VI Zamojskie Spotkania z Fantastyką - relacja

Autor: Marcin "Indiana" Waciński Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 29-09-2008 12:38 ()


 

Od kilku dobrych lat także w mniejszych ośrodkach organizowane są konwenty i imprezy ściągające fanów fantastyki. W tym gronie znajduje się między innymi Zamość. Mimo rocznej przerwy, powrócił tego lata na konwentowa mapę Polski Zamojskimi Spotkaniami z Fantastyką, które odbyły się w dniach 12-14 września 2008 roku.

Tym razem miejscem imprezy był Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Zamościu, mieszczący się w starych wnętrzach jednego z szańców, obok malowniczej starówki.  Rozmieszczone blisko sale i szeroki wewnętrzny korytarz sprawiały, że miejsce było wręcz stworzone do konwentów. Przypominało trochę klimatem korytarze liceum na Czwartku, gdzie kiedyś odbywały się słynne lubelskie "Falkony".

Program spotkań podzielono na cztery bloki: prelekcje, dyskusje, konkursy oraz pokazy. Początek konwentu zaplanowano na godzinę 20.00 w piątek i dlatego nasza wyprawa do Zamościa rozpoczęła się późnym popołudniem. Po kolacji w pizzerii „Verona”, gdzie organizatorzy wynegocjowali niewielka zniżkę, udaliśmy się na teren imprezy. Miejsc noclegowych nie brakowało, ale ponieważ sala gimnastyczna powoli się wypełniała, to szybko przenieśliśmy się do sali w bocznym korytarzu, gdzie tylko w sobotę i to przez część dnia miał odbywać się turniej figurowego LOTR-a.

Oprócz wygodnych sal do spania czy ciekawego programu, nie zapomniano o Games Roomie, który cały czas cieszył się sporym zainteresowaniem. Konwent to nie tylko okazja, by czegoś się dowiedzieć o fantastyce albo ogólnie o popkulturze. To także czas spotkań. W piątkowy wieczór upłynęły one między innymi przy gitarze i repertuarze złożonym z bardzo różnorodnych piosenek. Ponoć skończyło się na zerwaniu strun w instrumencie. W pewnym momencie młodsi zostawili dinozaurów z ich rykami i oddawali się LARP-owaniu, sądząc po odgłosach, jakie rozlegały się na korytarzu. Interesującym akcentem byli miłośnicy ASG, z replikami broni, ukryci za chustami i maskami gazowymi. Ich okrzyki „Allah Akbar” musiały budzić spore zdziwienie, bo nigdzie nie widać było ani jednego turbanu czy dżelabu.

Nasza sala sypialna była położona w bocznym korytarzu. Dawała tym sposobem pewne minimum spokoju, niezbędne podczas paru godzin spoczynku. Jedynym minusem, na jaki mogliśmy się uskarżać, były kabiny w toaletach pozbawione zamknięć w drzwiach. Niczym krasnoludy w sadze o wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego chodziliśmy więc za potrzebą parami.

W sobotę powitał nas pochmurny poranek. Chłód na szczęście nie dawał się tak bardzo we znaki w samej szkole, ale z wyjścia na starówkę niewiele wyszło, bo przejmujące zimno wypłoszyło potencjalnych spacerowiczów. Całą noc towarzyszyły nam dźwięki jako żywo przypominające pewien specyficzny instrument dawnych mieszkańców Australii. Jak się potem okazało, była to spreparowana rura po plakatach. Tego, kto dął w ten instrument wczesnym rankiem, skazałbym na wieloletnie konwentowanie o suchym gardle. Natomiast pieśni pogrzebowe w repertuarze konwentowym to swoiste novum, może warto, aby lubelski fandom nauczył się śpiewać godzinki na następny konwent.

Pogoda była jak na Szetlandach. Po raz pierwszy widziałem rynek „perły renesansu”, jak określa się Zamość, jakby miasto dokonało ewakuacji ludności przed jakimś kataklizmem. Szkoda, że organizatorzy nie wpadli na pomysł LARP-a w konwencji post-apo, bo wyludnione uliczki wyglądały dość dziwnie, zwłaszcza jak się często bywa w tym miesicie i troszkę je zna.

Oczywiście, spacer po mieście był jedną z opcji, bowiem organizatorzy zadbali, aby nikt się nie nudził. Była zatem nauka gry w „Neuroshimę Hex” i konkurs wiedzy o pokemonach, a Konrad "Kilm” Kowalski prowadził dyskusję na temat komiksów wydawnictwa "Mandragora”. Nie zabrakło spotkania z serwisem Paradoks (znowu były na nim smaczne cukierki) i z Bractwem Wilków. Ci ostatni to grupa rycerska, która dała krótki pokaz na tyłach szkoły, z oryginalnymi fortyfikacjami w tle. Gdy w naszej sali figurkowcy rozłożyli swoje pokemony i zaczęli turniej, na sąsiednich salach trwał między innymi konkurs wiedzy o „Power Rangers”, dyskusja o „Final Fantasy”, a Kuba „Arathi” Nowosad opowiadał o historii rpg. Najwięcej chętnych zebrał jednak konkurs muzyczny Tomka „Wielkiego K” Maciejko. Co ciekawe, na udział w konkursie wiedzy o Japonii Katarzyny "Haki” Łagowskiej zdecydowały się osoby, mające dość skromną wiedzę o tym odległym, egzotycznym kraju. Jedna z nich nawet wygrała konkurs!

A skoro o konkursach mowa, to trzeba wytknąć organizatorom pewne niedopatrzenie. Mianowicie, w sąsiadujących ze sobą salach odbywały się dwa konkursy: na jednej starwarsowy, na drugiej pratchettowski.

Dość późno, bo o 20.00 umieszczono w programie prelekcję Bartka „Kevina” Kuźmy „Japońska bron biała”. Ci, którzy już wiedzieli, czym „dziabali się” Japończycy, właściwie mogli tylko trochę pokłócić się o ciekawostki czy detale. Ale dla kogoś, komu Japonia kojarzy się tylko z jenem, kamikadze i firmami elektronicznymi, szczegóły produkcji japońskich mogły naprawdę zaciekawić. Uczestnicy konwentu, którzy byli odporni na przeszywający zimny wiatr, udali się do pizzerii „Ontario” na późną kolacje. Niestety, w szkole nie było możliwości zjedzenia czegoś ciepłego, niemniej wielkie dzięki organizatorom za dostarczone w południe pączki. Aż prosi się, żeby i na innych konwentach można było pokrzepić się w ten sposób. Mimo pochmurnej aury za oknem, atmosfera na konwencie była dobra, nie widać było, aby ktoś się nudził.

Późny sobotni wieczór upłynął większości uczestników na nadrabianiu zaległości towarzyskich i rozgrywkach w Games Roomie. Tym razem obyło się bez gitary, ale nie uniknięto popisów wokalnych. Wieczór, jak to na konwentach bywa, potrwał do wczesnych godzin porannych. Niestety, nadchodzi taki moment, kiedy nawet najlepsza impreza dobiega końca. Z racji różnych obowiązków, część naszej lubelskiej ekipy musiała już w niedzielę po południu być w domu. Dlatego nie skorzystaliśmy ze zbyt wielu punktów programu, jakie przygotowano na niedzielę i wyjechaliśmy z Zamościa dość wcześnie. W pamięci pozostał mały, trochę kameralny konwent, spotkania ze znajomymi i wspaniałe wrażenia. Mimo różnych przeszkód, Zamość na stale zapisał się jako miejsce konwentów i oby były one coraz lepsze.

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...