Recenzja anime "Black Blood Brothers"

Autor: Wojciech "Abad" Czerczak Redaktor: Wesoła Magda

Dodane: 16-10-2008 00:27 ()


Black Blood Brothers, czyli Bracia Czarnej Krwi to anime, które pojawiło się na ekranach KIDS STATION i Tokyo MX TV we wrześniu 2006 roku. Do naszego pięknego kraju zawitało w lipcu 2008. Animacja powstała na podstawie mangi stworzonej przez panów Kōhei Azano i Yuuya Kusaka. Zarówno komiks, jak i serial należą do kategorii shōnen, więc przez większość czasu można spokojnie podziwiać akcje rodem z filmów wire-fu i fabułę o poziomie skomplikowania „Mrocznego widma”.

Wraz z zakupem pierwszego DVD (zależnie od sklepu cena wynosi kilka złotych mniej lub więcej niż 30), które zawiera odcinki od 1 do 4, dostajemy tekturowe etui mające pomieścić wszystkie płyty (chociaż wątpię, czy ktokolwiek będzie miał dość cierpliwości, aby dobrnąć nawet do połowy drugiego krążka DVD). W ‘komplecie’ jest również zupełnie zbędna pocztówka, na której przedstawiono bohaterów oraz cieniutka ulotka zawierająca nieistotny słowniczek wyjaśniający nam, kto jest kim... co zupełnie mija się z celem, gdyż każdy odcinek zaczyna się retrospekcją wprowadzającą nas w świat przedstawiony. Jedyną rzeczą, która przyciąga uwagę do pudełka, jest hologram Vision świadczący o oryginalności produktu.

Mniej więcej rok temu miałem już styczność z BBB i szczerze mówiąc, serial nie zrobił na mnie większego wrażenia, ale postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę. Okazało się, że byłem nastawiony zdecydowanie zbyt optymistycznie.

W roku 1997 w Hong-Kongu „Ludzie i wampiry zawarli przymierze, gdyż musieli stawić czoła zagrożeniu tak potwornemu, iż tylko wspólnymi siłami mieli szanse przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Zagrożeniem tym był nowy odłam krwiopijców zwanych Kowloon Children”. Oczywiście jak łatwo się domyślić siły sprzymierzonych pokonały złego najeźdźcę i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. No może nie do końca, ponieważ dziesięć lat później (tym razem w Japonii) Ci Źli znowu mają diaboliczny plan, który zakłada przejęcie świata i zniszczenie wszystkich płyt Van Halen. To oczywiście zbiega się w czasie z powrotem do domu pary głównych bohaterów, braci Jirō i Kotarō Mochizukich. Obaj są wampirami ‘starej krwi’, chociaż tylko jeden z nich (Jirō) przejawia jakiekolwiek nadprzyrodzone zdolności, młodszy (mający zaledwie dziesięć lat Kotarō) stanowi komediowe dopełnienie swojego niebywale poważnego brata. Zapoznajemy się z nimi w chwili, kiedy płyną kontenerowcem w stronę kraju kwitnącej wiśni. Statek niespodziewanie zostaje zaatakowany, giną ludzie oraz wampiry, jest dużo wybuchów i walki. Koniec końców Jirō i Kotarō wpadają do wody, kiedy statek wylatuje w powietrze. Gdy udaje im się dotrzeć na brzeg, natrafia na nich Mimiko Katsuragi będąca kimś na kształt pośrednika pomiędzy wampirami a ludźmi (Tłumacze z niewiadomych powodów używają na to słowa ‘kompromisariusz’. Zdecydowanie lepiej byłoby posłużyć się słowem negocjator). Pani ta … bla, bla, bla mniej więcej tutaj przestałem interesować się fabułą i czekałem tylko na następną scenę walki. Dialogi są słabe a intryga nijaka. Jeżeli ktoś pokusi się o wybranie wersji z lektorem, niech naszykuje się na wyjątkowo traumatyczne przeżycie.

Design bohaterów, jak i ich zachowanie są dziwne. Jirō wygląda jak skrzyżowanie czerwonego kapturka z łowcą czarownic. Razi zwłaszcza jego infantylność - wampir mający na karku ponad sto lat niemal płacze, kiedy musi w pewnym momencie wypić krew pani kompromi… nie, nie napisze tego niegodnego słowa. Jego brat natomiast to blond włosa, niebieskooka, słodka mamałyga myśląca jedynie o zabawie i jedzeniu. Można by to było jeszcze wybaczyć, gdyby sceny z jego udziałem były faktycznie śmieszne, jednak te można policzyć na palcu jednej ręki. Postaci z dalszego planu są na szczęście zdecydowanie lepiej skonstruowane i rozwinięte, niestety w pierwszych odcinkach nie jesteśmy w stanie ich zbyt dokładnie poznać.

Kreska jest przyjemna dla oka, okazjonalne użycie statycznego tła czy też komputerowych czarów specjalnie nie razi w oczy. Animacje są jedyną dobrą rzeczą, jaką znalazłem i jestem przekonany, że gdyby zrobić z tego film niemy, serial zrobiłby furorę. Poświęcić trzeba również chwilkę na muzykę, której to poza openingiem właściwie nie zauważyłem. Jest dobrze dopasowana do chwil, dla których ma być tłem, jednak nie jest niczym wyjątkowym i z pewnością nie przyłapiemy się na nuceniu jakiegoś kawałka pod prysznicem.

Czytając o BBB w Internecie, ciągle trafiam na słowa ‘nowatorskie ukazanie wampirów’, jednak zupełnie tej nowości nie dostrzegam. Wszystko, co zostało pokazane w tym anime, już kiedyś ktoś zrobił lepiej. Nawet sam motyw walki z Kowloon Children jest aż za bardzo podobny do tego, co zobaczyliśmy w ‘Blade II’. Zastanawiające jest również to, że część osób wkłada BBB do szufladki z napisem ‘horror’. Bardziej przerażające jest spędzenie dnia na polu golfowym. Ilość przemocy i ogólnej grozy jest mniej więcej na poziomie filmu nadawanego w telewizji o godzinie 20.

Podsumowując, Black Blood Brothers jest znośnym anime, dla kogoś, kto ma za dużo pieniędzy i akurat ma ochotę przestać myśleć. Chociaż i takie osoby po jakimś czasie stwierdzą, że zdecydowanie ciekawiej spędziłyby czas, grając w warcaby z kalarepą. Jest to produkcja do zobaczenia na raz, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy będziemy szukać powodu, aby przestrzelić komuś kolano.

Ocena: 4/10

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...