„Sierociniec” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 26-04-2008 21:08 ()


Każdy stary dom skrywa jakąś tajemnicę, tragedię z przeszłości czy dramat człowieka. Nie wszyscy są w stanie dostrzec prawdę schowaną pomiędzy ścianami „Sierocińca”. Jednak przed oczami dziecka nie jest w stanie nic się ukryć. Ciekawość zawsze prowadzi nas do tego, co zagadkowe i nie odkryte…

Moda na horrory ma się dobrze, a kinowe ekrany szturmują najróżniejsze tytuły, począwszy od produkcji utrzymanych w konwencji klasycznego nurtu, na thrillerach i slasherach kończąc. Od kilku lat możemy śledzić wzrost popularności japońskich obrazów grozy, a w związku z tym powstaje sporo amerykańskich remake’ów dość wątpliwej jakości. Zresztą, Hollywood uwielbia wracać do swoich największych osiągnięć na tym polu, co kilka lat serwując następny remake kultowej niegdyś pozycji. Przykładów chyba nie trzeba podawać, bowiem można je mnożyć w nieskończoność. Jednakże od pewnego czasu obserwujemy rozwój artystycznego kina grozy, a to głównie za sprawą określonej grupy twórców: Alejandro Amenábar, Guillermo del Toro, Jaume Balagueró, a teraz do tego grona dołączył kolejny reżyser - Juan Antonio Bayona.

Muszę przyznać, że kino z dreszczykiem produkowane pod okiem Guillermo del Toro (nie tylko jego filmy) najbardziej trafia w mój gust. Zdecydowanie różni się od japońskich filmów, które można scharakteryzować zdaniem – „jak zobaczysz jeden z nich, to widziałeś wszystkie” (mordercza kaseta, telefon, lodówka czy toster nie poprzestaną, jak nie wybiją małego miasteczka) oraz jest pozbawione amerykańskiego kiczu i powrotów po raz n-ty (jedenasty comeback Jasona, czy szóste masakrowanie piłą mechaniczną). „Sierociniec” wpisuje się w kanon europejskiej kinematografii, ale wbrew pozorom nie traktuje jedynie o rzeczach nadprzyrodzonych. Istotnym zamiarem twórców było zwrócenie uwagi na fundamentalne sprawy, nie poprzestając jedynie na wystraszeniu widza.

Laura wychowywała się w sierocińcu i miała odrobinę szczęścia - została adoptowana. Po latach wraca wspólnie z mężem i synem do domu swojej młodości, gdzie postanawia utworzyć instytut dla grupy dzieci, stale potrzebujących opieki. Wszystko przebiega zgodnie z planem do momentu, kiedy Simon zaczyna wyobrażać sobie, że w domu oprócz nich mieszka jeszcze jeden chłopiec. Kobieta początkowo toleruje wyimaginowanego przyjaciela syna, jednak z czasem zaczyna się coraz bardziej martwić o swoje dziecko, którego zachowanie pozbawione jest racjonalnego wytłumaczenia. W domu zaczyna dochodzić do dziwnych zjawisk, aż w końcu Simon znika. Zrozpaczona matka stara się go odnaleźć za wszelką cenę, wykorzystując każdą nadarzającą się okazję, nie bacząc na nic, wbrew radom męża.

„Sierociniec” jest typem produkcji, które rozgrywają się na więcej niż jednej płaszczyźnie. Ogólnie mamy do czynienia z horrorem, wydarzeniami oscylującymi wokół parapsychologii. Bayon nie zatrzymuje się tylko na tych elementach, idzie dalej, odkrywając krok po kroku dramat z przeszłości, z którym musi zmierzyć się Laura. Jakby nie patrzeć, ten świat stanowił kiedyś integralną część jej życia. Jeżeli raz poczułeś na swojej skórze, jak wygląda sytuacja dzieci w sierocińcu, to uczucie nie opuści cię już nigdy. W końcu reżyser skupia się na sprawach, o których często nie potrafimy rozmawiać, ani zwracać na nie uwagi. Mówi o akceptacji drugiej osoby, dyskryminacji czy też potędze miłości. Więź łącząca Laurę z synem to przykład, jak uczucie może być silniejsze niż śmierć.

Bayon z wielkim kunsztem buduje mroczny, momentami straszny klimat opowieści. Pierwsze wrażenie wywołują już początkowe napisy, pokazane w dość specyficzny sposób, zwiastujące nadchodzące wydarzenia. Produkcja zawiera kilka dość mocnych scen, które z pewnością przypadną do gustu najbardziej wybrednemu, czyli nie wystraszonemu ostatnio widzowi. Duży plus należy się scenografom za sam wystrój i wygląd sierocińca, który w mrokach nocy albo strugach deszczu, przy odgłosach skrzypiącej huśtawki, potrafi przerazić. Reżyser miał też niebywałego nosa w wyborze głównej bohaterki obrazu. Belén Rueda, odtwórczyni roli Laury, praktycznie w pojedynkę uniosła ciężar filmu na swoich barkach. Wyśmienicie poradziła sobie z rolą żony, matki, kobiety, która z niezwykłą, niespotykaną siłą ducha poszukuje dziecka.

Dla wprawnego widza dzieło Bayona może nasuwać skojarzenia z inną hiszpańską produkcją, której akcja rozgrywa się w sierocińcu, a główny bohater stara się rozwikłać zagadkę tajemniczego ducha chłopca. Mowa o „Kręgosłupie diabła” Guillermo del Toro. Produkcja twórcy „Labiryntu Fauna” porusza nieco inną tematykę, mimo że pewne wartości i elementy pozostają niezmienne w obu filmach, a także w przeciwieństwie do „Sierocińca” odnosi się do hiszpańskiej historii.

Obraz Bayony jest przykładem na to, że można kręcić inteligentne horrory, w których makabryczne sposoby masakrowania grupy nastolatków są zwyczajnie zbędne i nudne. Przy zalewie tandety i licznych kalkach amerykańskich czy japońskich produkcji „Sierociniec” prezentuje się jak powiew świeżej bryzy na twarzy. Film polecam nie tylko wielbicielom horrorów, ale ogólnie sympatykom dobrego kina, ponieważ naprawdę warto go zobaczyć.

Ocena:  8/10

Tytuł: "Sierociniec"

Reżyseria: Juan Antonio Bayona

Scenariusz: Sergio G. Sánchez

Obsada:

  • Belén Rueda
  • Fernando Cayo
  • Roger Príncep
  • Mabel Rivera
  • Montserrat Carulla
  • Óscar Casas
  • Geraldine Chaplin

Zdjęcia: Óscar Faura

Muzyka: Fernando Velázquez

Scenografia: Josep Rosell, Iñigo Navarro

Montaż: Elena Ruiz

Czas trwania: 105 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...