Recenzja książki „Wicher śmierci. Ekspedycja” Stevena Eriksona
Dodane: 23-02-2008 18:17 ()
Czy można mówić o zbliżaniu się do końca historii, gdy do wydania zostały jeszcze trzy tomy cyklu? Okazuję się, że w przypadku „Malazańskiej księgi poległych” Stevena Eriksona – można. Zamiast, jak do tej pory, otwierać niezliczone nowe wątki, praktycznie niemożliwe do ogarnięcia za pierwszym czytaniem książki, w najnowszym tomie, „Wichrze śmierci”, autor zaczął doprowadzać część z nich do finału. I wbrew ponurym oczekiwaniom, można mieć nadzieję, że cykl jednak zamknie się w spójny sposób.
Malazańczycy wrócili. Jak wynikało z zakończenia poprzedniej części cyklu, tu znów mamy do czynienia z silnymi, zwartymi i gotowymi malazańskimi wyjadaczami, w osobach żołnierzy Czternastej Armii, weteranów spod Y’Ghatanu. Ucieszą się ci z czytelników, dla których ich cyniczne dialogi stanowiły jeden z największych uroków książki. Nie zabraknie też kontynuacji losów wędrowców poszukujących duszy Scabandariego Krwawookiego, a także pozostałych motywów rozpoczętych w poprzedniej części opowieści o Imperium Letheryjskim. Najsłabiej zresztą wypada właśnie ta część powieści poświęcona dogorywającej władzy Imperium. Jego los, wbrew charakterystycznemu dla Eriksona stylowi, który zazwyczaj nie pozwala czytelnikowi wiele się domyślić, jest tym razem łatwy do przewidzenia. Wciąż nie wiemy jednak, jakie znaczenie dla całokształtu fabuły miała cała historia tego kraju, choć należy się spodziewać, że była ona bez znaczenia.
W drugiej połowie „Wichru śmierci”, noszącej podtytuł „Ekspedycja”, mamy większą równowagę między wątkami. Każda z przedstawionych postaci otrzymuje trochę swojego czasu „na scenie”, a dzięki temu w powieści znajduje się miejsce i dla tych bohaterów, którym czytelnik towarzyszy niemal od początku cyklu i dla tych, którzy (jak można podejrzewać) nie dożyją do następnego wolumenu.
Zakończenie rozgrywki zdaje się jednak nieco pospieszne – brak tu charakterystycznego dla poprzednich części dwustustronicowego finału, gdzie losom każdej ważniejszej postaci poświęcone jest kilka osobnych scen, tym bardziej, że tom ten jest najobszerniejszym z dotychczas wydanych. Owszem, samo zakończenie konfliktu jest satysfakcjonujące, a jednak mi osobiście brakowało nieco tego finału, od którego nie sposób się oderwać. Zaskakujące jest także, że przy całym tym niespiesznym zdążaniu do końca opowieści nie dowiadujemy się w tej części wiele o wątku, który zdaje się być jednym z zasadniczych, jeśli nie głównym w całym cyklu. Nie poznajemy właściwie nic nowego o Okaleczonym Bogu ani o naturze grot.
Trudno w przypadku takiej książki jak ta zachęcać czy też zniechęcać do jej przeczytania. Ten, kto dotarł do tego punktu „Malazańskiej księgi poległych” zapewne sam wie, że chce po nią sięgnąć. Tym, którzy nie znają jeszcze całości można jedynie polecić, by poświęcili czas na zapoznanie się z tą niezwykle obszerną historią. Bo choć nie jest ona lekka ani łatwa, jest to jeden z robiących największe wrażenie utworów fantasy ostatnich lat.
Tytuł: „Wicher śmierci. Ekspedycja”
Tytuł oryginału: „Reaper’s Gale“
Autor: Steven Erikson
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawnictwo: Mag
Rok wydania: 2007
Oprawa: miękka
Liczba stron: 773
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...