Turok - recenzja

Autor: Paweł "Ivan" Iwanowicz Redaktor: Ivan aka Immortal

Dodane: 30-06-2008 21:01 ()


Korekta: Motyl

 

            „Turok" to strasznie nierówna gra - z jednej strony jest przepełniona rozwiązaniami, które skutecznie umilają rozgrywkę, za to z drugiej strony zawiera kilka niedociągnięć, które potrafią zniechęcić. Ci, którzy dużo się po tej produkcji spodziewali, mogą się nieco zawieść.

 

            Najnowsza odsłona przygód Indianina w świecie dinozaurów nie ma nic wspólnego (oprócz dinozaurów) z poprzednimi częściami. Mamy tu do czynienia z całą historią opowiedzianą od nowa. Jako Joseph Turok, były członek oddziału najemników o nazwie Wolfpack, przyjdzie nam się zmierzyć ze swoimi dawnymi towarzyszami broni w drodze do unieszkodliwienia „tego złego, co za wszystkie sznurki pociąga" - Kane'a (swoją drogą, w ostatnich czasach strasznie popularne imię dla czarnych charakterów). Wszystko ma początek na kosmicznym wahadłowcu, który transportuje nas wraz z kompanią Whiskey. Zadaniem oddziału jest unieszkodliwienie dawnej grupy Turoka i złapanie Kane'a. Gracz jako Turok spotyka się na początku z dość dużą niechęcią ze strony kompanów, toteż na ich szacunek trzeba będzie zapracować - zadania tego nie ułatwia fakt, iż w chwilę po rozpoczęciu gry wahadłowiec zostaje zestrzelony, a cały oddział rozrzucony wokół miejsca katastrofy. Od tego momentu nie tylko mamy do wykonania główną misję, ale także musimy odnaleźć towarzyszy przy okazji nie dając się zjeść przerośniętym jaszczurkom, które zamieszkują planetę.

 

            Tutaj twórcom należą się wielkie brawa za modele dinozaurów - gady wyglądają naprawdę groźnie, a walki z nimi do najłatwiejszych nie należą.  Relikty prehistorii są już praktycznie znakiem rozpoznawczym serii, toteż nie dziwi fakt, że akurat ten element rozgrywki został najbardziej dopracowany. Na ciele dinozaurów pojawiają się rany po kulach (i dodatkowo także fontanna krwi), natomiast ciosy kończące głównego bohatera, z wykorzystaniem np. noża, robią niesamowite wrażenie. No właśnie, to że dinusiowi wpadliśmy w paszczę jeszcze nie oznacza, że czeka nas niechybna śmierć. W takim wypadku mamy zwykle do czynienia z czymś, co się przyjęło określać mianem QTE - Quick Time Events („szybkoczasowe wydarzenia") - na ekranie wyświetla się kombinacja klawiszy, jaką mamy jak najszybciej naciskać (może to być np. na przemian prawy i lewy przycisk myszy, lub jakiś inny znak z klawiatury).  Jeżeli wszystko się powiedzie, jesteśmy raczeni krótkim filmikiem, w którym nasz bohater albo wbija nóż w gardło gadziny albo (w wypadku mniejszych przeciwników) łamie jej kręgosłup na kolanie. Ogólnie rzecz ujmując, cała gra jest zrobiona w sposób bardzo filmowy - wszystkie ujęcia kamer, retrospekcje oraz nagłe zwroty akcji dodają tej produkcji dynamizmu.

 

            „Turok" działa na trzeciej generacji silnika Unreal Engine, co jest zauważalne szczególnie w modelach postaci. Warto zwrócić uwagę na mimikę twarzy - jest zrobiona naprawdę świetnie i dokładnie obrazuje poszczególne emocje postaci (najbardziej jest to widoczne w pierwszych minutach gry, na statku). Niestety o ile modele oraz wygląd postaci jak i dinozaurów stoi na wysokim poziomie, nie można już tego samego powiedzieć o etapach. Tekstury podłoża jak i skał czy drzew dość często są w niskiej rozdzielczości - na tle całej reszty prezentują się po prostu brzydko (gra była testowana na komputerze znacznie przewyższającym jej zalecane wymagania sprzętowe).  Jest to o tyle dziwne, że już np. wnętrze statku czy budynków wygląda przyzwoicie - najwidoczniej Unreal Engine nie radzi sobie chyba najlepiej z zalesionym terenem. Sama konstrukcja map także momentami pozostawia wiele do życzenia - „schodki" utworzone z coraz niższych warstw podłoża są strasznie kanciaste i nienaturalne, przez co nie raz odnosiłem wrażenie, że nie jest to produkcja z 2008 roku, ale z początku 2001. Czasami także zdarzy się błąd z wyświetleniem jakiegoś elementu na mapie (ot, choćby liana, po której mamy się wspiąć została po załadowaniu planszy umieszczona za daleko od krawędzi skały), co najczęściej kończy się ponownym wczytaniem. Niestety gra nie umożliwia zapisu w dowolnym momencie - jesteśmy skazani na checkpointy, które są rozmieszczone dość nierównomiernie. Raz cofniemy się tylko o kawałek, innym razem o dość dużą część etapu. Problem stwarzają także niekiedy skrypty, ponieważ całość jest zrealizowana w sposób dość filmowy, takie rozwiązanie w tym wypadku jest jedynym możliwym.  Niestety zdarza się, że jakiś skrypt zaskoczy za późno, co powoduje niekiedy dość dziwne sytuacje. Wszystko to wieńczy fakt, że wczytanie kolejnego poziomu czy zapisanego stanu gry jest strasznie długie - spokojnie można wyjść z pokoju, zrobić kanapkę, wrócić i jeszcze będzie czas, aby tę kanapkę zjeść.

 

            Na szczęście jednak część z tych niedogodności znika w trybie multiplayer. Ponieważ rozgrywka dla jednego gracza zajmuje około 12 godzin, opcja gry wieloosobowej jest w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem dla tych, którym świat Turoka przypadł do gustu.  W rozgrywce sieciowej mamy sześć różnych trybów do wyboru: Deathmatch, Team Deathmatch, Capture the Flag, Assault Capture the Flag, Wargames (polega na wykonywaniu konkretnych zadań przypisanych do każdej z map - rzecz jasna w rozgrywkach pojawiają się dinozaury) oraz Co-op, który umożliwia maksymalnie czterem graczom przejście trzech, specjalnie stworzonych misji (każda z nich to około 30 minut gry).

 

            Komputerowa wersja „Turoka" to port z konsol i niestety to widać. Trzy miesiące dodatkowego czasu nie wprowadziły praktycznie nic nowego, a gra nie została do końca przystosowana do specyficznej formy PieCów. Mimo wszystko, produkt panów ze studia Propaganda Games to kawał całkiem dobrej rozgrywki - chociaż cena 99 złotych wydaje się być w tym wypadku nieco za wysoka. Nie jest to żaden hit ani objawienie roku, toteż można poczekać, aż cena gry spadnie.

 

Moja ocena: 7/10


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...