KresKon 2008 - relacja

Autor: Marcin "Indiana" Waciński Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 25-06-2008 10:03 ()


Na mapie konwentowej Tomaszów Lubelski funkcjonuje już od 2006 roku za sprawą kameralnych konwentów zwanych Kreskonami. Na tegoroczna edycje imprezy udaliśmy się czteroosobową ekipą, pilotowani przez niezawodnego Spidera. Oprócz niego byli jeszcze Michał ”Misiek” Karzyński, Krzysztof „Krzyś-Mis” Księski oraz piszący tę relacje.

Konwent umiejscowiono w starym gmachu, mieszczącym liceum im. Bartosza Głowackiego. Budynek jako żywo przypominał szkolę, która przez kilka lat gościła lubelskie Falkony. Ciemne, wysokie korytarze, półokrągłe okna oraz trochę zakamarków nadawały kresowemu spotkaniu fantastów specyficznego klimatu.

Po zaokrętowaniu się na miejscu, szybko znaleźliśmy niedużą salę sypialną i udaliśmy się na różne punkty programu. Największym zainteresowaniem, co można było łatwo wywnioskować z frekwencji, cieszył się na początku konkurs wędrowyczowski. Potem uczestnicy rozeszli się, aby korzystać z sali prelekcyjnej, konkursowej, a także z games roomu. W piątkowy wieczór również Krzyś - Miś miał swój punkt programu „Fantastyczne polecanki”. Niestety, nic nie wiadomo o tym, by serwował jakieś cukierki. A o zawsze obecnych słodyczach na jego punktach programu chodzą już legendy.

 Należy tutaj wspomnieć, że konwent dzielił się na bloki: rpg, prelekcji popularnonaukowych oraz blok konkursów. Trochę wbrew oczekiwaniom organizatorów, frekwencję popsuła sesja egzaminacyjna na uczelniach, jak również konkurencyjne Dni Tomaszowa, dlatego bawiliśmy się w małej, kameralnej atmosferze.

W green roomie, zwanym także „jedz roomem”, można było przy zielonym stoliku pokrzepić się kawa bądź herbatą, tudzież coś zjeść. Nieopodal znajdował się games room, jednak wybór dostępnych gier był niezbyt duży, chociaż chętni na pewno znaleźli coś dla siebie.

Ciekawym akcentem były na pewno dwie figury ustawione naprzeciwko stolika akredytacji. Jedna przedstawiała typowego kosmitę „Szaraka”, druga Jar Jar Binksa z I epizodu „Gwiezdnych Wojen”. Dekoracje tego rodzaju nieczęsto spotyka się na dużo większych konwentach. Tymczasem organizatorzy zadbali, aby figury stanęły w piątek po południu i witały przychodzących aż do końca konwentu. Niby drobiazg, ale jednak ważny w budowaniu odpowiedniej atmosfery. Jeśli zaś chodzi o drobiazgi bardziej przyziemne, to worków na śmieci nie brakowało i nikt nie mógł się uskarżać na nieporządek. Obsługa radziła sobie z jego utrzymaniem całkiem sprawnie.

Sale sypialne ulokowano na I piętrze, punkty programu odbywały się na parterze, dzięki czemu nikt nikomu nie przeszkadzał. Pokazy ASG i bractwa rycerskiego odbywały się przed szkołą.

Drugiego dnia, czyli w sobotę o 10.00 rano, odbyły się: odczytanie felietonu Andrzeja Pilipiuka, jaki specjalnie przygotował on na konwent oraz spotkanie z portalem „Paradoks”. Równolegle trwał konkurs starwarsowy, na którym Spider i ja zajęliśmy odpowiednio pierwsze i drugie miejsce.

Ciepły dzień nie dawał się zbytnio we znaki w chłodnych murach, zza okna dobiegały dźwięki muzyki z imprez towarzyszących Dniom Tomaszowa. W takiej scenerii trwała zainicjowana przeze mnie dyskusja o zakonie Jedi. Większość uczestników konwentu siedziała jednak na konkurencyjnym konkursie RPG, dlatego nie bardzo miałem się z kim kłócić.

Po południu zrezygnowałem ze spaceru do centrum i zjadłem na miejscu obiad dowieziony przez jedną z firm oferujących m.in. pizzę. Ja jednak zjadłem bardzo smaczne danie z kurczaka; pozazdrościć należy takiej firmy cateringowej, bo aż chciałoby się tak smacznie i niedrogo jadać na każdym konwencie.

Około 18.00 rozpoczęło się forum Ściany Wschodniej z udziałem przedstawicieli środowisk z Lublina, Zamościa, Hrubieszowa, Jarosławia, byli też obecni gospodarze w postaci m.in. koordynatora Kreskonu. Poruszono głównie kwestie terminów konwentów, w tym nowej imprezy w Jarosławiu. Kwestie natury organizacyjnej i działalność klubów zostawmy jednak na boku, bowiem warto wspomnieć, co się jeszcze tego dnia odbywało. Wśród ciekawszych, jak myślę, wymienić warto gawędę Michała „Miska” Karzyńskiego „Fandom z czym to się je?” oraz prelekcję o broni białej Wiktora „Bodnara” Łyżwy. Nie wiem, czy pierwszy z wymienionych prelegentów określił jak lepiej jeść ów tytułowy fandom - z musztardą czy, wzorem bohaterów Pratchetta, z ketchupem. Wybrałem bowiem prelekcję o broni białej. Mimo niedostatków sprzętowych, czyli braku eksponatów prowadzący, posługując się tablicami, dość przejrzyście opowiedział o ewolucji miecza w Europie, znalazł nawet czas na dłuższą dygresję o mieczach japońskich, w tym także tych, produkowanych masowo na potrzeby armii japońskiej podczas ostatniej wojny.

Wieczorem, zgodnie ze zwyczajem, jaki funkcjonuje od początku spotkań fantastów w Tomaszowie, udaliśmy się drogą przez przepiękne lasy do Siwej Doliny. Tam, na stoku wzgórza porośniętego lasem, rozpalono ognisko. Uczestnicy konwentu, organizatorzy i ich przyjaciele bawili się przy ogniu aż do całkowitego zniszczenia zapasów jadła i napitku, tudzież zimna, jakie niektórym zaczęło doskwierać. Jako jeden z  niewielu, odziany ledwie  w krótkie spodnie, patrzyłem na to ze zdziwieniem, bo powinienem być najbardziej zamarzniętym. Z racji późnej pory, bo dochodziła już druga w nocy, wróciliśmy na teren szkoły. Na wytrwałych czekały jeszcze gry planszowe w games roomie.

W niedziele udałem się na prelekcję o mitologii Skandynawów, prowadzoną przez członka jednego ze stowarzyszeń odtwarzających życie prawdziwych wikingów. Potem był niesamowity konkurs budowy transformersów z kartonowych pudełek. Trzeba przyznać, że uczestnicy bardzo dowcipnie i ciekawie wykorzystali materiały, tworząc konstrukcje skrywające prawie całego uczestnika. Równolegle trwały pokazywanki, konkurs filmowy i prelekcja o początkach anime. Około czternastej pożegnaliśmy piękne, zielone miasto Tomaszów i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

Poza jedną prelekcją, jaka wypadła z programu, większych zmian nie było. Szkoda, że niezbyt fortunna pora spowodowała, iż frekwencja na konwencie nie była zbyt wielka, wielu chętnych nie mogło po prostu przybyć. Sesja egzaminacyjna na studiach i Dni Tomaszowa okazały się jednak sporą przeszkodą. Jednak kameralna atmosfera sprzyjała zabawie i myślę, że konwenty w Tomaszowie na stałe wpiszą się w mapę spotkań fantastów w naszym regionie.

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...