Recenzja książki „Potworny regiment” Terry’ego Pratchetta
Dodane: 07-10-2008 11:13 ()
Ewolucja książek Terry’ego Pratchetta od iście kabaretowych wiązanek gagów do okraszonych dowcipnymi tekstami powieści przede wszystkim fabularnych najwyraźniej wkracza na kolejny etap – w „Potwornym regimencie” humoru jest jeszcze mniej, niż w poprzednich odsłonach. Niestety, książka nie nadrabia tego w pełni akcją i pozostawia niejaki niedosyt niezależnie od tego, czy czytelnik woli wcześniejsze, czy nowsze dokonania brytyjskiego pisarza.
Trzydziesta pierwsza już książka z serii o Świecie Dysku nie wiąże się bezpośrednio z żadnym ze znanych już wątków, pomijając marginalne pojawienie się kapitana Vimesa i jego Straży. Akcja dzieje się tu w Borogravii, państewku toczącym, a właściwie przegrywającym dość beznadzieją wojnę. Nie przeszkadza to głównej bohaterce, Polly Perks, wstąpić do wojska w poszukiwaniu zaginionego brata – oczywiście w męskim przebraniu. Nietrudno więc domyślić się, że tematyka różnic między płciami i ich roli w społeczeństwie pełni tu rolę głównego „poważnego tematu”, jaki Pratchett zwykł poruszać w swoich powieściach. I chociaż nie brak w książce paru trafnych spostrzeżeń, to jednak ogólne podejście do problemu (tak doskonale widoczne na przykład w analizie działania prasy w „Prawdzie”) zdaje się nieco mętne. Czy ogólnym przesłaniem książki jest poparcie dla feminizmu, czy też wykazanie jego absurdu? Trudno się trochę zorientować.
Nie tylko na tym głębszym poziomie „Potworny regiment” odstaje negatywnie od większości pozostałych pozycji Pratchetta. W większości jego nowszych książek akcja jest poprowadzona w kręty sposób, zaskakujący chociażby przez absurdalność pomysłów. Tutaj jednak podstawowy zwrot akcji, wykorzystany zresztą kilkakrotnie (oto kolejny żołnierz z oddziału okazuje się być... domyślcie się sami), jest przewidywalny już po przeczytaniu pierwszych 30 stron powieści. W dodatku druga z koncepcji napędzających ciekawe sytuacje – stworzenie formacji ochotników, w której znajdziemy mieszankę dziwnych typów i ras (w tym trolla czy wampira) również do najświeższych pomysłów nie należy. Jako wskazówkę podam, że szukać należy w Ankh-Morpork, i że napisano już o tym dobrych kilka książek.
Być może odbiór „Potwornego regimentu” utrudnia nieco fakt, że jest on bardzo silnie osadzony w brytyjskiej kulturze wojskowej, a liczne nawiązania do niej mogą być dla czytelnika z innego kręgu, a w dodatku stykającego się z tłumaczeniem, zupełnie obce. Przykładowo kilkukrotnie przedstawiane teksty piosenek prawdopodobnie Brytyjczykowi natychmiast kojarzą się ze znajomymi utworami, przeciętny Polak natomiast nie sięgnąwszy do dodatkowych źródeł zupełnie ich „nie chwyci”.
Żeby nie przesadzać jednak w krytyce: jak na ponad trzydzieści tomów jednego cyklu można śmiało powiedzieć, że nie jest źle. Jak na jakiegoś anonimowego pisarza – nie jest źle. Ale to jest Pratchett, a po doskonałej „Nocnej straży” „Regiment” sprawia wrażenie dania odgrzewanego i niestety cokolwiek niewystarczająco doprawionego.
Tytuł: „Potworny regiment”
Tytuł oryginału: „Monstrous Regiment”
Autor: Terry Pratchett
Przekład: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok wydania: 2008
Wymiary: 142mm x 202mm
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...