Zabójca Maszyn/Łowca Mutantów - recenzja
Dodane: 18-09-2006 21:38 ()
Po długiej przerwie przyszedł czas na kolejny profesyjny dodatek do NS. „Długa” oznacza w tym przypadku 10 suplementów. Gladiator był drugi w serii, stąd łatwy rachunek pozwala wywnioskować, że książka do dzisiejszej recenzji opatrzona jest dwunastką. Książka łącząca dwie profesje – Łowcę Zabójców i Maszynę Mutantów... Ekhm, zresztą, macie w tytule, sami sobie literki poustawiajcie. Na pewno są dwie, co pokazuje elegancko przedzielona okładka z przyjemniaczkiem po każdej stronie. Ilustracje, skoro już przy tym jesteśmy, w całym dodatku prezentują dość różny, ale solidny poziom. Jedyne zarzuty mam do sprzętu, którego rysunki rażą banalną kreską. Szczytem jest tu ilustracja skafandra ochronnego, który z powodzeniem mogłaby stać się elementem pracy na konkurs „Zagrożenia zanieczyszczenia środowiska okiem dziecka”. Poza tymi felerami, pierwsze spojrzenie na suplement wypada nader pozytywnie. A następne?
Następne dotyczy oczywiście treści i obowiązek recenzenta każe mi ją teraz po kolei zaprezentować. ŁM/ZM składaja się z trzech części: Łowca Mutantów, Zabójca maszyn i almanach polowania na bestie (bez rozróżnienia na mechaniczne i organiczne). Pierwsze dwa omówię zbiorczo, bo są w stosunku do siebie w zasadzie analogiczne. Wstępnemu omówieniu celów, problematyki, przyczyn powstania i charakteru każdej z profesji służy rozdział pt. (w zależności od części): Ja, Łowca Mutantów i Ja, Zabójca Maszyn. I teraz mam okazję trochę pomarudzić. Teoretycznie to porządny kawałek materiału. Twórcy odrobili pracę domową. Dostajemy to, co powinniśmy dostać, by mieć pełny obraz omawianych profesji. W praktyce dość zróżnicowana problematycznie treść, staje się bardzo jednostronna (czy w zasadzie: „jednokolorowa”) przez narrację. Chojractwo, olewackie podejście do problemu i ton mentora „zamknij się, jak do ciebie mówię” - typowa dla tej serii wydawniczej Portalu. Nie w tym problem, że mnie ona irytuje. NS opiera się o taki sposób omawiania systemu i byłbym się chyba pochlastał jako fan i redaktor działu Neuroshimy, gdybym go nie trawił. Niestety pisanie tym stylem bez przerwy i na całej długości sprawia, że spłyca to bardzo zawartość. Bo w podręczniku mamy cztery kolory. Cztery (teoretycznie) są także i w tym dodatku, ale wszystkie omówione chromową formą, co daje niestety efekt odwrotny do zamierzonego. Co z tego, że w przypadku Łowcy poruszono kwestię płynnej granicy między normalnym człowiekiem a mutkiem do odstrzału, skoro narrator i tak pisze to tonem sugerującym, że ma wszystko, wliczając powyższy problem głęboko w […]? W efekcie problem został poruszony, ale jakby go nie było. Łowca Mutantów mógł dostać drugie, bardzo klimatyczne oblicze tragicznej (bo w słusznej sprawie przekraczającej granice morlaności) postaci, ale ideę zmarnowano. Tak samo marzy mi się wizja Zabójcy Maszyn jako tragicznego bohatera na posterunku, który wie, że przegra, ale mimo to walczy do końca. Tam rtęć, tu rdza aż czekały żeby je podjąć i świetnie rozwinąć. Po prostu chromowy materiał trochę się wyeksploatował i czytanie po raz kolejny zdań, zaczynających się od „znam takiego gościa […]”, „podobno gdzieś żyje taki kolo […]” jest momentami nudne. A tymczasem mamy chrom i jeszcze raz chrom plus stal nieśmiało wyglądającą zza pleców swojej bardziej faworyzowanej przez autorów siostry. I co muszę podkreślić: nie przeszkadza mi jej obecność, ale wszechobecna dominacja.
Z mechaniczną stronę zagadnienia odpowiada rozdział Z krwi i kości. Cecha z pochodzenia, dwie nowe profesje, sztuczki, formularz i choroby zawodowe. Wtórne. Brakuje mi jakiś mechanicznych innowacji, ot, przewagi pozwalające lepiej klepać wroga, w którego pacyfikacji się specjalizujemy. Nie wybija się, ale jednak nieco lepiej radzi sobie w tym temacie Zabójca, wyjąwszy Formularz, który w przypadku Łowcy prezentuje się nad wyraz sprawniej. Ciekawą rzeczą, o której nie wspomniałem, są Blizny. Takie dodające parę gambli i klimatu nieprzyjemne „pamiątki”, związane z wykonywanym zawodem. Nazwa jest nieco myląca, bo trafimy tu i na takie Blizny jak Koszmary senne czy Nieuważny, ale mimo wszystko in plus jeśli idzie o zawartość rozdziału.
Sprzęt, następny w spisie treści, ma problem identyczny co poprzednik – wtórność i brak oryginalności. Oczekiwałem tu czegoś, co nakręci moje wyobrażenie o zawartości plecaka i bagażnika tak Łowcy, jak Zabójcy, a przy tym da parę pomysłów co do sposobu podchodzenia wroga. Niestety, zawiodłem się. Chemikalia w postaci trucizn czy sterydów w arsenale ŁM robią dobre wrażenie i... to wszystko. Porażka. Opisanie Zasranych Stanów pod kątem poszczególnych zawodów, czyli Świat w pigułce, ani ziębi, ani grzeje. Opisy lokacji, przykładowe zlecenia i słynne osobistości „z branży” - rzemieślnicza robota. Może po burzy nastrojów towarzyszących poprzednim rozdziałom straciłem zapał do krytycznej oceny, tym niemniej nie jestem w stanie napisać o nim nic ani na plus, ani na minus. Więc na tym skończę.
Do tej pory krytykowałem dodatek, więc dla równowagi powinienem go teraz nieco pochwalić. Dlatego teraz na warsztat idzie ostatni dział dodatku: Sposoby na Molocha. Dostajemy niby niezbyt odkrywcze rzeczy, ale jednak po przeczytaniu tej części klaruje nam się od razu jasna wizja tego, jak taka robota wgląda. A dla MG: co zrobić by w czasie prowadzenia nie popaść w schemat: znajdujemy cel – bam! bam! – zgarniamy nagrodę ( i w przerwach szukamy kolejnego). Mamy tu kompletne informacje o „typowym dniu” myśliwego – techniki i metody polowania, przygotowanie, poszukiwanie zleceń, a nawet porady jak dorwać parę gambli fingując napad potwora czy maszyny. Styl, który przeszkadzał wcześniej w odbiorze, nie zmienia się ani na jotę. Ale myślę, że tu porady starego cwaniaka – weterana zawodu po prostu pasują. Liczy się treść i zawarte porady, które odczyta nawet ktoś, kto tego stylu (i tych dowcipów) nie lubi. Tymczasem w opisaniu profesji jako takiej potrzebna jest szersza perspektywa i ujęcie problemu także z pozycji gracza, czego mocno stylizowana narracja pierwszoosobowa nie umożliwia.
W posumowaniu będę musiał niestety powtórzyć opinię, którą wyraziłem w recenzji Bohatera^3 – dodatek jest niezły, momentami nawet bardzo dobry, ale wszystko pod warunkiem, że oczekujemy od tytułowych profesji klimatu krwawej jatki przerywanej dowcipnymi uwagami rodem z amerykańskich filmów sensacyjnych. Zawiera na pewno kawał porządnego „mięcha” dla graczy (choć średnio świeżego, jeśli idzie o oryginalność i nowe pomysły), jednak wszechobecna chromowa stylizacja sprawia wrażenie, że dostajemy mocno rozbuchaną jedną czwartą systemu.
Ocena: 3+/6
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...