Tajemnicze zniknięcie jeziora w Chile.
Dodane: 09-04-2008 21:31 ()
Była to akcja, którą Fundacja planowała już od wielu miesięcy. Poprzedzona była licznymi badaniami, eksperymentami i próbami związanymi z odwiertami w ziemi.
Już nie raz Fundacja przeprowadzała podobne akcje, jednak nigdy odwierty nie odbywały się w dnie jeziora.
Chociaż, że jestem medykiem, który uczestniczył w tej akcji, dochodziły mnie jedynie strzępy informacji o technicznym przebiegu całego przedsięwzięcia. Nie potrafię wyjaśnić precyzyjnie jak miało to wyglądać, powiem jedynie jak ja to pamiętam. Zacznę od początku.
Podczas jednej z wypraw geologicznych, ludzie z Fundacji odkryli wielką jaskinię, praktycznie znajdującą się pod dnem jeziora w Parku Narodowym Huemules w Chile. Został wtedy przygotowany plan zwabienia Cthonian, na wypadek gdyby w przyszłości, gdzieś w pobliżu jeziora znaleźliby się przedstawiciele tej rasy. Po wstępnym przeanalizowaniu danych i nadarzającej się okazji Agenci podjęli wprowadzenie planu w życie.
Wszystko zaczęło się od odnalezienia przez naszych Mediów kilka miesięcy wcześniej dużego skupiska Cthonian, na terenie południowej granicy argentyńsko- chilijskiej.
Chodziło przede wszystkim o zwabienie Cthonian do wielkiej podziemnej jaskini pod dnem jeziora. Dokonać tego można było za pomocą odwiertów w ziemi, w które następnie wkładano specjalne gwiazdy. Jak widomo Cthonianie nie lubią znajdować się w ich pobliżu i starają się nie zbliżać w zasięg ich oddziaływania.(Agenci Fundacji noszą podobne, mniejsze gwiazdy jako rodzaj bariery ochronnej.) Akcja polegała na tym, żeby skoordynować odwierty tak, żeby stado Cthonian, starając się omijać gwiazdy uciekło do jaskini „ścieżką”, którą my im wyznaczymy.
Korzystając ze sprzyjającego ukształtowania terenu pod powierzchnią jeziora, wykorzystując szczeliny w skałach, mieliśmy wydrążyć w dnie jeziora „dziurę”. W tą jaskinie mieliśmy zamiar wpompować dużą ilość wody, w sumie, może to głupio zabrzmi, mieliśmy wlać w nią całe jezioro, a to dlatego, żeby mieć pewność, że żaden osobnik się nie ostanie. Chcieliśmy mieć pozytywny efekt, tej zakrojonej na tak dużą skalę akcji.
Od znalezienia Cthonian do przystąpienia do akcji minęło kilka miesięcy. Do tego czasu nie byli oni niepokojeni, nie chcieliśmy, żeby zmienili swoje miejsce przebywania.
Przeprowadzanie akcji zaczęliśmy od ustawiania sprzętu do odwiertów w ziemi blisko legowiska Cthonian, tak żeby, za pomocą gwiazd wypłoszyć ich z zajmowanego przez nich miejsca. Nawiązaliśmy ścisłą współprace z rządami Argentyny i Chile. Dostaliśmy zapewnienie, że mamy wolną rękę w przeprowadzaniu całej akcji. Rząd chilijski nie robił również problemów gdy zaproponowaliśmy zamknięcie dla zwiedzających Parku Narodowego. Jako oficjalny powód zamknięcia rząd podał, że trzeba przeprowadzić chemiczne leczenie drzew z pasożytów w całym Parku, za pomocą spryskania ich specjalnym preparatem z powietrza z wykorzystaniem samolotu.
Nie mieliśmy problemów z rozłożeniem sprzętu, ani z nawiertami. Wszystko poszło sprawnie. Cthonianie o dziwo, bez większych problemów, przemieszczali się tak jak to zaplanowaliśmy. Weszli do jaskini, podczas gdy my kończyliśmy nawiercać dno jeziora. Chwilę po godzinie 4 nad ranem przewierciliśmy się. Potężna, niszczycielska siła wody, z małej wywierconej „dziurki” uczyniła wielki krater. Nasi Media odebrali przekazy masakrowanych Cthonian. Odnieśliśmy kolejne zwycięstwo nad tą plugawą rasą.
Pozostała nam tylko kwestia wytłumaczenia zniknięcia jeziora. Wszystko zaplanowaliśmy szczegółowo, dodając do tego troszkę tajemniczości. W gazetach opublikowano krótkie wypowiedzi pięciu strażników Parku Narodowego. Nagłówki gazet były różne: „Jezioro wyparowało?”; „Chilijczycy nie mogą znaleźć jeziora”; „W Chile zniknęło jezioro”. Treść w większości wiadomości brzmiała tak samo:
„Patrolujący park narodowy chilijscy strażnicy dobre kilka minut stali jak słup soli. "Wczoraj jeszcze tu było" - wyszeptali. Zamurowało ich, bo w miejscu wielkiego jeziora znaleźli tylko suchy krater. To nie było byle jakie bajorko. Miało dwa hektary powierzchni. I nagle, niemal z dnia na dzień, zniknęło.
Nikt nie wie, gdzie się podziało jezioro z parku narodowego Huemules na południu Chile. Raczej nie wyparowało. Do wyjaśnienia zagadki zaprzęgnięto najwybitniejszych naukowców. I nic. Nad byłe jezioro wybiera się grupa geologów i innych ekspertów.
Jedyne, co zostało z jeziora, to wielki krater i kilka brył lodu na jego dnie. Dotąd unosiły się na falach. I jeszcze jedno - wielkie szczeliny w ścianach niecki. "One mogą wyjaśnić, gdzie podziała się woda" - ma nadzieję Juan Jose Romero z chilijskiej agencji odpowiedzialnej za Lasy Państwowe.
Eksperci będą też musieli ustalić przyczynę powstania szczelin. W tym rejonie nie było ostatnio trzęsienia ziemi.”
Tymi najwybitniejszymi naukowcami, geologami i innymi ekspertami, byli oczywiście naukowcy pracujący dla Fundacji Wilmartha. Szybko podali do wiadomości swoje odkrycia:
Tajemnica zniknięcia jeziora w Chile rozwiązana. Zniknięcie jeziora na południu Chile, co odnotowano w maju, było spowodowane powstaniem szczeliny i przesączeniem wody do pobliskiego fiordu - poinformowali naukowcy. Jezioro znajduje się w najbardziej na południe położonym rejonie Chile, Magallanes y Antarctica Chilena, w Patagonii. Zasila je woda z topniejących lodowców. Na początku tego roku jego powierzchnia miała 4-5 ha. O tym, że nie ma w nim wody, zorientowano się w maju, podczas rutynowego obchodu okolicy (jezioro znajduje się na terenie parku narodowego Huemules). W ciągu kilku dni nad byłe jezioro wyruszyła grupa naukowców, którzy próbowali ustalić, co się stało. Ostatecznie ustalono, że w lodowcu ciągnącym się po jednej stronie jeziora powstała szczelina. Woda przesączyła się przez nią do nieodległego fiordu, a stamtąd - do morza. Na miejscu jeziora pozostała sucha niecka wypełniona bryłami lodu - relacjonowali naukowcy w chilijskiej telewizji. Wygląda na to, że powoli znowu wypełnia się ono wodą - skomentował ekspert we dziedzinie lodowców, który kierował zespołem badającym przyczyny zjawiska, Andres Rivera. Zdaniem Rivery, zjawisko zniknięcia wody z jeziora ma związek z globalnym ociepleniem klimatu.
Tak to się właśnie tutaj to robi. Ale boję się myśleć, jakie skutki będzie miał nasz atak na rasę Cthonian. Minęło kilka dni, jak na razie nie odnotowaliśmy jakichś przepotężnych burz i trzęsień ziemi, które miały miejsce w „ramach rewanżu” przy poprzednich tego typu akcjach, w których głównym celem była eksterminacja tych ohydnych stworzeń.
Na koniec przedstawiam zdjęcie z kolegami na dnie jeziora.
Pomocne linki mi były:
http://www.msnbc.msn.com/id/19353905/
http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article37474/Chilijczycy_nie_moga_znalezc_jeziora.html
http://www.przebudzenie.pl/lofiversion/index.php?t2968.html
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...