Assassin's Creed - recenzja
Dodane: 19-09-2008 10:24 ()
{obrazek top10_09_maly}
Korekta: Raven
Po sukcesie, jakie osiągnęło „GTA 3" ze swoim otwartym światem i dowolnym sposobem rozwiązywania zadań, większość producentów celuje właśnie w ten schemat rozgrywki. Zresztą nie ma się czemu dziwić, ponieważ obecnie gracze oczekują w nowych produkcjach rozbudowanego świata, który realistycznie reagowałby na ich poczynania. Taką rozrywkę próbuje nam zapewnić właśnie „Assassin's Creed". Z jakim skutkiem? Tego dowiecie się z tekstu poniżej.
Safety and peace, my brother
AC to gra, która łączy w sobie fragmenty wcześniej wspomnianego „GTA" oraz serii „Hitman". Z pierwszego tytułu zapożycza otwartą konstrukcję świata i dynamiczne reakcje otoczenia, natomiast z drugiego ogólny cel rozgrywki - eliminowanie przeciwników w jak najbardziej skryty, a przy tym niezwykle widowiskowy sposób.
Całość podzielona jest na 5 obszarów, po których możemy się poruszać. Pierwszym jest mała osada Maysaf, która jest lokacją startową dla wszystkich naszych wypadów. Oprócz tego są jeszcze trzy miasta - Damaszek, Akka oraz Jerozolima i tak zwane Królestwo, które w rzeczywistości jest ogromnym obszarem, łączącym wszystko razem. Tylko w tym miejscu możemy poruszać się za pomocą konia, co mówiąc szczerze, jest jedną z najlepszych rzeczy w całej grze. Zwierzę jest świetnie animowane, a walka z jego grzbietu sprawia ogromną frajdę. Szkoda tylko, że na całym terenie Królestwa jest zbyt mało celów do wypełnienia (zbieranie flag oraz wspinanie się na wieże obserwacyjne) i raczej nikt w tej lokacji zbyt dużo czasu nie zabawi.
Jeżeli chodzi o miasta, to każde z nich podzielone jest na 3 dystrykty - biedny, średni oraz bogaty. Na początku mamy dostęp tylko do jednego, lecz wraz z postępami w grze odblokowują się kolejne. Ogólnie schemat jest zawsze ten sam - przyjeżdżamy do miasta, kontaktujemy się z biurem asasynów, wyruszamy w podróż po dachach, aby zaliczyć wszystkie punkty obserwacyjne, za pomocą których odnajdujemy „śledztwa", przy okazji zbieramy flagi (coś jak statuetki z GTA) oraz ratujemy mieszkańców przed zbyt nachalnymi strażnikami.
Wspomniałem o „śledztwach", więc teraz wypadałoby wytłumaczyć, na czym one polegają. Są to ni mniej, ni więcej zadania, które musimy spełnić, aby odblokować główne zadanie, czyli zabójstwo bossa. Na mapie takich śledztw zawsze jest kilka, lecz nie musimy wykonywać ich wszystkich - zawsze jest określona liczba, potrzebna do odblokowania głównego wątku. Zadania czekają nas najróżniejsze - eskortowanie jednego z członków bractwa, zbieranie specjalnych flag na czas, niszczenie straganów kupców (również na czas), skryte zabójstwo konkretnych celów, oraz wiele innych. Osobiście nie lubię „czasówek", więc zawsze starałem się wybierać najmniej stresujące zadania, jak podsłuchiwanie czy przesłuchanie. Ale śledztwa są na tyle zróżnicowane, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Boys are back in town
Twórcom należą się szczególne brawa za skonstruowanie miast. Ponieważ zastosowano specjalny system, który umożliwia użycie jako obiektu do wspinaczki każdego elementu, który wystaje na konkretną odległość, poruszanie się po całej planszy sprawia wiele frajdy. Główny bohater, Altair, porusza się w iście parkourowym stylu, co nie tylko przyspiesza wycieczki po mieście, ale także ułatwia ucieczkę przed strażnikami - chociaż trzeba przyznać, że nie łatwo ich zgubić. Tutaj pojawia się kolejny plus tej produkcji, czyli wysokie stężenie przechodniów. Nawet, jeżeli robimy zwykłą przechadzkę po mieście trzeba uważać jak się poruszamy, gdyż łatwo jest wpaść na kogoś. Żeby jednak nie było za różowo, z tym wiąże się także dość poważny minus. Twórcy przegięli w drugą stronę i często dochodzi do sytuacji, kiedy całe zadanie bierze w łeb, gdyż przeszkodziła nam żebraczka lub obłąkany. Te postacie potrafią być naprawdę upierdliwe i uprzykrzają życie, co dosyć poważnie odbija się na przyjemności z grania. Dziwna sprawa ma się również ze strażnikami, ponieważ zawsze podczas ucieczki, strasznie szybko doganiają naszego bohatera. Przebijamy się przez tłum do najbliższej ściany, na którą można by się wspiąć tylko po to, aby znienacka dostać mieczem po plecach. Co jak co, ale zawodowy asasyn powinien umieć szybko biegać.
W momencie, gdy już nie mamy dokąd uciec, musimy stanąć do walki. Na szczęście system za nią odpowiadający został z konsol tak dobrze przeniesiony, że nie musimy być czterorękim mutantem, aby sobie poradzić ze sterowaniem. Wystarczą tylko dwa przyciski myszki, spacja oraz Shift. Podobnie ma się sprawa z poruszaniem. W kwestii broni też nie jest źle, chociaż i tak najczęściej korzysta się z dwóch - miecza oraz sztyletu wysuwanego z rękawicy. Inne możliwości to gołe ręce (przydają się przy przesłuchaniach) oraz noże do rzucania, dla których zastosowanie jakoś znaleźć nie mogłem. Zwykle starałem się eliminować przeciwników ukrytym ostrzem, a gdy nie było to możliwe, przechodziłem do cięższego kalibru, czyli miecza.
NextGen jak nigdy
Mimo, że gra została przeniesiona z konsoli, wcale tego nie czuć. Sterowanie jest świetnie zaprojektowane, grafika cieszy oko, a optymalizacja silnika sprawia, że nawet starsze maszyny powinny sobie dać radę. Brakuje tu tylko trybu multiplayer, który znacznie wydłużyłby rozgrywkę. Nie ma jednak co płakać, gdyż „Kredo Asasyna" zostało zaprojektowane jako trylogia i na pewno dane nam będzie ujrzeć następne części.
„Assassin's Creed" to produkcja, która dziedzinę gier komputerowych wprowadza na całkiem nowy poziom - głównie dzięki realistycznym zachowaniom otoczenia, a także nowatorskiemu sposobowi poruszania się. Oprócz tego opowiada naprawdę ciekawą historię (chociaż niektóre dialogi mogą zanudzić na śmierć), która ma podwójne dno, ale najlepiej, żebyście się sami o tym przekonali.
Pokój i bezpieczeństwo, bracia!
Moja ocena: 8,5/10
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...