Relacja z ConStaru

Autor: Wesoła Magda Redaktor: Wesoła Magda

Dodane: 08-05-2008 18:53 ()


Redakcja: Maciej ,,Levir" Bandelak

 

 

Do wyjazdu na ConStar zachęciło mnie ogłoszenie, iż jest to ostatnia edycja tego konwentu. Na żadnym poprzednim ConStarze ani ConQueście nie byłam, więc chciałam się wybrać chociaż na jeden. Sprzyjająca była też data (weekend majowy), miejsce - Kraków oraz długość trwania konwentu - 4 dni. Impreza miała być ponadto utrzymana w ciekawej, bo superbohaterskiej konwencji. Wszystko to zachęciło mnie do wyjazdu, jednak jak się okazało konwent mnie nieco rozczarował.

Tydzień przed konwentem opublikowano w internecie program i mogłam się z nim zapoznać. Zdziwiło mnie, iż na tak dużym konwencie będą tylko 3 bloki programowe, jednak liczyłam, że w informatorze pojawi się więcej punktów programu. Niestety, nie pojawiły się żadne pokazy ani dodatkowe punkty. Wiele z nich trwało po dwie godziny, więc jeżeli kogoś nie interesował dany punkt, miał potem przez dwie godziny tylko dwa bloki do wyboru. Zdarzały się sytuacje, w których nie wiedziałam co wybrać, jednak były i takie w których nie miałam na co iść. Kiedyś trzeba było w końcu wyjść na obiad. Program rzeczywiście był w konwencji superbohaterskiej, jednak nie oznacza to, że był tylko dla fanów superbohaterów. Superbohaterskie były prelekcje o RPG, komiksie jak i filmie. Nie wykluczało to żadnej z fandomowych grup. Konkursy takie jak filmowy czy muzyczny wymagały wiedzy, jednak duża część wymagała po prostu dużego poczucia humoru. Jednym z najprzyjemniejszych na jakim byłam, były pokazywanki, w których trzeba było pokazać bohatera lub superbohatera. Zdarzały się sytuacje, w których uczestnik nie znał bohatera, jednak nie psuło to zabawy, gdyż prowadzący objaśniał pokazującemu postać w razie wątpliwości.

Games Room także nie zapewnił wielu atrakcji. Odbyły się tylko dwa turnieje, z czego jeden rozpoczął się z godzinnym, drugi z półgodzinnym opóźnieniem, bo trzeba było przyuczyć nowych graczy (do turniejów nie zgłosiło się wielu uczestników). Były to turnieje robione pod sponsora, którym był Egmont, a do wygrania była właśnie któraś z gier tj. Manila lub Niagara. Zabrakło też wielu popularnych gier takich jak Jungle Speed czy Jenga. Neuroshima Hex pojawiła się dopiero w piątek. Część z gier nie posiadała instrukcji, jednak obsługujący games room zawsze służyli pomocą. Nieco denerwujące było ortodoksyjne tępienie napojów i pożywienia w games roomie. Znajdował się on tuż obok barku i trzeba było siąść na ławeczce i zjeść nim weszło się do pomieszczenia.

Trzeba przyznać, iż osoby lubiące konkursy nie miały na co narzekać. Odbyło się sporo poważnych i nieco mniej poważnych konkursów, wszystkie gromadziły liczną publiczność. Nagrody były rzeczywiście takie jak organizatorzy zapowiadali - super. Uczestnik, któremu udało się coś wygrać otrzymywał mutageny - walutę konwentową, za którą mógł odebrać nagrody w konwentowym sklepiku. Miał on być otwarty 6 razy w ciągu konwentu, zaś dorzucane miały być do niego na bieżąco nagrody, jednak okazało się to tylko piękną teorią. W sobotę po południu nie znalazłam w sklepiku niczego satysfakcjonującego mnie, więc poczekałam do niedzieli, jednak przybyły tylko następne egzemplarze tych samych nagród. Żałowałam, że w sobotę nie wybrałam tych ,,lepszych”, których w niedzielę już nie było. Lista zawierająca spis nagród była niekompletna, więc nie można było na niej polegać. Ponadto nie wiadomo było kiedy ,,rzucone” zostaną nowe nagrody, co skutkowało tłumami koczujących konkursowiczów.

Narzekać nie można było z całą pewnością na ilość gier RPG oraz LARPów, których było aż siedem. Codziennie odbywały się sesje oraz LARPy i każdy, kto miał ochotę mógł wziąć w nich udział. W ostatniej chwili zwalniały się miejsca w sesjach i każdy chętny mógł coś dla siebie znaleźć. Ponadto sesje były dobrze oznaczone, a przejrzyste plakaty oraz opisy ,,kto jest kim” przy dyżurce ułatwiały wybór mistrza gry. Uczestnicy z którymi rozmawiałam bardzo chwalili poziom i jakość odbywających się gier.

Co do dyżurki - także mam wątpliwości. Na teren konwentu swobodnie można było wejść nie posiadając identyfikatora, co uważam za kompromitację, gdyż identyfikatory były naprawdę widoczne. Często przejście obok dyżurki uniemożliwiały tłumy ,,znajomych znajomych” oraz innych osób zajmujących i tak wąskie przejście między dyżurką a schodami. Akredytacja czynna była dopiero od godziny 10, co było chybionym pomysłem, gdyż sama byłam świadkiem sytuacji, w których osoby przybyłe o godzinie 8 czy 9 wędrowały po konwencie z torbami nie wiedząc co zrobić. Organizatorzy zarzekają się, iż uczestnicy mogli zgłosić swą obecność ochroniarzowi, jednak zabrakło o tym informacji w widocznym miejscu, np. na drzwiach czy na stoliku z akredytacją. W niedzielę wcale nie było akredytacji (wstęp był za darmo), jednak znów zabrakło informacji ,,Dziś wstęp za darmo” i uczestnicy szukali kogoś, komu mogą zapłacić.

Na pochwałę zasługują eleganckie identyfikatory. Są bardzo ładną pamiątką i wyróżniają się wśród innych. Eleganckie, sponsorowane przez AXN sci-fi smycze rozwiązywały problem pt. „gdzie powiesić identyfikator?”. Były zawsze widoczne, a każda grupa konwentowiczów (organizatorzy, uczestnicy, twórcy programu) posiadała inny rysunek. Program również został wykonany naprawdę dobrze. Przejrzysta tabelka pozwalała odnaleźć opisane dalej punkty programu. Ponadto w informatorze znalazła się obszerna informacja na temat odbywających się sesji RPG, LARPów, Gramy!, Quentina oraz Orient Expressu. Można w nim było także przeczytać 4 opowiadania.

Dobrym pomysłem okazało się urządzenie oficjalnego zakończenia w sobotę a zaraz potem wyjście na wspólne biesiadowanie do konwentowej knajpy. Na zakończeniu wręczone zostały nagrody zwycięzcom Gramy! oraz Quentina oraz usłyszeliśmy kilka słów od organizatorów. Bar Loch Ness okazał się przestronnym miejscem, które spokojnie pomieściło większość konwentowiczów, zaś znajdujący się w barze bilard wzbudził duże zainteresowanie. Około godziny 22 została puszczona bardziej ,,konwentowa” muzyka tj. metalowa i część uczestników ruszyła w pogo. Na tej imprezie konwentowicze mieli obiecywane dwie kegi piwa. To także okazało się piękne w teorii. Najpierw bloczki na piwo otrzymali znajomi organizatorów oraz twórcy programu. Gdy spytałam się wprost jednego z organizatorów o darmowe piwo nie dostałam żadnej informacji i zostałam zbyta. Na imprezie została ogłoszona radosna nowina - zaręczyły się 2 pary. Dostały one od organizatorów darmowe kupony na piwo. Ogólnie impreza minęła w radosnej atmosferze.

Do życzenia wiele też pozostawiał węzeł sanitarny. W czwartek nie było kranów w jednej z męskich toalet, pojawiły się dopiero po jakimś czasie. W drzwiach do ubikacji nie było szyb, co sprawiało, że część mężczyzn przychodziła do damskich toalet. W sobotę brakowało papieru toaletowego a od godziny 22 we wszystkich łazienkach brakowało światła (wysiadły korki?). Prysznic był tylko jeden na cały konwent i by poczekać mniej niż 15 minut trzeba się było zerwać naprawdę wcześnie, by potem nie czekać w kolejce godziny. Szkoła była przestronna, na korytarzach było wiele miejsca na gry RPG, planszowe czy karciane, chociaż udostępnionych sal było mało i w nocy był ścisk, jednak takie są uroki konwentu. Niewykorzystany pozostał spory szkolny dziedziniec, który wg mnie można było wykorzystać na pokazy. Szkoła położona była blisko dworca PKS i PKP a do rynku było 15 minut, więc z całą pewnością nie można było narzekać na lokalizację.

Podsumowując mogę przyznać, iż na ConStarze bawiłam się dobrze i nie żałuję, że na niego przyjechałam. Byłam na ciekawych konkursach i prelekcjach, jednak dobrze bawiłam się chyba w większej mierze dzięki swojej lubelsko-rzeszowskiej ekipie. Nie wiem czy osoba, która przyjechała na konwent sama mogła bawić się równie dobrze. Zbyt często widać było, iż jest to konwent znajomych dla znajomych. Organizatorzy mogli wg mnie lepiej wykorzystać sprzyjający czas i miejsce i dać z siebie więcej.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...