konwencie, fandomie i innych sprawach. Trzeba przyznać, że organizatorzy byli dostępni, uprzejmi i nie odmawiali chwili rozmowy. Inna rzecz, że przez fakt, iż szkoła dosłownie wsysała ludzi (ciekawe, ile osób nie wróciło z konwentu?) miało się wrażenie, że twórcy całej imprezy nie mają totalnie nic do roboty poza ciągłym uśmiechaniem się

Oczywiście nie ma konwentów idealnych. Niucon też taki nie był. Pominę problemy natury organizatorskiej, nie rzutujące bezpośrednio na uczestników (to te problemy, o których wie niewielki krąg wtajemniczonych organizatorów i ewentualnie wścibscy reporterzy, tacy jak ja), skupię się na innych aspektach. Jako, że mam za sobą już wiele konwentów odwiedzonych, a także zorganizowanych, patrzyłem na Niucon oczami organizatora tego typu imprez. Błędem było przygotowanie tak wielkiej ilości atrakcji jak na pierwszy konwent, gdzie nie wiadomo było, ilu uczestników zgromadzi. Wynikiem tego były pustki na niektórych punktach programu (mimo dogodnej pory), choć z uporem maniaka prowadzone nawet dla kilku osób. Lepiej też można było rozwiązać sprawy programowe. Niektóre punkty powinny odbywać się o znacznie lepszych porach, przez co traciły na wartości. Brakło mi porozwieszanych na ścianach szkoły informacji, którędy można trafić w poszukiwany punkt (choć układ szkoły był prosty – w kształcie litery U, to jednak jej wielkość przytłaczała). Owszem, była mapka w informatorze, ale sięganie za każdym razem po nią, aby sprawdzić, jak dojść do miejsca przeznaczenia było dość irytujące. Niezbyt udane były też identyfikatory. Trzeba przyznać, że pod względem estetycznym prezentowały się bardzo dobrze, ale niewiele różniły się od siebie. Identyfikatory powinny różnić się kolorystyką na tyle, żeby można było zorientować się, czy przed nami stoi organizator, obsługa, twórca programu czy uczestnik bez uporczywego wpatrywania się w daną osobę.

To był dla mnie zupełnie inny konwent od tych, na których bywam. Z dwóch powodów. Pierwszym jest brak znajomych. To nie to samo, jak się zna 3/4 ludzi uczestniczących, tu znałem ledwie kilku (oczywiście nie stało to na przeszkodzie, by poznać kolejnych). Drugim okazała się szkoła-odkurzacz. Przez jej wielkość nie czułem zupełnie atmosfery konwentowego chaosu, bieganiny, przeciskania się przez tłum (dość powiedzieć, że czasami przechadzałem się długimi korytarzami, na których nie było żywej duszy).

Jak wspomniałem na wstępie, Niucon ma potencjał, by stać się naprawdę świetnym i dużym konwentem, jednak wymaga to pewnych zmian. Wybaczę jednak wiele, bowiem to dopiero debiutancka edycja i nie od razu Rzym zbudowano. W skali szkolnej oceniłbym Niucon na czwórkę. Na koniec dodam jeszcze, że warto byłoby, gdyby wrocławski fandom bardziej się dogadywał ze sobą w kwestii terminów. Tydzień przed Niuconem odbyła się Baka, gdyby Niucon miał być konwentem stricte fantastycznym z niewielką częścią japońską, to nie sprawiłoby to problemu. Było odwrotnie i na pewno spora część ludzi nie mogła sobie pozwolić, aby uczestniczyć w dwóch konwentach na przestrzeni tygodnia, przez co Niucon ucierpiał. Natomiast w trakcie Niuconu odbywała się impreza planszówkowa, która była, niestety, imprezą konkurencyjną, co oczywiście musiało się odbić na liczbie uczestników. Więcej porozumienia panie i panowie!

 

 

Plusy:

 

lokalizacja (15 minut piechotą od rynku)

bogaty program

dostępność organizatorów

wewnętrzny dziedziniec

bufet

względna czystość na terenie imprezy

             

Minusy:

 

zbyt bogaty program

brak konwentowej atmosfery

mało konkursów w stosunku do całości programu

parę usterek organizatorskich

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...