Recenzja książki "Rajskie zorze" Piotra Patykiewicza
Dodane: 18-04-2008 09:30 ()
Odległa Północ. Szare niebo nad głową i wieczny lód pod stopami. Wszędzie wokół pustka i wysysające życie zimno. Lecz gdzieś tam na horyzoncie wznosi się niebosiężna bariera, po szczycie której od czasów wygnania człowieka krąży ognisty miecz - przestroga Pana dla tych, którzy chcieliby wrócić. Przewrotnym musi być zaiste Bóg, albowiem widoczny w bezchmurne noce blask miecza jest zjawiskiem zbyt pięknym, by utożsamiać je z ostrzeżeniem. Miał odstraszać śmiałków przed próbą świętokradztwa, a stał się źródłem nadziei dla umęczonego ludu. Czyni wiarygodnymi krążące wśród potomków Adama legendy o tym, co minęło. Nie pozwala zapomnieć o Raju. I wciąż rosnącym w nim Drzewie...
Tym razem Piotr Patykiewicz przenosi czytelnika w przestrzeń legend i domysłów o pochodzeniu człowieka. Dokonuje swoistej kompilacji motywów biblijnych, okraszając je szczyptą pomysłów zaczerpniętych z własnej, bogatej wyobraźni. Czyni to w atmosferze właściwej dla stworzonego przez siebie uniwersum, wnosząc do niego przy okazji pewien powiew świeżości. Rzec by można - powiew tak lodowaty, że aż mrozi krew w żyłach. Lecz miłośnicy prozy Patykiewicza nie muszą obawiać się diametralnej zmiany jej charakteru. Odejście od tradycji wszechobecnego błota i robactwa spowodowane jest przeniesieniem dużej części fabuły na daleką Północ, gdzie nie ma już bagien ni karaluchów. Jest za to mnóstwo innego plugastwa - głównie w człowieczej duszy...
Skupmy się jednak na samej opowieści, na koniec zostawiając wszelakie podsumowania. Odnotujmy więc fakt, iż akcja „Rajskich zórz" dzieje się 20 lat po wydarzeniach opisanych w „Złym brzegu". Lestek i Pestek, młodsi bracia Żarka, mają już żony i wcale nie są z tego powodu zadowoleni. Wyruszają w świat, pakują się w tarapaty, w końcu spotykają Marzannę - kobietę ogarniętą pragnieniem odnalezienia mitycznego Raju. W swej naiwności dają się wciągnąć w jej śmiały plan i wkraczają na drogę pełną przeciwności i niebezpieczeństw. Dokonują niełatwych wyborów i przechodzą twarde próby charakteru, za motywację mając tylko graniczącą z fanatyzmem wiarę Marzanny. Oraz pradawne legendy...
Należy w tym miejscu oddać honory autorowi, który na trudnym gruncie stworzył barwną opowieść, pełną oryginalnych postaci i interesujących rozwiązań, a przy tym niezwykle klarowną i zrozumiałą dla średnio wyrobionego czytelnika. Doświadczony miłośnik literatury takie podejście może uznać za niezbyt wyrafinowane, ale po dłuższym namyśle dojdzie do wniosku, że twórczość Patykiewicza odbierać należy raczej emocjonalnie niż intelektualnie (proszę wybaczyć mi taki uproszczony podział) i uzna tego rodzaju zabieg za celowy - zupełnie słusznie zresztą. Nie będę zapewne odosobniony w opinii, że twórczość ta jest bezpośrednim nawiązaniem do ludowych klechd, a co za tym idzie - wymaga dostosowanych do konwencji elementów świata przestawionego, wśród których nie ma miejsca na zawiłe intrygi i przeintelektualizowane postaci. Utrzymana na odpowiednim, niezbyt wysokim poziomie skomplikowania fabuła jest w obliczu powyższej uwagi raczej zaletą niż wadą. A skoro jesteśmy przy ocenie samego wątku głównego, stawiam tylko jeden duży minus - za nie do końca chyba przemyślane zakończenie. Jakieś takie... bez polotu :). Minus tym większy, że mamy do czynienia z recydywą...
Dla przeciwwagi, niemniej najzupełniej sprawiedliwie należy postawić plus za rozbudowanie mentalności bohaterów ponad niezbędne minimum. Mnogość trudnych sytuacji i towarzyszących im niejednoznacznych moralnie decyzji rzuca wiele światła na motywacje i cele głównych aktorów tego przedstawienia. Zastanawiam się tylko, czy dbałość o pokazanie wewnętrznych dylematów podyktowana jest li tylko specyficzną tematyką "Rajskich zórz", czy też ta relacja zależności ma kierunek przeciwny... Może wybór akurat takiej problematyki jest pretekstem do przyjrzenia się ludzkiej duchowości? Jest to oczywiście pytanie kierowane do autora, niemniej każdy z nas może spróbować udzielić na nie odpowiedzi. Są w tekście przesłanki uwierzytelniające obie tezy, chociaż osobiście skłaniam się raczej ku tej drugiej. W końcu każdy pisarz prędzej czy później dochodzi do wniosku, że nie zadowala go pisanie "powiastek" i stara się nadać swemu dziełu duszę. Czyż można zrobić to bardziej naturalnie niż w sposób dosłowny:)? A tak poważnie - mam nadzieję, że ten zabieg na stałe wejdzie do zestawu elementów charakteryzujących twórczość Patykiewicza. Niewątpliwie wszyscy na tym skorzystamy.
Zostawmy jednak psychologiczny aspekt powieści i przyjrzyjmy się najbardziej interesującym fragmentom jej kontekstu kulturowego. Za najważniejszy z nich należy uznać wspomniany na wstępie motyw Edenu, w oczywisty sposób korespondujący z tradycją biblijną - także na płaszczyźnie możliwej polemiki. Zwracam tu szczególną uwagę czytelnika na oryginalną koncepcję grzechu pierworodnego, mocno turpistyczny obraz rajskiego ogrodu czy wreszcie osobliwe ujęcie tematu cherubów - anielskich strażników Raju. Patrząc na te pomysły wypada tylko żałować, że osoba Kusiciela nie została poddana intelektualnej obróbce i za bardzo odpowiada tradycyjnym wyobrażeniom (no chyba że to tylko moje odczucie). Tak czy inaczej należą się autorowi słowa uznania - za fantazję w pracy nad toposem przy jednoczesnym poszanowaniu - mimo wszystko - jego ideologicznych filarów.
Skoro już jesteśmy przy oryginalnych wątkach, to chciałbym wspomnieć o nowościach w uniwersum Patykiewicza. W ramach wciąż powiększającego się bestiariusza w "Rajskich zorzach" spotykamy syreny i trolle - istoty z całą pewnością inteligentne, chociaż w wielu momentach zaskakujące swym zachowaniem i biologią gatunku:). Nie można nie docenić też tragikomicznych motywów związanych z Koszałkiem i „legendarną" postacią Świątka - zwłaszcza pustelniczego upodobania do „ziela szczęścia" i syreniego moczu (estetyka dla Patykiewicza mocno charakterystyczna). Prócz tego mamy jeszcze wiele pomniejszych dowodów bogatej wyobraźni autora, o których wszakże nie należy tu pisać, by nie ujawnić żądnym wrażeń czytelnikom zbyt wiele...
Jest jednak w tej innowacyjności coś, co zaczyna mnie irytować. Otóż w kreowanym przez Patykiewicza świecie brakuje mi spójności. Kolejne tytuły związane są ze sobą poprzez postaci, jednak to zbyt mało, by zobaczyć jakiś integrujący zamysł. Może warto rozbudować historyczną i kulturową stronę świata przedstawionego? Mam przy tym nieskromną nadzieję, że zaproponowany wyżej pomysł zostanie wzięty pod uwagę podczas tworzenia następnych historii osadzonych w tym niezwykle intrygującym uniwersum. Sądzę, że pod tą prośbą podpisze się wielu miłośników twórczości szanownego Autora.
Kilka słów na koniec... Nie ulega wątpliwości, że "Rajskie zorze" nie są ostatnim tomem w nienazwanym cyklu powieści. Cyklu z książki na książkę coraz lepszym, a z całą pewnością zbyt dobrym, by zostawić go bez kontynuacji. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Piotrowi Patykiewiczowi coraz większego grona czytelników i kolejnych sukcesów na polu literatury. Jego twórczość zasługuje na to, by ją docenić. Co niniejszym czynię...
Tytuł: Rajskie zorze
Autor: Piotr Patykiewicz
Wydawnictwo: SuperNOWA , Wrzesień 2007
ISBN: 978-83-7054-198-9
Liczba stron: 453
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...