"Shinsengumi: ostatni wojownicy szoguna" - recenzja

Autor: Seratin Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 30-03-2008 15:36 ()


Shinsengumi - tę nazwę zna każdy miłośnik mangi i anime, czy też szerzej - japońskich klimatów. Elitarne oddziały milicji miejskiej o tej nazwie, choć nieliczne, zapisały się w historii Japonii dzięki swej bezwzględności, sprawności w walce oraz niemalże fanatycznemu oddaniu papie..., to znaczy szogunowi. Dzięki "Shinsengumi: ostatni wojownicy szoguna", polski czytelnik może teraz poznać bliżej krwawy okres Bakumatsu (lata 50-te i 60-te XIX wieku), w czasie którego działali shinsengumi.

Okres ten pełen jest paradoksów. Główną osią konfliktu (czy też najważniejszym pretekstem, który sprowokował wojnę domową) był stosunek do przybyszów z Zachodu. Feudalny szogunat Tokugawy, będący od dwóch i pół wieku najważniejszą siłą polityczną w Japonii, był zainteresowany modernizacją; zaś skupione wokół dotychczas zmarginalizowanego cesarza siły nawoływały do wyrzucenia z kraju barbarzyńców i izolacji Japonii. I chociaż ostatecznie zwycięzcami byli rojaliści, konsekwencją była tak zwana restauracja Meiji, odpowiadająca mniej więcej europejskiemu oświeceniu, i powstanie nowoczesnego państwa japońskiego.

Shinsengumi - może nie ostatni wojownicy szoguna, lecz na pewno najbardziej znani - były milicyjnymi oddziałami kontrrewolucyjnymi, których celem była walka z terrorem wznieconym przez bezpańskich samurajów, zwolenników cesarza. Sformowani w roku 1863, zasłynęli rok później dzięki akcji w karczmie Ikedaya, w czasie której przy niewielkich stratach własnych rozbili siły rojalistycznego klanu Choshu i uniemożliwili im tym samym podpalenie Kyoto. Właśnie to starcie stworzyło legendę shinsengumi jako bezwzględnych i okrutnych wojowników. Czy ten sugestywny obraz (pojawiający się np. w kenshinowym OAV "Samurai X: Trust & Betrayal") jest jednak prawdziwy?

Książka Hillsborougha potwierdza to, choć jednocześnie rozczarowuje sposobem podjęcia tematu. "Shinsengumi" jest pierwszą tego typu pozycją wydaną na Zachodzie, z tego też pewnie powodu autor postanowił nie wchodził zbyt głęboko w, jak sam to określa, "trywialne szczegóły", zamiast tego opisując ducha organizacji i obraz Japonii u schyłku Epoki Edo i początku restauracji Meiji. Szczególny nacisk położony został na przedstawienie motywacji shinsengumi - szkoda jednak, że Hillsborough zamiast porządnej analizy stosuje "przekonywanie przez powtarzanie". Być może faktycznie "Wilki z Mibu" były bezwzględnymi oprychami, albo robotami ślepo przestrzegającymi surowego kodeksu Hijikaty, gotowymi zabić albo popełnić seppuku na każde skinienie zwierzchników. Jednak sposób, w jaki przedstawia ich Hillsborough, jest ewidentnie płytki, a to budzi podejrzenia, że być może prawda o shinsengumi była nieco bardziej skomplikowana. Wiarygodności - przynajmniej u czytelnika przyzwyczajonego do "normalnych" książek historycznych - nie dodaje także tej pozycji fabularyzowana narracja, gdzie fikcja literacka przeplata się z źródłami historycznymi.

"Shinsengumi: ostatni wojownicy szoguna" to dobra, wciągająca książka, jednak każdy sięgający po nią czytelnik powinien mieć świadomość, że przedstawia ona tylko jeden punkt widzenia na wydarzenia Bakumatsu. Ta jednostronność, czy nawet stronniczość, jest słabością książki, tym niemniej doskonale sprawdza się ona jako wprowadzenie do tego arcyciekawego okresu historii Japonii.

 

 

Tytuł: SHINSENGUMI. Ostatni wojownicy szoguna

Autor: Hillsborough Romulus

Wydawnictwo: Bellona

Liczba stron: 208

Wymiary: 170x240

Oprawa: miękka

Rok wydania: 2007

Cena: 30 zł


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...