Wojna płci, czyli Ranma 1/2

Autor: Eyepock Redaktor: Motyl

Dodane: 03-10-2008 09:16 ()


 

Mangi… Pełno w nich postaci rodem z feudalnej Japonii, wielkich robotów zwanych mechami, czarodziejek, bohaterów, samurajów albo… ludzi zmieniających się pod wpływem wody! Zacznijmy jednak od początku…

Był sobie chłopiec imieniem Ranma. Ranma trenował się w sztukach walki i szło mu naprawdę nieźle. Ćwiczył razem z ojcem i miał zostać przyszłym właścicielem pewnej szkoły walki. Podróżowali po Chinach w poszukiwaniu miejsc inspirujących do treningów. Pech chciał, że pewnego dnia zawędrowali w miejsce pełne przeklętych jezior, które wcale nie były przeklęte tylko w nazwie… Jako że obaj byli „w gorącej wodzie kąpani” i nie chciało im się słuchać nudnych opowieści przewodnika, ruszyli trenować pośród tajemniczych sadzawek. Wszystkie źródełka miały jednak niechlubną przeszłość i było powodem utonięcia kogoś lub czegoś. Każdy, kto miał pecha wpaść do jednego z nich, przybierał formę owej utopionej przed wiekami istoty. Los chciał, że Ranma zamoczył się w sadzawce utopionej dziewczyny, a jego ojciec w jeziorku utopionej pandy…

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre (pod pewnymi względami) nie wyszło. Urok, przynajmniej czasowo, można odczynić. Od momentu kąpieli w przeklętych źródłach pechowiec może powrócić do swej oryginalnej postaci po polaniu się gorącą wodą, lecz przybiera formę topielca po polaniu wodą chłodną. Takie właśnie zmiany form będą podstawą przyszłych przygód głównego bohatera. Dodajmy jeszcze, że Ranma jest zaręczony z córką najlepszego przyjaciela swojego ojca, a ta po pewnych przejściach nie darzy wielką sympatią płci przeciwnej… Wplączmy w to wszystko kilku nawiedzonych delikwentów pałających niepohamowanym uczuciem do Akane (takie imię nosi owa narzeczona bohatera), kilka dziewcząt i chłopców (sic!) podkochujących się w jednej bądź drugiej formie Ranmy, „chińską amazonkę”, chcącą zabić głównego bohatera w jednej postaci, a kochającą go w drugiej, a także kilka innych wyjątkowo barwnych postaci, a wyjdzie nam zabawna i całkiem ciekawa manga, znana jako Ranma ½.

Tyle o fabule, przejdźmy do reszty elementów tej dość wiekowej już pozycji. Manga składa się głównie z dwóch elementów – scen walki oraz perypetii miłosnych - oba z nich występują mniej więcej w równowadze. Kreska w „Ranmie” nie jest wybitnie wpadająca w oko, mnie osobiście nie przypadła wręcz do gustu, jednak nie przeszkadza ona w odbiorze tytułu. Dobrze dobrane są wyrazy dźwiękonaśladowcze, choć z ich przetłumaczeniem na język polski (miałem przyjemność czytać mangę zarówno po polsku, jak i po angielsku) już trochę gorzej – czasem potrafią irytować. Samo tłumaczenie tekstu stoi na dobrym poziomie.

Od strony technicznej wydanie pozostawia trochę do życzenia. Kolorowa okładka w „dziecinnym” stylu sprawia, że w niektórych punktach sprzedaży „Ranmy” można szukać w dziale dla dzieci… Sam tomik wydany jest na papierze niskiej jakości, jednak wydrukowany jest poprawnie i nie dopatrzyłem się żadnych uchybień od tej strony. Książeczka sklejona jest jednak dość „na szybko” i należy uważać, przy kupnie, by nie otrzymać słabo sklejonego egzemplarza. To samo tyczy się okładki – należy patrzeć czy jej brzegi nie są wycięte nierówno.

Poza drobnymi mankamentami dotyczącymi wydania (przynajmniej w egzemplarzach, które dostałem do ręki) mangę mogę polecić osobom, które lubią się czasem pośmiać, czasem troszkę rozczulić, ale ogólnie mają ochotę na komediową „rąbankę”. Wydawnictwo Egmont zafundowało nam dobrą pozycję, która nie na darmo uważana jest za jedną z najbardziej znanych mang na świecie…

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...