"Biocosmosis: Quiciuq" - recenzja
Dodane: 20-04-2008 23:24 ()
Poznaliście Enona, poznaliście Savasa, teraz poznacie Quiciuqa, bowiem jego imię posłużyło za tytuł trzeciego tomu serii „Biocosmosis: Emnisi”. Ten polski cykl fantastyczny, w którym dostrzega się inspirację gwiezdną sagą Lucasa, powoli się rozwija. Jego pozycja lidera na rodzimym rynku komiksowym o tematyce sf nie jest zagrożona. A to dlatego, że innych publikacji tego typu po prostu nie ma. Na całe szczęście nie oznacza to, że twórcy Biocosmosis spoczęli na laurach lub tworzą chałturę, wręcz przeciwnie.
Quiciuq mistrz mediacji i telepatii przybywa na Altomerrę – „planetę opadłych liści”. W Entrium Altromerra znana jest z przewrotnych idei i niecodziennych rozwiązań oraz zaawansowania gospodarczo-społecznego. Emnich udaje się tam na zaproszenie swoich braci z Zakonu Equilibrium. Mnisi wraz z Overlordem planety zawiązali spisek mający na celu porozumienie się z obcą cywilizacją Noktoornów. Tym, który ma się udać na miejsce spotkania z Obcymi jest właśnie Quiciuq. Jednak, jak to często bywa, nie wszystko idzie po myśli spiskowców. Na ich drodze staje potężny telepata -„hacker umysłów”.
Trzeci tom cyklu różni się od poprzednich. Akcja nie rozgrywa się na zapomnianych i zapuszczonych planetach, lecz na wysoko zaawansowanej technicznie, bogatej, posiadającej największą w znanym wszechświecie platformę handlową errze. Volinski tym razem też nie zamyka ciągu zdarzeń w jednym albumie. Zostawia czytelnika w środku intrygi i każe czekać na kolejną część. Mimo tych różnic można znaleźć całkiem sporo podobieństw. Słyszymy o starych znajomych (np. Tolaki „znalazł” sobie nowa pracę), czytamy o znanych nam wydarzeniach. Rozwijają się wątki, które swój początek miały w „Biocosmosis: Enone”. Poznajemy coraz bardziej całe uniwersum, dostajemy partię nowych informacji. Do tego stopnia, że możemy się pokusić o przewidywanie przyszłych zdarzeń. Sądzę, że Volinski doskonale przemyślał każdy szczegół swojego świata, a teraz systematycznie i planowo nam go ujawnia – jak elementy układanki. Bez wątpienia jest to najlepszy i najmocniejszy punkt całej serii o emnichach.
Trochę słabiej za to prezentuje się fabuła trzeciego tomu. Początek dzieje się trochę zbyt dynamicznie. Quiciuq dowiaduje się czegoś, dostrzega pewny element i już po chwili wie wszystko. Wiem, że emnisi mają nadzwyczajne zdolności, ale chwila głębszego zastanowienia, każdemu by się czasem przydała. Choć może Quiciuq, oprócz fenomenalnych zdolności telepatycznych, posiada także inne, o których się dopiero dowiemy. Dalej jest już lepiej, lektura wciąga. Mimo wspomnianych wad trzeci album jest jak do tej pory najlepszy z serii. Widać, że autorom zależy, aby ich dzieło było dopracowane i perfekcyjne. Może o tym świadczyć to, że „Quiciuq” zapowiadany był na grudzień, a ukazał się w marcu. Te kilka miesięcy dało czas na przerysowanie okładki jak i pewnie zmiany w samej fabule (na stronie internetowej serii jest kilka plansz, które początkowo zapowiadały trzeci tom, a w ostateczności się w nim nie znalazły).
Od strony graficznej album prezentuje się niemal identycznie, jak poprzednie. Tym razem mamy i ciasne pomieszczenia i otwarte pejzaże. Kolorystyka nie jest zdominowana jedną barwą, jak było to dotychczas. Paleta odcieni jest różnorodna, a kolory jaskrawsze. Choć dla mnie mogłyby być bardziej stonowane, ale to kwestia gustu. Rysunki stoją na wysokim poziomie. Szczególnie dobrze wypadają przy czarno-białych sekwencjach. Na tym polu raczej nie szykuje się rewolucja, a pewnie powolna ewolucja do mistrzostwa.
Na koniec słowo o kadrowaniu. Jest ono poprawne, spójne, dostosowane do dynamizmu historii, ale nie wyłamuje się z przyjętych dziś schematów. Jednak jest coś, co moim zdaniem psuje odbiór tego komiksu. Są to dwie poziome plansze mniej więcej w środku albumu, który w całej reszcie jest zorientowany pionowo. Ten niepotrzebny zabieg wytrąca czytelnika z jego rytmu i spowalnia akcję, ale może innym to aż tak nie przeszkadza.
Po przyzwoitym Enonie (1 tom), przeciętnym Savasie (2 tom), jest w miarę dobry Quiciuq, a sądzę, że kolejne części będą coraz lepsze. Akcja się zapętla i przyspiesza, zbliża się czas rozstrzygnięcia. Będę czekał na kolejny tom, może nie z jakąś przesadną niecierpliwością, ale zawsze i oczywiście w takiej formie edytorskiej jak do tej pory (to też duży plus tej serii, kiedy czuje się pod palcami gruby, kredowy papier). Czekam też by się przekonać czy „Biocosmosis: Evilivre” nie zawiedzie moich wygórowanych oczekiwań.
Tytuł: "Quiciuq"
Wydawnictwo: Pro-Arte
Rok wydania polskiego: 3/2008
Liczba stron: 48
Format: A4
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Wydanie: I
Cena: 35,80 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...