Recenzja książki "Ustrój świata" t.2 Neala Stephensona
Dodane: 26-07-2008 18:50 ()
Drugi tom "Ustroju świata" nie zaskoczy czytelników pierwszej części: jest do niej bardzo podobny, to znaczy zawiera sporo informacji o siedemnastowiecznej historii, nie nazbyt jaskrawe elementy fantastyczne i typ akcji kojarzący się z powieściami Dumasa, a wszystko to wymieszane we właściwych proporcjach - tak, że książkę czyta się świetnie, jeśli ktoś nie pogubił się jeszcze w labiryncie losów uczonych, awanturników i arystokratów, których Stephenson uczynił swymi bohaterami. A łatwo jest się w nim pogubić, bo powikłane intrygi, stanowiące oś fabuły, są tylko maleńkim skrawkiem barokowej panoramy - co daje się odczuć przy lekturze. Charakterystyczna dla Stephensona umiejętność robienia fantastyki z czegoś, co zupełnie się z nią nie kojarzy, nie zawiodła i tym razem, zabarwiając losy Waterhouse'a i jego znajomych księżniczek kolorytem baśni, nietypowej jak ta otwierająca książkę, opowiedziana przez Karolinę.
Zofia niespodziewanie umiera, co powoduje przetasowanie kart w polityce europejskiej i całkowicie zmienia życie Karoliny, która, zostając księżną Walii, znacząco zbliża się do tronu angielskiego; w związku z tym jej życiu zaczyna grozić niebezpieczeństwo i nie może już poświęcać całej uwagi romansowi z synem Elizy, Johannem von Hacklheber. Daniel Waterhouse próbuje ją namówić do inwestycji w akcje Właścicieli Maszyny Dźwigającej Wodę za Pomocą Ognia, co pozwoliłoby posunąć naprzód prace związane z uruchomieniem Maszyny Logicznej. Sir Isaac Newton zostaje brutalnie oderwany od swoich zagadek alchemicznych przez poważne problemy związane z fałszerstwem monet, za których jakość jest osobiście odpowiedzialny - a Towarzystwo Królewskie, chcąc ocalić mu skórę, zaczyna, wbrew swym szczytnym hasłom, zajmować się czymś bardzo słabo związanym z nauką, a za to bardzo z miejską przestępczością. W Anglii pojawiają się wysoko postawione osoby z zagranicy, a los stawia je przed trudnym zadaniem pojęcia sławnej angielskiej logiki. Akcja toczy się w szybkim tempie, a czytelnik, jak zwykle u Stephensona, przy tej okazji poznaje epokę od podszewki, odwiedzając wraz z bohaterami starożytną świątynię Mitry, więzienie dla kobiet i złodziejską gospodę. Jak przystało na zakończenie cyklu, dochodzi do niespodziewanych spotkań po latach, decydujących pojedynków i przynajmniej wstępnego zażegnania sporów.
Jeśli chodzi o styl, w zasadzie wszystko, co można powiedzieć o pierwszym tomie, tyczy się także drugiego; jeśli chodzi o różnice, w drugim jest nieco mniej dłużyzn, może dlatego, że autor w książce o tej samej objętości zmieścił tu więcej akcji: kiedy uczeni z brytyjskiego Towarzystwa Królewskiego z sal obrad przenoszą się do spelunki, a księżna Walii bierze udział w pościgu, trudno spodziewać się szczegółowych opisów architektonicznych. Dialogi, jak zwykle, są pełne niuansów, a zawiłe intrygi nie nużą – tak, że warto zadać sobie trud uważnego śledzenia losów wszystkich postaci, by natknąć się na starych znajomych w zupełnie dla nich nowych sytuacjach. Historia jest podkolorowana umiejętnie, a mimo niespodziewanych obrotów wydarzeń czytelnik nie czuje podczas lektury obecności ducha autora za machiną opowieści - taki po prostu jest ten zwariowany świat, w którym bezustannie mieszają się nauka, magia, wojna i polityka.
Filozofia, o której w cyklu barokowym wiele się mówi, ale która najczęściej ustępuje miejsca w opowieści potyczkom, gonitwom i dworskim konwersacjom, nadal nie wychodzi na pierwszy plan, ale staje się przedmiotem coraz większej ilości wzmianek. Napisać powieść, w której istotną rolę odgrywa magia, ale w której pozytywni bohaterowie bronią racjonalizmu, to zadanie niełatwe, przy którym łatwo popaść w sztuczność, mnożąc anachronicznych bohaterów. Stephensonowi udaje się doskonale wybrnąć z tego paradoksu - a kiedy musi, co zdarza się w niektórych miejscach książki, opowiedzieć się po jednej ze stron tej sprzeczności, bez żalu poświęca image jednych bohaterów dla dobra drugich, sugerując między wersami przyszłe rozwiązania niektórych wątków, jak wtedy, gdy Leibniz drwi delikatnie z pochłaniającej Newtona alchemii. Prócz kilku dość papierowych fanatyków, wszystkie postacie wyznają swoje poglądy z przekonaniem i umieją je uzasadnić, tworząc wiarygodny portret zbiorowy siedemnastowiecznych warstw wyższych - nie jest więc od początku oczywiste, kto ma rację. Czasem, szczególnie gdy mowa w książce o religii i sztuce, można odnieść wrażenie, że autor nie do końca lubi opisywaną przez siebie epokę, ale sprawia to, że główni bohaterowie, stojący w opozycji wobec dominujących nurtów, nabierają życia i barw.
"Ustrój świata" to ciekawy mariaż fantastyki z powieścią płaszcza i szpady; choć może w przypadku tej opowieści celniejsze byłoby określenie "powieść płaszcza, szpady i cyrkla", także dlatego, że to, o czym otwarcie mówi się tu niewiele, ale co wciąż majaczy w tle i kładzie się cieniem na wydarzeniach - myśl ludzka - bezustannie i nieodwracalnie zmienia tu świat rękami poważnych uczonych i niezrównoważonych alchemików. To również opowiedziana z nutą ironii o ludziach przerastających swoją epokę, ale napisana tak, że pozostają oni wewnątrz niej, nie burząc spójnego obrazu świata, który za przedmiot swej głośnej jeszcze przed wydaniem książki obrał Newton.
Tytuł: „Ustrój świata” t.2
Tytuł oryginału: „System of the World”
Autor: Neal Stephenson
Przekład: Wojciech Szypuła
Wydawnictwo: Mag
Rok wydania: 2008
Oprawa: miękka
Liczba stron: 352
Format: 135x205
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...