Relacja z B.A.K.I. Y2K8
Dodane: 11-10-2008 21:57 ()
{obrazek http://baka.swat.pl/files/bakay2k7/imagecache/sidebar/logo/Logo_kwadrat.png}Wrocław w dniach 4-5 2008 października stał się niebezpiecznym miejscem, gdyż w Gimnazjum nr 34 odbył się Wielki Zjazd Mafijny B.A.K.A. Y2K8! To jeden z najstarszych, jeszcze istniejących konwentów, gdyż swoje początki miał w roku 2001. Ja odwiedziłem go po raz pierwszy.
Po nocnej podróży dotarłem z rana na dworzec PKP, skąd w niedługim czasie dostałem się na teren konwentu. Kolejka, którą zastałem, nie była długa, więc szybko dostaliśmy się do środka. Dopiero po godzinie na placu utworzyła się przed szkołą ogromna kolejka wystającą daleko poza budynek (no cóż, kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje). Była ona podzielona na dwie części: osoby pełnoletnie, które wchodziły natychmiast po opłaceniu wejściówki i okazaniu dowodu osobistego. Nieletni musieli jeszcze okazać kartkę z pozwoleniem od rodziców na udział w konwencie. Narzekań na czas oczekiwania nie słyszałem, formalności były dokonywane bardzo sprawnie.
Przy akredytacji otrzymałem bardzo ładny identyfikator patronatu w plastikowej oprawie, który był przyczepiany na ‘krokodylka’. Jednak znacznie bardziej przypadły mi do gustu zawieszki, które otrzymywali zwykli uczestnicy. Były to pionowe, papierowe identy wieszane na cienkim sznurku, występujące w dwóch odmianach: męskiej i żeńskiej do wyboru. Miały one też mniejszą tendencję do spadania i gubienia się niż łatwo puszczający krokodyl (chociaż niektórzy narzekali na ich tendencję do odwracania się). Zostając przy identyfikatorach: wszystkie plakietki organizatorów, helperów (tutaj nazwanych ‘technikami’) i innych nie-zwykłych-uczestników były do siebie bardzo podobne. Dlatego, żeby odnaleźć poszukiwany przez nas organ władzy, trzeba było wpatrywać się mu w identyfikator i szukać podpisu. Przydałaby się kolorystyka różna zależnie od funkcji, dzięki czemu można by wypatrzeć interesujące nas osoby z daleka.
Do mojego wyposażenia doszedł informator z czarno-białą grafiką na miękkiej okładce. Wewnątrz znajduje się krótkie słowo wstępu i szczegółowe opisy chyba wszystkich atrakcji, które miały pojawić się na konwencie. Poza tym standardowo: regulamin konwentu, tabelka z godzinowym rozkładem atrakcji i mapka conplace’u.
Pobyt rozpocząłem od krótkiego zwiedzenia budynku konwentu, który był OGROMNY. Oficjalnie przewinęły się przez niego 1943 osoby, a korytarze wydawały się bardziej rozluźnione, niż na dużo mniejszych konwentach. Wyjątkiem było jedno przejście, będące węzłem komunikacyjnym pomiędzy wszystkimi częściami conplace’u. Tam rzeczywiście dało się poczuć ten tłum, który zawitał do Wrocławia (czyli w praktyce zwyczajnie nie dało się przejść).
W okolicy tegoż korytarza znajdowały się stoiska wystawców. Wśród nich doszukałem się takich wydawców, jak Waneko, Komiksiarnia, Wolf-Fang, Hanami czy JPF. Dużo stolików było zajętych przez sklep fantastyczny SFAN.pl i kilka pomniejszych wystaw. Przez cały czas imprezy można również było posilić się wschodnimi potrawami w azjatyckim bufeciku. Była też coraz popularniejsza na konwentach loteria fantowa.
Oprócz tego, przez parę godzin działało stoisko, przy którym wykonywano tatuaże z henny. Cieszyło się ono dużym zainteresowaniem. Na każdym kroku spotykało się przechadzających z najróżniejszymi wzorami na ciele uczestników.
Na atrakcje przeznaczono kilkanaście sal (tu się pojawia mała nieścisłość, gdyż na stronie BAKI jest mowa o osiemnastu, zaś w informatorze pisze o jedenastu), w tym sześć panelówek, Main i Second Room, Games Room, LARPownia i Chillout. Ten ostatni to przez lwią część konwentu AMV Room, w którym odbyły się jeszcze dwa konkursy i yaoi night. Na najwyższym piętrze można było odszukać pokój z Ultra Starem. Dziewięć sal przeznaczono na sleep roomy, które jednak nie wystarczyły, żeby pomieścić konwentowiczów. Na szczęście korytarze na piętrze były szerokie i bez większego problemu można było znaleźć kąt dla siebie. Dodatkowo w piwnicy budynku znajdował się DDR Room, Console Room oraz pokoik z grami muzycznymi.
Na konsolówce był prawdziwy wysyp gier muzycznych: od standardowego Guitar Hero, czy DDRa, przez jego wariacje z wykorzystaniem najdziwniejszych kontrolerów po symulator DJ’a. Tu wypada wspomnieć o sali do Dance Dance Revolution. Był to największy i najlepiej zorganizowany DDR, jaki w życiu widziałem! W roomie było osiem mat do DDR oraz jedna do Pump It Up. Część mat była położona w głębi pomieszczenia, gdzie skakali wyjadacze a pozostałe były łatwo dostępne dla początkujących, gdzie każdy mógł bez problemu dostać się na matę i spróbować swoich sił.
Przyległa do niej sala konsolowa posiadała takie tytuły, jak Soul Calibur IV, Tekken 5, któraś z części Guilty Gear (niestety nikt nie był w stanie podać mi dokładnej informacji, która) oraz Mario Smash Bros. Wszystko rozgrywało się na wielkich ekranach przygotowanych telewizorów. Pomieszczenie jednak było małe i zawsze panował tam ogromny ścisk.
Całość była umiejscowiona w piwnicy, za co orgom należą się pochwały. Przez cały konwent można było sobie zejść i poskakać, a odgłosy i nieprzyjemne zapachy spoconych graczy nie docierały na wyższe piętra i nie uprzykrzały żywota innym konwentowiczom.
Do sali DDR przylegało pomieszczenie z JEDNYM na cały konwent prysznicem. Kolejka do niego rozkładała się godzinowo, ponieważ jedna kabina na blisko dwa tysiące osób to jednak o wiele za mało. Toalet na terenie gimnazjum było dużo, mniej więcej po dwie na każde piętro budynku, do tego każda dzieliła się na części dla mężczyzn i kobiet. O jedzenie z podłogi bym się nie pokusił, jednak czystość tychże toaletach była zachowana na przyzwoitym poziomie. Za to kosze na śmieci były opróżniane rzadko, lub też wcale. Dlatego każdy napotkany kosz miał wokół siebie usypany kopczyk śmieci.
Organizatorom świetnie udało się utrzymanie konu w ustalonej konwencji. B.A.K.A odbywała się pod znakiem yakuzy. Wielu uczestników chętnie przywdziało czarne garnitury, okulary przeciwsłoneczne i inne atrybuty japońskiego mafioza.
BARDZO mi się podobało jedno stoisko. Podawane były przy nim darmowy wrzątek, herbata i zupki chińskie. Był jednak mały kruczek: o każdy oddzielny element naszej herbaty czy zupki trzeba było grać w kości. Zwycięstwo? Dostajesz łyżeczkę do herbaty. Kolejne? Kubeczek jest twój. Żeby nie było za fajnie, dwie przegrane nagradzane były zadaniem, te były różne, wymyślane w locie przez obsługujących stolik. Nie były one wymagające. Mnie na przykład kazano zachowywać się jak L z „Death Note” a inny przegrany musiał napełniać czajnik elektryczny, gdy skończył się wrzątek. Dzięki niewysokim poziomowi trudności zadań walka o torebkę herbaty nie frustrowała, a była świetną zabawą, co tylko potęgowało klimat konwentu.
Konwent rozpoczęło oficjalne otwarcie, nieco spóźnione, krótkie, ale świetnie wprowadzające w mafijny klimat. W programie przewidziano również kilka paneli w konwencji, tj. panele o przestępczości zorganizowanej w Japonii i na świecie czy też o Yakuzie w mandze i anime. Poza tym odbyło się kilka eventów, jak np. uroczystość rodzinna zakończona śmiercią większości uczestników (chociaż sprawiała wrażenie robionej na poczekaniu).
Z odwiedzonych przeze mnie atrakcji warto wspomnieć o konkursie „Ouran High School Host Club”. Poza wiedzą na temat serii wymagał on również sprostania zadaniom, którym hostowie stawiają czoła na co dzień. Wzbudził duże zainteresowanie, uczestnicy oprócz przesiadywania w sali wykonywali zadania w terenie, jak np. zbieranie słodyczy od konwentowiczów. Konkurs był przeprowadzony z humorem, niektóre zadania były dość typowe, jednak wszyscy dobrze się bawili.
Dobre wrażenie zrobił też konkurs „Połamańcu! Złap balona!”, z balonami mający niewiele wspólnego (przynajmniej na początku). Ze względu na zbyt duże zainteresowanie, każdy chętny sięgał do worka z balonikami wyciągając jeden dla siebie. Każdy, kto trafił na różowy, wchodził do gry. Mnie się nie poszczęściło, więc tylko poobserwowałem początek konkursu. Wybrani uczestnicy musieli losować zadania z kapelusza. Z wyzwań warto wymienić czytanie tekstu japońskiej piosenki, jednocześnie odgrywając jakąś sytuację (jak na przykład świetną przemowę chłopaka masturbującego się przy hentai). Furorę zrobiło też ‘wydrapywanie’ na napompowanym balonie melodii z „Pszczółki Mai”, do którego uczestniczce przyśpiewywała cała sala.
Zawiódł mnie nieco panel „Zróbta se anime”. Prowadzący miał wiedzę na temat tworzenia animacji, jednak nie potrafił tego zrozumiale przekazać laikowi. Przez to mało kto wyciągnął z prelekcji użyteczne informacje. Do tego doszły problemy z oprogramowaniem, więc prelegent nie mógł pokazać animowania w praktyce.
Największa atrakcja chyba każdego konwentu, cosplay, zgromadził ponad 120 przebierańców, co jest prawdopodobnie rekordem w polskim fandomie. Jako że sam brałem w nim udział, opiszę go bardziej zakulisowo. Cosplayerzy prezentowali wysoki poziom, wybór zwycięzców był zapewne dużym problemem dla jury.
Całość była zorganizowana całkiem sprawnie, początkującym jasno wytłumaczono, co mają robić, prezentacje strojów obyły się bez opóźnień, choć nie bez problemów. Uczestnicy narzekali na pogubione podkłady podczas swoich występów. Były one czasami puszczane z opóźnieniem, czasem w ogóle. Ja swoją melodię usłyszałem gdzieś w połowie występu (choć nie jestem pewien, czy to nie przez zagłuszającą publiczność). Nagłośnienie na mainie (na którym oprócz cosplayu odbywało się dużo innych atrakcji) było koszmarne. Dużo zależało od beznadziejnej akustyki sali, mocno przeszkadzało echo i niewyraźny dźwięk dochodzący z głośników.
Przed prezentacją cosplayerów zebrano w ciasnej, jak na taką ilość osób, sali. W całym tłoku można było łatwo uszkodzić co delikatniejsze elementy kostiumu (jak ogromny krzyż koleżanki złamany przez przechodnia, na szczęście już po prezentacji) lub kogoś stojącego obok. Oczekującym udostępniono obraz z maina na rzutniku, przez co widać było, jak wyglądają występy. Dzięki temu początkujący mieli jeszcze większe pojęcie o wychodzeniu na scenę i mogli lepiej się zaprezentować.
Po pokazie strojów przyszedł czas na scenki. Tych oficjalnie było sześć, jednak pewne problemy techniczne stworzyły chaos na scenie. Nie mam więc pewności co do dokładnej ilości występów. Rozczarowała mnie ich mała różnorodność. Przeważająca większość to układy taneczne, które z każdym kolejnym układem coraz bardziej nudziły.
Rozpoczęło się występem WTF Productions przebranych za maskotki Vocaloida ze scenką, która „Nie jest scenką”. Tak dużej grupie nie pozwolono zatańczyć w ramach prezentacji strojów, więc wystąpili w tej kategorii. Po nich miała miejsce scenka z Fullmetal Alchemist, jednak została przerwana z powodu wcześniej wymienionych problemów technicznych. Dalej były kolejne scenki taneczne: układ z Melancholy of Haruhi Suzumiya i występ trzech postaci w randomowych przebraniach. Przerwany występ grupy z Fullmetal Alchemist został wznowiony, jednak nie wiem, czy był zaplanowany jako krótki, gdyż aktorzy zeszli prawie tak szybko, jak się pojawili.
Konkurs strojów wygrała LinaSakura jako Hatsune Miku z Vocaloid, a konkurencję ze scenkami wygrała grupa „SVS Zoo” z występem z Bleacha. Po ogłoszeniu wyników zaśpiewano „Sto lat!” z okazji nadchodzących urodzin zwyciężczyni cosplayu.
Na mainie odbyło się także kilka innych atrakcji, m.in. koncert Yui Tohmy i karaoke. To drugie było wypadło jednak dość słabo. Piosenki były dość monotematyczne, a uczestnicy nie mogli wspólnie tańczyć (jak to ostatnio często ma miejsce na innych konwentach) na prowizorycznej scenie zbudowanej z ławek. Słabe nagłośnienie znowu dało się we znaki słuchaczom.
Żeby uczestnikom cierpiącym na bezsenność nie nudziło się w nocy, przygotowano szereg sal tematycznych. Dla osób pełnoletnich udostępnione zostały dwie sale projekcyjne: hentai night w second mainie oraz yaoi night w Chilloucie. Pozostali mogli zrelaksować się oglądając klasyczne anime na „Classic Night”, czy „Nocy plugawych filmów”, gdzie odbyły się projekcje takich „perełek”, jak „Atak pomidorów zabójców” czy tureckie „Gwiezdne Wojny”, podczas których słychać było kolejne salwy śmiechu publiczności w środku nocy. Drugiego dnia konwent mocno opustoszał, większość uczestników porozjeżdżała się do domów, chociaż na brak zajęć nie można było narzekać.
Świetnie wypadł panel Yanka o historii powstania i rozwoju magazynu „Otaku” oraz studia JG. W bardzo zabawny sposób opowiadał on o okolicznościach i perypetiach związanych z wydaniem pierwszych numerów „Otaku”, jego ewolucji i planach na przyszłość. Poczęstował słuchaczy anegdotkami, ciekawostkami i radami dotyczącymi swojej pracy.
Z drugiej strony dużo osób narzekało na „wiedzówkę” o „Naruto”. Nazwa była kompletnie nietrafiona, ponieważ testowanie wiedzy nt. serii ograniczyło się tylko do rozpoznawania postaci po wycinku obrazka, czy jej konturach. Cała reszta była luźno (kalamburowe przedstawianie technik ninja) lub kompletnie niepowiązana z „Naruto” (np. szukanie skarpetek, zupek chińskich i innych przypadkowych przedmiotów na terenie konwentu). Atrakcja z początku wzbudzająca ogromne zainteresowanie, z czasem odrzucała kolejnych gapiów, a i kilka drużyn zrezygnowało z udziału w konkursie. Gdyby nie nazwano tego „wiedzówką”, a większość konkurencji bardziej zainspirowano serią, zapewne lepiej zostałoby to przyjęte. W takiej formie można z czystym sumieniem określić tą atrakcję mianem „niewypału”.
Ludzie jak bywa na konwentach mangowych dopisali- zawsze można było znaleźć kogoś do rozmowy, czy wspólnego kręcenia się po konwencie. Doszło do wielu spontanicznych akcji, jak zabawianie publiki czekającej na Silent Library, grupkę częstującą żelkami za zgodę na „duszenie” czy akcja ,,free hugs”.
Niestety kilka punktów programu nie odbyło się, niektóre zostały przesunięte. To jednak nie omija żadnego konwentu, więc można przymrużyć na to oko.
Mimo niedociągnięć technicznych, mogę z czystym sumieniem uznać BAKĘ za konwent udany. Jak na większości konwentów, atmosferę tworzą ludzie, a problemy z dźwiękiem na mainie, czy przesunięcia w programie nie mogły przeszkodzić w integracji z współkonwentowiczami. Ba, nawet pomogły! Niejeden będzie ciepło wspominał lekcję życia Kamlota zamiast Cichej Biblioteki czy nocne polowanie na obcego.
Doszły mnie słuchy nt. opryskliwości niektórych organizatorów, mnie jednak nic takiego nie dotknęło. Zapytani zawsze odpowiadali w miarę możliwości, nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek starał się mnie spławić.
Ochrona za to wyrobiła sobie opinię uprzejmej za wyjątkiem pewnego energicznego pana, który za wszelką cenę chciał ujrzeć identyfikator każdego wchodzącego na teren konwentu. Czy to rzeczywiście miało miejsce? Nie wiem. Ja zostałem wpuszczony nawet, gdy omyłkowo zostawiłem swojego identa przy sleepie.
Ogólnie dużo złego słyszałem, mało widziałem. Następnym razem wezmę identyfikator uczestnika, może zarzuty się potwierdzą. Na chwilę obecną muszę uznać ekipę BAKI za jedną z najmilszych, z jakimi miałem do czynienia.
Na pewno nie będę żałował wyjazdu do Wrocławia. Skala imprezy, poziom atrakcji, poznani ludzie i ogólna atmosfera sprawiły, że B.A.K.A. prawdopodobnie na stałe zapisze się w moim konwentowym grafiku.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...