Recenzja książki "Z mgły zrodzony" Brandona Sandersona
Dodane: 02-08-2008 07:39 ()
"Z mgły zrodzony" to dobra lektura na początek wakacji - jest długi, rozleniwiający, sympatyczny i nie wymaga głębszych rozważań; jeśli ktoś ma ochotę na obszerną baśń z bohaterami, do których można się przywiązać, wybaczy książce, że jest kolejną historią o buncie przeciw okrutnemu władcy, który z pomocą popleczników obdarzonych niezwykłymi mocami uciska swych poddanych. Oczywiście, moce głównych bohaterów są jeszcze bardziej niezwykłe, a przeznaczenie, czasem dziwnie podobne do starego mechanizmu deus ex machina, jest po ich stronie - ale stawienie czoła wszystkim trudnościom postawionym przed nimi przez autora zajmie im ponad 600 stron, wypełnionych gonitwami, pojedynkami, intrygami, magią i polityką. Nawet jeśli nieco zbyt szybko można przewidzieć, co nastąpi za chwilę, a postacie, niezależnie od swych charakterów, wydają się trochę zbyt papierowe, czytelnik nie mający akurat ochoty na filozofię nie powinien czuć się zawiedziony.
Szesnastoletnia Vin, opuszczona przez brata - jedyną rodzinę, jaką kiedykolwiek miała - jest członkiem ulicznej szajki złodziejskiej; radzi sobie w niej dzięki umiejętnościom, których nie rozumie, ale które pozwalają jej czasem na rzeczy niemożliwe dla innych. Któregoś dnia popada w konflikt z przywódcą grupy, a wtedy ratuje ją Kelsier - potężny złodziej, półkrwi szlachcic, który przeżył pobyt w strasznych Czeluściach Hathsin, choć musiał pozostawić tam ukochaną żonę. Kelsier jest Zrodzonym z Mgły - może w magiczny sposób wzmagać swoją siłę i zręczność, wpływać na cudze myśli czy wyostrzać swe zmysły; to samo, jak się okazuje, potrafi także Vin, która szybko przyłącza się do grupy obdarzonych magicznymi mocami, dowodzonych przez niego wojowników. Tylko Kelsier wierzy, że uda im się wykonać szalony plan wywołania rebelii i obalenia Ostatniego Imperatora, wszechmocnego władcy, któremu poddani oddają boską cześć - co pozwoliłoby polepszyć los skaa, rasy wiodącej los niewolników, gnębionych przez szlachtę i budzący grozę Zakon. Przedtem trzeba jednak znaleźć odpowiedź na kilka zagadek dotyczących przeszłości Imperium i jego władcy, zamieszać w dworskim życiu stolicy, a także zebrać armię wystarczająco wielką, by pozwoliła na szybkie przejęcie władzy. Vin uczy się posługiwać magią i ufać ludziom - a skaa, zgodnie z planem Kelsiera, przygotowują się do rebelii. W świecie, który chcą przywrócić, nikomu nie wolno zmuszać innych do pracy, rośliny są zielone, nie brunatne, a słońce świeci złotem, a nie ponurą czerwienią.
Bezczasowy świat "Z mgły zrodzonego" ma swój urok - brak szczegółowych wzmianek o kulturze opisywanych czasów pozwala autorowi skoncentrować się na kulturze przeszłości i samej magii, dwóch głównych czynnikach budujących nastrój. Wiara Kelsiera w świat pełen zieleni, w którym rosną prawdziwe kwiaty, pozbawia "bezpłodność" krainy wymiaru symbolicznego i zbliża czytelnika do bohaterów, tęskniących za zmianą, w której możliwość nie do końca wierzą. Podobnie brak wiadomości o religii wyznawanej przez przerażających Inkwizytorów pozbawia jej realności, sprawiając, że kojarzy się wyłącznie z władzą Imperatora i nie jest pojmowana ani przez bohaterów, ani przez czytelnika jako autentyczna wiara, konkurencyjna dla tych, o których opowiada Sazed.
Jakkolwiek akcja rozgrywa się na dużej przestrzeni, a w wydarzenia wmieszanych jest wielu ludzi, powieść cierpi miejscami na te same dolegliwości, co "Elantris" tego samego autora: bohaterowie wydają się być nieliczni, a wszystkie poboczne wątki łączą się z pierwszym zbyt szybko, żeby historia zdążyła się skomplikować, co mogłoby uczynić ją ciekawszą. Przy lekturze można mieć wrażenie, że bohaterom wszystko idzie jakby zbyt łatwo - jeśli wywołanie wojny rodów w stolicy jest tak proste, dlaczego dzieje się to aż tak rzadko, zważywszy, że na pewno nie zabrakłoby szlachciców, którzy chętnie wynajęliby zdolnych Mglistych, by pognębić znienawidzonego sąsiada czy konkurenta? Styl rozmów i charakterystyki poszczególnych postaci z pewnością są lepsze niż w poprzedniej powieści Sandersona; pojawiają się, choć nielicznie, zabawne filozoficzne uwagi Hama ("Czym są pieniądze? Fizyczna interpretacja abstrakcyjnej idei wysiłku."), bohaterowie wzbudzają autentyczną niechęć lub sympatię. Jakkolwiek zakończenie nie różni się zbytnio od tego, które można przewidzieć przekroczywszy prolog, książka do końca trzyma w napięciu. Co prawda, za historią opowiedzianą w "Z mgły zrodzonym" nic się nie kryje - Vin, której autor przypisał niezbędną rolę Bohatera Przechodzącego Przemianę, odkrywa kilka prawd ważnych dla niej, ale nie dotyczy to czytelnika, który zamyka książkę bez głębszej refleksji. Jest to pewna wada - ale, ostatecznie, pisanki-wydmuszki reprezentują dla amatorów wartość inną niż odżywcza.
Oś fabuły "Z mgły zrodzonego" stanowi system magii - autor przyznaje, że lubi systematyzować zasady rządzące magią w jego książkach i reguły są dość nietypowe: na użycie magii pozwala umiejętność "spalania" połkniętych kawałków specjalnie przygotowanego metalu: złota, cyny, miedzi, cynku, mosiądzu, żelaza, stali, ołowiu czy rzadkiego, bardzo cennego atium; każdy z nich uwalnia inne umiejętności magiczne. Opanowanie posługiwania się nimi wymaga zdobycia pewnej wiedzy o równowadze, która wynika z ich wykorzystywania, i zdania sobie sprawy z istnienia dość oczywistych, ale dokuczliwych skutków użycia każdego z metali. Jeszcze ciekawszy jest pomysł Opiekunów-Feruchemików - ludzi podróżujących po świecie, by w magiczny sposób zapamiętywać całą wiedzę, która przetrwała sprzed czasów Wstąpienia, kiedy Ostatni Imperator doszedł do władzy; szczegóły dotyczące religii, mitologii, nauki, sztuki i kultury podróżują przez czas w ich wspomaganych artefaktami umysłach, by kiedyś stać się częścią nowego świata. Zręczne powiązanie systemu magii z siecią zależności społecznych w Imperium pozwoliło na wprowadzenie do fabuły kilku nietypowych konfliktów; może tylko warto by poświęcić nieco więcej miejsca na opis rozwiązania tych problemów w nowym społeczeństwie, w którym szlachta i pozbawieni magicznych umiejętności skaa mają zgodnie współpracować dla wspólnego dobra.
"Z mgły zrodzony", mimo nieco banalnej fabuły, nie jest nudny. Autor wprowadza stare motywy i archetypy tak, że nabierają nowego życia i nie irytują długością literackiego rodowodu - dzięki nastrojowi przenikającemu książkę nie odczuwa się jej braków - na pewno zaś druga powieść Sandersona stanowi wyraźny postęp w stosunku do "Elantris". Pozostaje czekać na zapowiadane przez autora kolejne części "Z mgły zrodzonego", zamierzonego jako trylogia, by dowiedzieć się, co będzie dalej - nie tylko z wkraczającą w życie Vin.
Tytuł: „Z mgły zrodzony”
Autor: Brandon Sanderson
Wydawnictwo: Mag
Rok wydania: 2008
Przekład: Aleksandra Jagiełowicz
Ilość stron: 624
Oprawa: miękka
Format: 135x205
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...