Recenzja książki "Ragnarok 1940, t.2" Marcina Mortki
Dodane: 13-07-2008 15:38 ()
Parafrazując wstęp do recenzji pierwszego tomu „Ragnaroku 1940" mógłbym napisać, że jest gorący sierpniowy poranek, a ja siedzę przed monitorem i w pocie czoła piszę kolejny tekst dla redakcji. Jestem jednak świadomy, że mało kogo to interesuje, a i z prawdą mija się dość odlegle, zatem bez zbędnych celebracji przystępuję do przelewania „na papier" spostrzeżeń dotyczących tomu drugiego. Na wstępie muszę jednak zaznaczyć, że księgi te stanowią nierozerwalną całość, więc moje uwagi często będą odnosić się nie tylko do aktualnie recenzowanej książki, lecz także do jej poprzedniczki.
W dobrym tonie leży napisać coś o fabule książki, niemniej jest to dość skomplikowana kwestia, zważywszy na przedstawione okoliczności. Przyjrzymy się więc losom Jeremy'ego Baldwina po powrocie z Republiki Irlandzkiej, nie wdając się zbytnio w szczegóły jego przeszłych dziejów. W drugi tomie „Ragnaroku 1940" Baldwin zmuszony jest stawić czoła wyjątkowo mało komfortowej dla niego sytuacji. Jest załamany przeżytym zawodem miłosnym, prześladują go katastroficzne wizje, a na domiar złego wywiad Vinlandii powierza mu misję przekazania dowództwu MI-5 zaszyfrowanych planów operacyjnych armii Braterstwa Normańskiego, i to w przededniu inwazji na Wielką Brytanię. Nie mogąc uciec na południe kraju, Jeremy staje się świadkiem pierwszego nalotu Normanów na Edynburg i błyskawicznej pacyfikacji miasta. Zaczyna docierać do niego, ze jest jedynym człowiekiem zdolnym zatrzymać zagładę. Przystępuje do wyścigu, którego stawką jest przyszłość ojczyzny i całej chrześcijańskiej Europy.
Czytając powyższy skrót fabuły można pomyśleć, że do tej pory nieco ślamazarny Baldwin staje się kimś w rodzaju superbohatera, który ratuje świat przed zagładą. Nic bardziej błędnego... Angielskiemu dziennikarzowi bardzo daleko do Jamesa Bonda. Jeremy z rozdziału na rozdział staje się coraz bardziej marudny, wręcz nieznośny, każda jego decyzja jest gorsza od poprzedniej, a jego sukcesy okupione bywają śmiercią różnych sprzyjających mu osób. Mimo wyraźnie samobójczych działań, dzięki szczęściu i niekiedy boskiej interwencji udaje mu się wypełniać nałożone nań obowiązki. Nie mam jednak wątpliwości, że mało który czytelnik znajdzie dla Baldwina szacunek i zrozumienie. Mortka w niesamowity sposób zaprezentował nam bohatera, którego z każdą następną stroną mamy coraz bardziej dość, a jednocześnie z litości życzymy mu powodzenia.
W związku z tym tom drugi stałby się zupełnie niestrawny, gdybyśmy przez pięćset stron musieli przyglądać się poczynaniom „największej porażki rekrutacyjnej MI-5". Dla przeciwwagi autor pokazuje nam przemyślną intrygę pierwszej w dziejach kobiety pełniącej urząd prezydenta Vinlandii - Vigdis Hammundottir, osoby, która stara się powstrzymać szaleństwo Braterstwa i jednocześnie zyskać jak najwięcej dla swojego kraju. Trzeba przyznać, że czyni to używając wszystkich dostępnych jej środków, nie wahając się przy tym poświęcić własną godność i uwieść konunga Valgrima. Ale nawet romans z podstarzałym królem Nordveghru nie sprawia, że nasza sympatia dla tej postaci maleje. Jej wdzięk oraz niepospolity intelekt czynią ją paradoksalnie najjaśniej błyszczącą gwiazdą na scenie wojennego teatru.
Towarzysząc tej dwójce bohaterów, jak również wielu innym, mamy bardzo szeroki przegląd sytuacji, co wprawdzie pozwala nieco wyprzedzać wyobraźnią fabułę, lecz nie odkrywa wszystkich jej tajników i tym samym nie psuje w żaden sposób przyjemności płynącej z czytania. Dodając jeszcze jeden komentarz do warstwy fabularnej, chciałbym zwrócić uwagę na jej wszechobecną logikę. Wyjątkowo mało jest tu rozwiązań niedorzecznych, nie dających się wyprowadzić z wcześniejszych wydarzeń. Wydaje mi się, że autor znalazł tutaj złoty środek i z całą pewnością należą mu się za to słowa uznania.
Swoistą ironią losu jest fakt, że w tym miejscu muszę odeprzeć zarzuty, które postawiłem Marcinowi Mortce w recenzji pierwszego tomu „Ragnaroku 1940". Mianowicie wytknąłem autorowi, że słabszym punktem opowieści jest jej strona historyczna, niezbyt precyzyjnie uzasadniająca obraz świata latach trzydziestych i czterdziestych dwudziestego wieku. W trakcie lektury znalazłem niezwykle zręczne rozwiązanie tego problemu, opisane w kilku zdaniach i definitywnie ucinające moje wątpliwości. Autor podparł się tutaj nordycką wiarą w celowość świata i zmiany w dziejach uzasadnił natchnionymi wizjami, które bogowie Asgardu zsyłali kolejnym władcom państw Braterstwa i tym samym podpowiadali im co należy zrobić, by uniknąć takich wydarzeń jak hegemonia Napoleona w Europie, rewolucja w Cesarstwie Rosyjskim czy narodziny narodowego socjalizmu w Niemczech, a zapewne także wielu innych w przeszłości. Tak potężna wiedza pozwoliła Normanom uzyskać dominującą pozycję w Europie, lecz nawet bogowie Asgardu nie mogą zmienić losów świata tak, by wykreślić z niego Boga-ofiarę, zwłaszcza jeśli nie ma wśród nich jednomyślności. Widać więc wyraźnie, że operacja Ragnarok, mająca być przedsmakiem mitycznej walki bogów i olbrzymów, nie mogła się udać, bo wtedy być może uniemożliwiłoby to nadejście prawdziwego Ragnaroku. Tych wszystkim, których nie przekonuje to tłumaczenie, odsyłam do skandynawskiej mitologii.
Na koniec chciałbym wyrazić zadowolenie z kilku elementów, które Marcin Mortka zawarł na kartach obu tomów, a które zasługują na wyszczególnienie. Mam na myśli przede wszystkim misternie skonstruowaną przestrzeń kulturową powieści, dającą doskonałe wyobrażenie o świecie przedstawionym i zarazem wprowadzającą niekiedy sporo humoru. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu dla autora za scenę spotkania Baldwina z Tolkienem czy wymyślenie wyśmienitego hasła islandzkich pacyfistów - „Z jednym okiem łatwiej wdepnąć w gówno". Akcentem o zabarwieniu humorystycznym jest także nawiązanie w kilku miejscach do jakby żywcem wyjętej z XVIII wieku Rzeczpospolitej Polskiej czy obnażenie słabości militarnej Francuzów, bądź co bądź związanych z Wielką Brytanią „serdecznym porozumieniem". W ogóle mnogość fragmentów wystąpień polityków, cytatów z książek czy komunikatów prasowych pozwala czytelnikowi poczuć tę niesamowitą atmosferę alternatywnego świata, jednocześnie wydobywając zeń te elementy, które przecież tak dobrze znamy. Pozwala to nieco inaczej spojrzeć na historię naszego kontynentu oraz bardzo pomaga uruchomić wyobraźnię i pobawić się w zgadywanie „co by było, gdyby...".
Gdybym miał szczególnie polecić „Ragnarok 1940" wybranej grupie czytelników, prawdopodobnie nie dałbym rady takowej grupy wyselekcjonować. Z szacunkiem przyznaję, że książka jest po prostu świetnie napisana i każdy miłośnik literatury powinien się z nią zapoznać. Do czego z pełnym zaangażowaniem zachęcam.
Tytuł: Ragnarok 1940, t.2
Autor: Marcin Mortka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: luty 2008
ISBN-13: 978-83-60505-82-3
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka
Zobacz też: Recenzja pierwszego tomu Ragnarok 1940
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...