"Iron Man" - recenzja druga

Autor: Paweł "Ivan" Iwanowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 14-05-2008 21:21 ()


Na początku wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy – żeby potem uniknąć nieporozumień i głupich oskarżeń. Poniższa recenzja jest tylko i wyłącznie MOIM zdaniem. To MOJA ocena filmu i jeżeli ktoś stwierdzi, że ten tekst nie jest obiektywny, to będzie miał cholernie dużą rację – recenzja z definicji ma nie być obiektywna, lecz subiektywna. Aha, a gdy usłyszę, że nie mam racji, ponieważ moja opinia nie jest zgodna z opinią danej osoby, wtedy daruję sobie wszystkie półśrodki i od razu sięgnę po starego, sprawdzonego kałacha – Zdrastwuj Wania.

Skoro formalności mamy już za sobą, pora przejść do rzeczy. Każdy, kto jeszcze nie był na „Iron Manie” powinien szybko nadrobić zaległości. Pirackie kopie filmu możecie sobie wsadzić w d...urszlak – to jest produkcja, którą TRZEBA obejrzeć na wielkim ekranie (i nie mówię tu o najnowszych telewizorach). Fani kina akcji będą zachwyceni, fani żelaznego człowieka usatysfakcjonowani, a fani szybkich ciepłych przekąsek, oni cóż, muszą iść gdzie indziej.

W pełni świadomy swoich słów stwierdzam, że „Iron Man” to najlepsza filmowa adaptacja komiksów Marvela, jaka do tej pory pojawiła się na ekranach kin. Rzecz jasna, nie obeszło się bez wad, ale o tym za chwilę. Tymczasem wypadałoby się zastanowić, czemu akurat tylko ten film trzyma poziom. Odpowiedź jest dość prosta – po raz pierwszy za scenariusz odpowiadają ludzie, którzy faktycznie mają styczność z uniwersum amerykańskiego potentata komiksowego. I to nie tylko jako odbiorcy, ale także jako twórcy. Oczywiście znajdą się tacy, którzy zakrzykną, że poprzednie filmy też były dobre (np. „X-Men”), ale to najgorsze pozostałości po cywilizacji, więc ich zdaniem przejmować się nie będziemy. Grunt, że w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i dopuścił prawdziwych znawców do robienia filmu, a nie jakieś karykatury scenarzystów. Dzięki temu „Iron Man” nie tylko trzyma odpowiedni poziom, ale także jest zgodny z duchem komiksów, chociaż tutaj można by dyskutować (o tym również za chwilę). Tak czy inaczej na ekranie oglądamy wspaniałe efekty specjalne, świetną grę aktorską oraz niesamowicie intensywne pojedynki. Najlepsze jest jednak to, że wszystko wygląda wiarygodnie – nie ma tu miejsca na jakieś niesamowite super ruchy a’la Spider-Man. Zbroja Iron Mana jest ciężka i tak też się zachowuje – chociaż kłóciłbym się odnośnie wytrzymałości jej pilota, gdy z impetem uderza o ziemię.

No i w ten sposób dochodzimy do wad filmu. Tony’ego Starka gra Robert Downey Jr. i jeżeli chodzi o grę aktorską, to nie można mu nic zarzucić – widać, że naprawdę wczuwa się w postać. Typowy kobieciarz, cwaniaczek i rozpieszczony bachor. Mam jedno „ale” – Downey jest zdecydowanie za stary do tej roli. Stark jest młodą postacią, natomiast aktor go grający wygląda jak księżyc bombardowany setkami meteorytów. Może kobiety lecą na zmarszczki, ale litości – są jednak pewne granice. Rzecz jasna to nie jedyna oznaka podeszłego wieku – kolejną jest brzuszek. Widok biegnącego Tony’ego Starka wraz z jego brzuszkiem z przodu przypomina mi pamiętną scenę ucieczki Lary Croft (jako aktorka - Angelina Jolie) w pierwszej części „Tomb Raidera” – a raczej pamiętny biust. Ale ok, widać to ja wyznaję inne standardy, a wszyscy pozostali mają rację. Wkurza także postać Rhodiego, który sprawia wrażenie gołowąsa, mającego jeszcze mleko pod nosem (aczkolwiek znajomy zapewnia, że to nie było mleko – nie wiem, nie wnikam). To ma być żołnierz? Jak tak dalej pójdzie, to amerykanie zaczną na wojnę wysyłać dziesięciolatków po przeszkoleniu ich w graniu w „America’s Army”.

Rzecz jasna, dla niektórych te „wady” mogą wydawać się błahostkami – mnie jednak, jako fana komiksu, rażą niepomiernie. Aczkolwiek to jeszcze nie koniec mojego narzekania. Najbardziej rozbroiła mnie końcówka filmu, gdzie nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać. Seans zbliża się ku końcowi, już zaczynam obmyślać w głowie, jaką film dostanie ode mnie ocenę, a tu nagle BACH – „Jestem Iron Manem”. Myślałem, że spadnę z fotela. Oczywiście pewna osoba przekonuje mnie, że w nowej serii komiksów Tony Stark faktycznie przyznaje się do bycia człowiekiem z żelaza – tutaj chylę czoło i mówię, że nowych komiksów nie czytałem, więc nie wiem. Mimo wszystko, bardzo mi się to nie podoba. Za to ocena spada o jeden punkt.

Natomiast kolejne pół punktu odejmuję za to, że gdy wróciłem do domu dowiedziałem się, że był jakiś ciąg dalszy po napisach końcowych. Kto do (i tutaj ciąg przekleństw, których niestety nie można opublikować) wymyślił dawanie dalszego ciągu po napisach? Wiadomo przecież, że wraz z końcem, światła w kinie się zapalają i wszyscy już się zbierają do wyjścia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie czekał pięciu minut, aby obejrzeć trzydzieści sekund końcówki filmu. Na szczęście można ją znaleźć w Internecie, więc krzywda została naprawiona, chociaż niesmak pozostał.

W ogólnym podsumowaniu „Iron Mana” można oceniać dwojako – dla tych, którzy z komiksem nie mają wiele wspólnego będzie to na pewno bardzo dobry film akcji, a dla tych, którzy marvelowską postać znają, będzie to dobrze nakręcona adaptacja. Tak czy inaczej, film ten warto zobaczyć.

Moja ocena: 8,5/10

 

Zobacz także:

 

Tytuł: "Iron Man"

Reżyseria: Jon Favreau

Scenariusz: Hawk Ostby, Arthur Marcum, Matthew Hollaway, Mark Fergus

Obsada:

  • Robert Downey Jr.
  • Gwyneth Paltrow
  • Terrence Howard
  • Jeff Bridges
  • Sahar Bibiyan
  • Bill Smitrovich
  • Jon Favreau
  • Samuel L. Jackson
  • Sayed Badreya
  • Leslie Bibb

Zdjęcia: Matthew Libatique

Muzyka: John Debney, Ramin Djawadi

Montaż: Dan Lebental

Kostiumy: Rebecca Bentjen, Laura Jean Shannon

Czas trwania: 125 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...